Wpisy od Agnieszka Zakrzewicz

Powrót na stronę główną
Świat

Dziennikarze na celowniku

We Włoszech nasiliły się ataki na wolność prasy

Korespondencja z Rzymu

Zamach na Sigfrida Ranucciego, włoskiego dziennikarza śledczego i redaktora naczelnego programu „Report”, wstrząsnął nie tylko Włochami. Poruszył również tych, którzy jeszcze wierzą, że Europa jest bezpiecznym kontynentem dla wolnego słowa. To uderzenie w fundament demokratycznego porządku, czyli w prawo obywateli do informacji. A zarazem najpoważniejszy incydent w serii ataków na wolność prasy we Włoszech. Te zaś w ostatnich latach wyraźnie się nasiliły.

16 października br. przed domem Ranucciego w Pomezii eksplodowała bomba domowej roboty. Potężny ładunek zniszczył samochód dziennikarza i uszkodził auto jego córki. Zaledwie kilka minut wcześniej Ranucci wrócił do domu po dłuższej nieobecności. Zdjęcia spalonego wraku oraz uszkodzonej bramy szybko obiegły media społecznościowe i trafiły na pierwsze strony gazet. „To już nie była tylko groźba – to był sygnał, że ktoś chce mnie uciszyć”, powiedział Ranucci, komentując zamach.

„Report” nie ma sobie równych. Z jednej strony, to najbardziej ekonomiczna produkcja we włoskiej telewizji publicznej RAI, z drugiej – program najbardziej opiniotwórczy, dociekliwy, bezkompromisowy i znienawidzony przez polityków. Przy produkcji pracuje łącznie 10 osób, a śledztwa dziennikarskie prowadzą samodzielnie freelancerzy; niektóre trwają nawet trzy-cztery miesiące.

Sigfrido Ranucci dołączył do redakcji w 2006 r., a po 10 latach został prowadzącym program i redaktorem naczelnym. Pod jego kierownictwem „Report” skupił się na śledztwach dotyczących korupcji, finansów publicznych, przestępczości zorganizowanej, powiązań mafii z polityką i ekstremistami oraz ochrony środowiska. Ranucci otrzymał kilka prestiżowych nagród dziennikarskich, ale to w niego i w program wymierzane są najczęściej oskarżenia o zniesławienie – tzw. pozwy zastraszające. Z powodu gróźb otrzymywanych w związku z prowadzonymi śledztwami dziennikarz pozostaje pod ochroną policji od 2009 r. Jego praca od dawna jest dla wielu niewygodna, a ostatnio coraz bardziej niebezpieczna dla niego samego.

W sprawie zamachu na Ranucciego śledztwo prowadzi rzymska prokuratura antymafijna. Tropów jest wiele: od gróźb mejlowych i anonimowych listów po zastraszanie przez lokalne grupy przestępcze i środowiska skrajnej prawicy. W tle pojawia się również wątek albańskiej mafii narkotykowej, o której „Report” realizował serię reportaży. To właśnie w rejonie Torvaianiki, niedaleko domu Ranucciego, działają klany odpowiedzialne za handel narkotykami i przemoc, o czym program RAI mówił od lat.

Sam dziennikarz ujawnił, że w ostatnich latach był wielokrotnie zastraszany: „Niedawno włamano się do mojego drugiego domu w prowincji Latina. Nie mówiłem o tym nikomu poza policją”. Rok wcześniej jego ochrona znalazła dwa naboje kalibru 38 na trawniku przed posesją. „Nie zostawiono ich dla mnie. Wypadły po prostu komuś, kto czaił się z bronią za ogrodzeniem. Wiedział, że wracam po kilku dniach nieobecności”, wyznał po zamachu.

Ranucci ujawnił również, że w 2010 r. jeden z członków klanu Santapaola chciał go zabić, ale został powstrzymany przez ojca chrzestnego cosa nostry Mattea Messinę Denara. Poziom zagrożenia wzrósł w 2021 r., a dziennikarzowi przyznano całodobową ochronę. „Narkotykowy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Flotylla i demokracja

Przeciw ludobójstwu w Strefie Gazy, zatrzymaniu Flotylli Global Sumud i bierności rządu Giorgii Meloni protestowało 2 mln Włochów

Korespondencja z Włoch

Morze ludzi – to najlepiej obrazuje falę protestów, która w ostatnim tygodniu przetoczyła się przez Włochy. Na ulice wyszły setki tysięcy osób: studenci, robotnicy, inteligencja. Starzy i młodzi. „Stop ludobójstwu!”, „Wolna Palestyna”, „Blokujemy wszystko”, „Jesteśmy flotyllą” – pod tymi hasłami Włosi protestowali przeciw izraelskiej masakrze w Strefie Gazy, zatrzymaniu łodzi Flotylli Global Sumud oraz bierności rządu Giorgii Meloni.

Zatrzymać masakrę w Gazie

3 i 4 października 2025 r. przejdą do historii jako dni jednej z największych mobilizacji społecznych we Włoszech. Takich protestów nie widziano tu od lat. W odpowiedzi na blokadę przez izraelską armię Flotylli Global Sumud na Morzu Śródziemnym i na aresztowanie 450 aktywistów z wielu krajów (w tym 44 Włochów) prawie 2 mln obywateli wyszło na ulice ponad 100 miast.

Pierwsze protesty miały miejsce już 22 września, po ostrzale przez izraelskie drony jednostek płynących z pomocą humanitarną. W ich wyniku prawicowy rząd Meloni wysłał na morze dwa statki wojskowe, które miały towarzyszyć flotylli (podobnie postąpiły rządy Hiszpanii i Turcji) oraz rozpoczął zabiegi dyplomatyczne dotyczące „bezpiecznego” zatrzymania włoskich aktywistów i ich ekstradycji.

Do przechwycenia flotylli doszło 1 października. Jeszcze tego samego dnia wieczorem w wielu miastach obywatele spontanicznie wyszli na ulice, solidaryzując się z aktywistami i narodem palestyńskim. W Rzymie marsz liczący ponad 10 tys. osób przeszedł od stacji Termini do centrum. Manifestanci chcieli dotrzeć pod Palazzo Chigi – siedzibę rządu, lecz zostali zatrzymani przez policję. Doszło do starć.

Po doniesieniach o izraelskich żołnierzach wchodzących na pokłady łodzi włoskie związki zawodowe CGIL, USB i COBAS w piątek 3 października ogłosiły strajk generalny obejmujący cały sektor publiczny i prywatny, pod hasłem: „Blokujemy wszystko”. U jego podstaw leżał nie tylko protest pracowniczy, lecz także apel moralny i polityczny: zatrzymać masakrę w Gazie i poprzeć aktywistów flotylli Sumud zatrzymanych przez Izrael.

Jednak z powodu niepowiadomienia z dziesięciodniowym wyprzedzeniem o szykowanej manifestacji Komisja Gwarancji Strajkowych uznała strajk za nielegalny. Minister infrastruktury i transportu Matteo Salvini napisał na platformie X: „Nie pozwolimy, by CGIL i lewicowi ekstremiści siali chaos we Włoszech. Nie będziemy tolerować żadnego nagłego strajku generalnego”. Dodał też: „Flotylla działa prowokacyjnie w kluczowym momencie dla międzynarodowej dyplomacji. Lewicowe związki zachowują się nieodpowiedzialnie, podburzając ludzi i szkodząc Włochom”. Salvini zagroził, że każdy strajkujący zostanie pociągnięty do odpowiedzialności.

Przedstawiciele CGIL odpowiedzieli w komunikacie: „Atak na statki cywilne z obywatelami Włoch stanowi cios w porządek konstytucyjny, utrudnia działania humanitarne i solidarność z ludnością palestyńską, poddaną przez rząd Izraela rzeczywistemu ludobójstwu”.

Im chodzi o długi weekend

„Wciąż uważam, że to wszystko nie przynosi żadnej korzyści narodowi palestyńskiemu, natomiast może przysporzyć trudności narodowi włoskiemu”, oświadczyła Giorgia Meloni, krytykując strajk generalny i demonstracje. Flotyllę Sumud nazwała „inicjatywą, która ma niewiele wspólnego z Palestyną, a bardzo wiele z włoską polityką i chęcią uderzenia w rząd”. Z przekąsem dorzuciła: „Spodziewałam się, że przynajmniej w tak ważnej sprawie związki zawodowe nie ogłoszą strajku w piątek – bo długi weekend i rewolucja to kiepskie połączenie”.

Na słowa Meloni ostro zareagował Maurizio Landini, sekretarz generalny CGIL: „Premier powinna okazywać szacunek tym, którzy pracują i płacą podatki. Sugerowanie, że strajk jest pretekstem do przedłużenia weekendu, to obraza. Dziś kwestionowane są podstawowe wartości demokracji i prawo ludzi do życia w pokoju. Ludzie przyzwoici i organizacje oparte na wartościach nie mogą na to patrzeć obojętnie”. Przypomniał ponadto, że „w 1943 r. robotnicy również wykorzystali strajk jako narzędzie sprzeciwu wobec wojny – w imię pokoju i demokracji” oraz że „nie ma pracy bez pokoju, a solidarność jest prawem wszystkich ludzi pracy”.

Były sekretarz Partii Demokratycznej Pier Luigi Bersani skomentował zaś ironicznie: „450 aktywistów z ponad 40 krajów wybrało się na rejs po Morzu Śródziemnym, by spiskować przeciw pani premier. To przejaw megalomanii w stylu Trumpa”.

W Izbie Deputowanych głos zabrała też sekretarz Partii Demokratycznej Elly Schlein: „To niedopuszczalne, by rząd próbował zatuszować lub ignorować głos setek tysięcy protestujących, którzy wyszli na ulice w obronie Palestyńczyków. Kryminalizujecie sprzeciw, a nie zbrodnie popełniane

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Belìce – ziemia, która pamięta

Jak z tragedii zrodziła się sztuka

Korespondencja z Sycylii

Dolina Belìce to serce zachodniej Sycylii – kraina rozciągająca się między prowincjami Trapani, Palermo i Agrigento. Słynie z oliwki Nocellara del Belìce dającej wyborną oliwę z certyfikatem DOP (Denominazione di Origine Protetta, czyli Chroniona Nazwa Pochodzenia), z win białych i mineralnych – grillo i catarratto – oraz pełnych słońca czerwonych nero d’avola. Ale to także ziemia pasterzy, którzy od wieków wyrabiają tu Vastedda della Valle del Belìce, jedyny owczy ser pleśniowy o kształcie miękkiego krążka, wpisany na listę DOP. Smak tej doliny to oliwa, wino i ser. Tu antyk spotyka współczesność, a codzienność stapia się z legendą.

Wracam po latach na Sycylię, tym razem z okazji wręczenia 21. Nagrody Grupy Smaku, przyznawanej przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Zagranicznych we Włoszech. Lotnisko Falcone-Borsellino zaskakuje nowoczesnością i wygodą. Tuż przed wyjściem udaje mi się jeszcze zjeść ulubione arancino – ryżową kulę z nadzieniem, obtoczoną w tartej bułce i smażoną na głębokim tłuszczu.

Za drzwiami terminala uderza południowy żar i morska bryza, o wiele lżejsza niż duszne powietrze Rzymu. Gdy autokar rusza, zerkam na Monte Pecoraro – wapienną górę opadającą stromo ku morzu, tuż przy pasie startowym. Towarzyszy każdemu lądowaniu i każdemu startowi. Zostawiamy ją za sobą, kierując się na południowy zachód, w głąb wyspy, wzdłuż kręgosłupa Sycylii. Za oknem morze ustępuje miejsca niskim domkom, gajom oliwnym, monumentalnym kaktusom i kwitnącym oleandrom.

Sycylia odsłania się w wersji bez filtra – pasterskiej, rolniczej i mniej turystycznej. Mijane miasteczka mają pełne uroku nazwy: San Cipirello, Santa Ninfa, Partanna. Im dalej w interior, tym więcej prostoty i melancholii.

Po półtoragodzinnej jeździe pojawia się drogowskaz: „Gibellina Vecchia – Il Cretto di Burri”. Zakręty prowadzą coraz wyżej w coraz bardziej pusty krajobraz – jakby nie było tu żywej duszy. I nagle pomiędzy wzgórzami nierealny widok – rozległa betonowa plama. To Il Grande Cretto (Wielkie Pęknięcie) – monumentalne dzieło land-artu. W tym miejscu istniała kiedyś Stara Gibellina.

Betonowy całun

W nocy z 14 na 15 stycznia 1968 r. o godz. 3.01 gwałtowny wstrząs o magnitudzie 6,4 rozdarł dolinę Belìce. W kilka chwil miasteczka obróciły się w gruzy. W ciągu następnych 10 dni ziemia drżała jeszcze 16 razy, a wstrząsy wtórne trwały pół roku. Do wielu miejsc ratownicy nie docierali całymi dniami – drogi były nieprzejezdne, informacje niekompletne, a pomoc chaotyczna. Jeden z pilotów biorących udział w rozpoznaniu terenu katastrofy powiedział: „To jak po wybuchu bomby atomowej. Przeleciałem nad piekłem”.

Gibellina, Salaparuta i Montevago zostały zrównane z ziemią. 231 osób zginęło, niemal 70 tys. straciło dach nad głową. Rannych z trudem przetransportowano do szpitali w Palermo oraz mniejszych miastach Sciacca i Agrigento.

Tragedia w Belìce była pierwszą katastrofą naturalną transmitowaną na żywo przez włoską telewizję. Specjalne wydanie poprowadził Piero Angela. Po raz pierwszy Włosi z północy zobaczyli „biedę południa”. Katastrofa odsłoniła nie tylko furię natury, ale także dekady zaniedbań i niewydolność państwa. Opóźnienia zmusiły tysiące ludzi do życia latami w barakach. Wielu wyemigrowało. Z tej tragedii jednak zrodziła się sztuka.

Autokar zatrzymuje się u stóp Wielkiego Pęknięcia. W upalne popołudnie nie ma tu nikogo. Powietrze faluje nad betonowym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Prawo do godnej śmierci

Włochy, jako jedyny kraj w Europie, umożliwiły dokonanie samobójstwa wspomaganego mimo luki ustawodawczej

 

Eutanazja a samobójstwo wspomagane

Choć oba pojęcia dotyczą zakończenia życia w sytuacji nieuleczalnej choroby i cierpienia, różnią się formą wykonania. W przypadku eutanazji to osoba trzecia – najczęściej lekarz – bezpośrednio podaje śmiertelną substancję, kończąc życie pacjenta. Natomiast przy samobójstwie wspomaganym lekarz jedynie udostępnia środek farmakologiczny, a samą czynność jego przyjęcia wykonuje pacjent, z własnej woli i decyzji. Kluczowa różnica polega na tym, kto dokonuje ostatecznego aktu – pacjent czy osoba trzecia.

Eutanazja jest legalna tylko w kilku krajach, pod ściśle określonymi warunkami. Samobójstwo wspomagane (asystowane) jest dozwolone w 28 krajach na świecie. W Europie są to: Hiszpania, Portugalia, Francja, Holandia, Belgia, Luksemburg, Niemcy, Szwajcaria, Austria i Włochy.

 

Korespondencja z Rzymu

„Każde życie – nawet w najbardziej skrajnych warunkach – jest warte przeżycia. Ale to my i tylko my mamy prawo wybierać”, powiedziała Laura Santi, dziennikarka z Perugii, od lat chora na stwardnienie rozsiane. 21 lipca 2025 r., w wieku 50 lat, Laura zmarła we własnym domu po samodzielnym podaniu sobie śmiertelnej dawki środka farmakologicznego. Jest dziewiątą osobą we Włoszech – i pierwszą w Umbrii – która uzyskała prawo do dokonania wspomaganego samobójstwa.

„Kiedy będziecie czytać te słowa, mnie już nie będzie, bo postanowiłam przestać cierpieć. Choć decyzja była znana wszystkim, ten gest dokonuje się w ciszy i przyniesie ból, bo wielu nie będzie mogło się pożegnać. Proszę o zrozumienie. To akt ostateczny, wymagający stalowych nerwów. Jak mogłabym przeżyć to spokojnie, dokładając żałobę do przedwczesnej żałoby, ból do bólu?”, napisała w liście pożegnalnym. Opis jej cierpienia nie pozostawia obojętnym: „Za uśmiechem na zdjęciu kryła się codzienność pełna bólu i coraz większej niemocy. Nie mogłam już wykonać najprostszego gestu ani cieszyć się życiem. A to dla mnie oznacza godność”.

Przez dwa i pół roku Laura Santi walczyła prawnie o dostęp do wspomaganego samobójstwa. Lokalna służba zdrowia w Perugii wydała zgodę dopiero w czerwcu 2025 r. Środek i sprzęt dostarczyła bezpłatnie służba zdrowia, a procedurę wspomógł wolontariacki personel medyczny. „Miałam czas, by dojść do tej decyzji i by ją zmienić. Pozwoliłam sobie skosztować ostatnich okruchów życia – pożegnać miejsca, ludzi, kolory, niebo… Żyj tak, jakby każdy dzień był ostatni – mówią. Niemożliwe? Ja prawie to osiągnęłam”, pisała dziennikarka.

Laurze do końca towarzyszył mąż Stefano, wspierający ją także w walce o prawa pacjentów – kobieta była aktywistką Stowarzyszenia im. Luki Coscioniego. Oto jej ostatnie słowa: „Zaraz umrę. Czuję ogromną wolność od cierpienia i piekła codzienności. (…) Pamiętajcie o mnie i nigdy nie przestawajcie walczyć, nawet jeśli walka wydaje się beznadziejna”.

DJ Fabo i proces Marca Cappata

O prawo do godnej śmierci we Włoszech od lat walczą Partia Radykalna i Stowarzyszenie im. Luki Coscioniego. Ten ekonomista i polityk zachorował w 1995 r. na stwardnienie zanikowe boczne, a wraz z postępem choroby stał się symbolem walki o samostanowienie i wolność jednostki oraz prawa obywatelskie, w tym prawo do eutanazji, dostęp do badań nad embrionami, aborcję czy wspomaganą prokreację. W 2001 r. został przewodniczącym Partii Radykalnej, rok później powstało stowarzyszenie jego imienia. Zmarł w 2006 r.

We Włoszech – kraju o silnym wpływie Watykanu – eutanazja długo pozostawała tabu. Początkowo Watykan odrzucał ją jednoznacznie (sprawa Eluany Englaro) i sprzeciwiał się prawu do wspomaganego samobójstwa, wpływając na kolejne rządy, by nie regulowały tej kwestii. W czasach papieża Franciszka stanowisko nieco się zmieniło: Kościół katolicki podkreśla świętość życia, ale uznaje również zasadność zawieszenia terapii, które skutkują uporczywym leczeniem. Punktem zwrotnym była głośna sprawa DJ Fabo i orzeczenie 242/2019 Trybunału Konstytucyjnego.

Fabiano Antoniani, znany jako DJ Fabo, 40-letni muzyk i producent, po wypadku samochodowym stracił wzrok i władzę w czterech kończynach. Po latach całkowitej zależności i cierpienia bez nadziei na poprawę jego życzeniem było umrzeć z godnością we własnym kraju. Ponieważ włoskie prawo tego nie umożliwiało, zwrócił się o pomoc do Stowarzyszenia im. Luki Coscioniego i Marca Cappata – polityka, działacza Partii Radykalnej, byłego eurodeputowanego i członka stowarzyszenia. Cappato odwiózł go do szwajcarskiej kliniki, gdzie 27 lutego 2017 r. DJ Fabo poddał się wspomaganemu samobójstwu po badaniach lekarskich i psychologicznych potwierdzających jego świadomą decyzję. „Dotarłem do Szwajcarii nie z pomocą państwa, lecz dzięki Marcowi Cappatowi, który uwolnił mnie od piekła bólu. Będę mu dziękował aż do śmierci”, napisał w pożegnaniu.

Po powrocie do Włoch Cappato zgłosił się na policję, oskarżając siebie o pomoc w samobójstwie. Chciał sprowokować proces, by zmusić wymiar sprawiedliwości do zajęcia stanowiska wobec luki ustawodawczej. Sprawa trafiła do sądu w Mediolanie, a następnie do Trybunału Konstytucyjnego. Ten zaapelował do parlamentu o uregulowanie luki legislacyjnej, po raz pierwszy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Lepsze prawa zwierząt

Włochy wprowadziły ostre kary dla osób znęcających się nad zwierzętami

Korespondencja z Rzymu

We Włoszech zakończył się symboliczny proces, który od lat dojrzewał w świadomości społecznej: od teraz zwierzęta nie są już traktowane jako rzeczy lub własność człowieka – prawo uznaje je za istoty czujące, które zasługują na bezpośrednią i niezależną ochronę.

29 maja włoski Senat przegłosował nową ustawę o ochronie zwierząt, której pierwszą sygnatariuszką była Michela Vittoria Brambilla, przewodnicząca międzyparlamentarnej grupy ds. praw zwierząt i ochrony środowiska, deputowana prawicowej partii Noi Moderati (My Umiarkowani), a wcześniej posłanka i minister turystyki w rządzie Silvia Berlusconiego. Ustawa przewiduje surowe kary za zabijanie zwierząt, znęcanie się nad nimi, organizowanie walk czy nielegalny handel. Prawdziwy przełom stanowi jednak filozofia nowego prawa: ochrona zwierząt jako istot czujących, których dobro zasługuje na autonomiczne miejsce w systemie prawnym. Zmiana polega na odejściu od ochrony „uczucia do zwierząt” na rzecz ochrony samych zwierząt – niezależnie od tego, jak są postrzegane przez człowieka.

Ustawa wprowadza istotne zmiany w Kodeksie karnym, a przede wszystkim zaostrza kary. Za zabicie zwierzęcia grozi teraz od sześciu miesięcy do czterech lat więzienia (w przypadku szczególnego okrucieństwa) oraz grzywna do 60 tys. euro. Surowsze są także kary w przypadku znęcania się – do dwóch lat więzienia, bez możliwości zamiany kary na grzywnę. Wzrasta grzywna za organizowanie zawodów lub wyścigów, podczas których zwierzęta doznają przemocy. Za organizowanie walk z udziałem zwierząt grozi od dwóch do czterech lat więzienia oraz kara pieniężna do 30 tys. euro. Taką samą przewidziano za udział w walkach oraz w zakładach, których podmiotem są zwierzęta.

Wzrastają kary pieniężne za porzucenie zwierzęcia – kosztować to będzie od 5 tys. do 30 tys. euro (wcześniej od 1 tys. do 10 tys. euro). Nowe przepisy zakazują również zabijania zwierząt, które zostały schwytane i o których losie decyduje sąd. Nie będzie można ich uśpić, zanim trybunał nie wydał wyroku. Organizacje obrony praw zwierząt będą miały prawo występować o ponowne rozpatrzenie decyzji, aby zapewnić możliwość jak najlepszego traktowania zwierzęcia i uzyskać nad nim opiekę.

W całym kraju będzie obowiązywał absolutny zakaz trzymania psów i innych zwierząt na łańcuchu. Grozi za to grzywna w wysokości 5 tys. euro. Całkowicie zakazane jest też komercyjne wykorzystywanie skóry kotów domowych.

Ponadto wobec tych, którzy notorycznie popełniają najpoważniejsze przestępstwa przeciwko zwierzętom, będzie można od teraz stosować takie środki zapobiegawcze jak wobec członków zorganizowanych grup przestępczych, a więc konfiskatę mienia i specjalny nadzór.

Należy również uważać na egzotyczne zwierzęta trzymane w domu – w przypadku gatunków zakazanych we Włoszech grozi grzywna i konfiskata. Zostaje także zakazany nielegalny handel szczeniakami, za co grozi od teraz kara pozbawienia wolności na okres 4-18 miesięcy oraz od 6 tys. do 30 tys. euro grzywny.

Wszystkie kary mogą wzrosnąć o jedną trzecią, jeżeli przestępstwo popełnione jest w obecności nieletnich, wobec większej liczby zwierząt albo zarejestrowane i upowszechniane za pomocą narzędzi informatycznych i telematycznych.

Zmiana kulturowa

Ta zmiana nie dokonała się w próżni. Włoskie społeczeństwo od lat daje wyraz coraz silniejszej więzi emocjonalnej ze zwierzętami domowymi – szczególnie w miastach. W kraju, gdzie żyje ponad 65 mln zwierząt domowych: psów, kotów, królików, chomików, rybek czy ptaków – nowa ustawa to nie tylko formalny zapis, ale przede wszystkim odzwierciedlenie realnej zmiany kulturowej, w której zwierzęta stają się pełnoprawnymi członkami społeczeństwa – nie jako „rzeczy”, ale jako istoty mające prawo do życia bez przemocy.

Według danych opublikowanych w 2023 r. przez Rejestr Zwierząt Towarzyszących (Anagrafe Animali d’Affezione) we Włoszech jest prawie 14 mln psów oznakowanych mikrochipem, co oznacza średnio jednego psa na czterech obywateli.

Najpopularniejszymi zwierzętami domowymi są psy i koty. Badanie przeprowadzone w 2022 r. przez ośrodek Censis, zatytułowane „Wartość społeczna lekarzy weterynarii”, ujawniło, że zwierzęta towarzyszące są wybierane głównie przez singli (54%) oraz osoby po separacji (68%). We Włoszech na 100 mieszkańców przypada ponad 50 zwierząt domowych, a pierwsze miejsce zajmują psy. Pod tym względem Włochy są w Europie na czwartej pozycji, po Węgrzech, Francji i Niemczech. Włosi wydają 5 mld euro rocznie na dobrostan i opiekę nad zwierzętami, w tym pielęgnację, smycze, karmę, obroże i leczenie weterynaryjne.

Preferencje właścicieli zwierząt różnią się w zależności od płci. Mężczyźni częściej wybierają psy (44,4% posiadaczy, 39,7% posiadaczek), kobiety wolą koty (40,4% posiadaczek, wobec 34,1% posiadaczy). Pary z dziećmi to grupa, w której

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Muzyka rodzi się z ciszy

Andrea Bocelli od trzech dekad łączy muzykę klasyczną i rozrywkową

Korespondencja z Rzymu

Los odebrał mu wzrok, ale ma dar, który porusza miliony. Jego głos rozbrzmiewa na najważniejszych scenach świata. Usłyszymy go również w Polsce. Andrea Bocelli wystąpi 6 czerwca w Poznaniu i 8 czerwca we Wrocławiu. Włoski artysta podpisał pięcioletnią umowę na wyłączność z agencją AEG Presents – liderem w dziedzinie rozrywki na żywo, odpowiedzialnym m.in. za festiwal BST Hyde Park oraz światowe trasy Taylor Swift, Eltona Johna, Paula McCartneya, The Rolling Stones, Céline Dion i wielu innych gwiazd. Dla Bocellego współpraca z tą agencją to nowy początek. Symbol włoskiej muzyki, znany na całym świecie, rozpoczął trasę koncertami w Pompejach, są na niej także, oprócz Polski, Portugalia i Stany Zjednoczone. W 2024 r. Andrea Bocelli świętował 30-lecie kariery.

Od studiów prawniczych do śpiewu

Andrea Bocelli urodził się 22 września 1958 r. w La Sterza, niewielkiej toskańskiej wiosce niedaleko Lajatico, w rodzinie rolniczej. Od urodzenia miał problemy ze wzrokiem – zdiagnozowano u niego wrodzoną jaskrę. W wieku 12 lat, po wypadku podczas gry w piłkę nożną, całkowicie stracił wzrok.

Już jako dziecko pasjonował się muzyką – pierwsza płyta Franca Corellego, podarowana przez nianię, zainspirowała go do marzeń o karierze tenora. Uczył się gry na fortepianie, flecie, saksofonie i gitarze, śpiewał, komponował i rozwijał umiejętności w szkole dla niewidomych w Reggio Emilia. Również mając 12 lat, zdobył swoją pierwszą nagrodę – za wykonanie słynnej włoskiej piosenki „’O sole mio” w Viareggio.

Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie w Pizie. Po krótkim epizodzie pracy w kancelarii zdecydował się całkowicie poświęcić muzyce. Występował w klubach i kawiarniach, zainspirowany twórczością Franka Sinatry, Charles’a Aznavoura i Édith Piaf, a zarobione pieniądze inwestował w lekcje śpiewu. Jego determinacja i talent doprowadziły do podpisania kontraktu z wytwórnią Sugar Music. Przełom nastąpił w 1993 r., gdy Andrea zaśpiewał u boku Zucchero utwór „Miserere”. Rok później zwyciężył na festiwalu w San Remo z piosenką „Il mare calmo della sera”, rozpoczynając światową karierę.

W 2017 r. włoska telewizja Rai 1 wyemitowała film „Muzyka ciszy”, ekranizację autobiografii Andrei Bocellego. Reżyser Michael Radford opowiedział w nim historię chłopca z Toskanii, który mimo utraty wzroku nie porzucił marzeń. W roli mentora wystąpił Antonio Banderas, a muzykę skomponował Gabriele Roberto. To opowieść o wewnętrznej sile, o ciszy jako przestrzeni, w której rodzi się muzyka – historia małych rzeczy, które stają się czymś wielkim.

Komentując filmową opowieść o swoim dzieciństwie, Bocelli powiedział: „Nie wierzę w zasługi, ale w dar, który trzeba odkryć i pielęgnować. Wiara w przypadek może prowadzić do rozpaczy”. Zapytany o kontynuację biografii, żartobliwie dodał: „Moje obecne życie byłoby zbyt nudne na film – lepiej byłoby opowiedzieć o moich historiach miłosnych. To byłoby przynajmniej romantyczne”.

90 mln sprzedanych płyt

Od debiutu Bocelli nagrał kilkanaście albumów studyjnych, zarówno popowych, jak i klasycznych, w tym dziewięć kompletnych oper. Sprzedał ponad 90 mln płyt, a jego „Romanza” stała się jednym z najlepiej sprzedających się albumów w historii. Z kolei „Sacred Arias” to najpopularniejszy album muzyki klasycznej w jednym wykonaniu.

Sławę przyniósł mu także utwór „Con te partirò”, a wersja „Time to Say Goodbye” nagrana z Sarah Brightman stała się światowym przebojem. W duecie z Céline Dion zaśpiewał „The Prayer” – piosenkę nagrodzoną Złotym Globem i nominowaną do Oscara. W 2010 r. jego gwiazda pojawiła się na Hollywood Walk of Fame.

Andrea Bocelli wielokrotnie współpracował z uznanymi artystami, takimi jak Ed Sheeran, Lady Gaga, Barbra Streisand czy Luciano Pavarotti. Śpiewał dla papieży, monarchów i prezydentów, występował w Carnegie Hall i Metropolitan Opera, a także

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kościół

Leon XIV – papież dwóch światów

Wybór Roberta Francisa Prevosta to sygnał, że Kościół szuka pojednania

Korespondencja z Rzymu

Robert Francis Prevost został 267. papieżem, przyjmując imię Leona XIV. Jedno z najkrótszych w historii i najbardziej medialnych konklawe wybrało augustianina urodzonego w Stanach Zjednoczonych, a jednocześnie będącego misjonarzem w Peru – człowieka obu Ameryk. To papież dwóch światów. Teolog, kanonista, matematyk i poliglota.

„Niech pokój będzie z wami wszystkimi!” – pierwsze słowa Leona XIV przejdą do historii, niosąc nadzieję w czasach, w których toczy się, jak mówił Franciszek, „trzecia wojna światowa w kawałkach”.

Ciężar decyzji

Sprawdziło się powiedzenie: „Kto wchodzi na konklawe papieżem, wychodzi kardynałem”. Żaden kandydat typowany w „papieskim totolotku” nie został następcą Franciszka. Wprawdzie dziennik „La Repubblica” po tym, jak po raz drugi czarny dym uniósł się z komina zamontowanego na dachu kaplicy Sykstyńskiej, napisał: „Parolin idzie w dół, a Prevost w górę”. Jednak niemal niemożliwe było przewidzenie, że to właśnie na Amerykanina padnie wybór dwóch trzecich Kolegium Kardynalskiego. Kuluary tego konklawe poznamy zapewne dopiero za jakiś czas.

– To była decyzja o ogromnym ciężarze – zarówno kościelnym, jak i geopolitycznym. Ponad stu kardynałów z całego świata zdołało osiągnąć porozumienie w ciągu zaledwie 24 godzin. To nie tylko znak zdumiewającej sprawności wyborczej, ale przede wszystkim sygnał: Kościół, który przez ostatnią dekadę żył w stanie wewnętrznej wojny domowej, szuka pojednania. Wybrano osobę o głębokiej religijności, a zarazem augustianina, a więc człowieka wielkiej kultury – skomentował watykanista Marco Politi.

Drugiego dnia konklawe, po zaskakująco krótkim głosowaniu – w czwartej turze – 133 kardynałów zgromadzonych w kaplicy Sykstyńskiej wybrało 267. następcę św. Piotra. O godzinie 18.07 z komina uniósł się biały dym. Kilka minut później w bazylice św. Piotra rozbrzmiały dzwony, a dziesiątki tysięcy wiernych na placu wybuchło owacją. Dokładnie o 19.13 świat usłyszał: „Habemus Papam!”. Nowym papieżem został amerykański kardynał Robert Francis Prevost – dotychczasowy prefekt Dykasterii ds. Biskupów.

Najbardziej medialnemu konklawe w historii towarzyszyły wiralowe memy z parą mew doglądających pisklaka na dachu kaplicy Sykstyńskiej, tuż obok komina pokazywanego przez stacje telewizyjne z całego świata.

Nowy Ojciec Święty, którego z loży błogosławieństw przedstawił kardynał protodiakon Dominique Mamberti, udzielił błogosławieństwa miastu i światu (Urbi et Orbi) oraz odpustu zupełnego wszystkim wiernym – nie tylko tym, którzy przebywali na placu św. Piotra, ale również tym, którzy śledzili transmisję w telewizji i mediach społecznościowych. To znak naszych czasów.

Następca Franciszka – w przeciwieństwie do swojego poprzednika – przywdział papieskie szaty liturgiczne, a więc mucet (mozzettę), czyli karmazynową pelerynę, oraz pektorał, ozdobny krzyż noszony na piersi. To z kolei sygnał, że za jego pontyfikatu Kościół może powrócić do niektórych aspektów swojej tradycji.

Nowy most

Matematyk i filozof z wykształcenia, teolog, ekspert prawa kanonicznego, mówiący w sześciu językach, czytający po łacinie i niemiecku Prevost uosabia zdolności duszpasterskie połączone z umiejętnością analitycznego myślenia. Nowy papież, urodzony w Chicago w 1955 r., w rodzinie o francusko-włosko-hiszpańskich korzeniach, ma biografię, w której augustiańska duchowość splata się z doświadczeniem misyjnym i zdolnościami zarządczymi zdobytymi w Kurii Rzymskiej. Jest pierwszym papieżem pochodzącym ze Stanów Zjednoczonych, ale ma również obywatelstwo peruwiańskie – jest zatem, jak się podkreśla, papieżem reprezentującym jednocześnie dwie Ameryki: Północną i Południową, łączącym Zachód i Globalne Południe. Nowy most między Ameryką a resztą świata. Jego postać spaja doświadczenie amerykańskie z głęboką znajomością Kościoła Ameryki Łacińskiej, kontynuując pod tym względem dziedzictwo Jorge Maria Bergoglia.

Leon XIV – bo takie przyjął imię Robert Prevost – to człowiek wychowany we wspomnianym Chicago, mieście wielokulturowym, głęboko zakorzenionym w amerykańskich realiach. Doskonale wyczuwa więc puls współczesnego społeczeństwa. Przez ponad dekadę był przełożonym generalnym Zakonu Świętego Augustyna oraz misjonarzem w Peru, gdzie pełnił funkcje duszpasterskie, akademickie i administracyjne. W latach 2015-2023 był biskupem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kościół

Konklawe: kto po Franciszku?

Rządził w trudnych czasach. Odszedł w jeszcze trudniejszych. Kto zostanie jego następcą?

Rzym pełen kardynałów

Jak donosi „Corriere della Sera”, w Rzymie już czuć atmosferę nadchodzącego konklawe. „Duch Święty inspiruje, ale nie głosuje”, żartują duchowni, podkreślając, że proces wyboru nowego papieża ma także ludzki wymiar. Gazeta opisuje codzienne życie kardynałów elektorów: od kongregacji generalnych w Auli Pawła VI, przez udział w mszach, po spotkania z wiernymi. Poza obowiązkami są też chwile relaksu – niektórzy duchowni, jak hiszpański kardynał Santos Abril y Castelló, znajdują czas na mecze tenisa, inni spotykają się prywatnie na rozmowach. Najchętniej poza Watykanem, w restauracjach.

Nie brakuje na ten temat anegdot: jeden z kardynałów zagranicznych zaprosił kolegów na wieczorne spotkanie w pokoju w Domu Świętej Marty, nieświadomy, że wypite minibutelki alkoholu zostaną doliczone do jego rachunku. Inni zaś, ostrzegani przez doświadczonych kolegów, starają się nie wyróżniać w restauracjach, by uniknąć wysokich rachunków.

Purpuraci typowani na faworytów unikają rozgłosu. Najbardziej aktywny w Kolegium Kardynalskim jest jednak filipiński kardynał Luis Antonio Tagle. Według „Corriere della Sera” papieska kampania wyborcza ruszyła na dobre – rozmowy i nieformalne spotkania pomogą ukształtować opinię o tym, kto powinien zostać nowym następcą św. Piotra.

O komentarz poprosiliśmy byłych watykanistów włoskiego dziennika „La Repubblica”, Marca Politiego oraz Marca Ansalda.

 

Marco Politi
Wybór nowego papieża będzie wyjątkowo skomplikowany. Kościół potrzebuje kogoś, kto zdoła przezwyciężyć wewnętrzny konflikt, przywrócić jedność wspólnocie oraz nadać instytucjom nową architekturę – zarówno w zakresie prawa kanonicznego, jak i doktryny. Tego dziś brakuje: Franciszek wprowadził wiele reform, ale unikał zmian w zapisanym prawie, będąc świadomym, że nie ma wystarczającego poparcia.

Nowy papież musi być także postacią charyzmatyczną. Żyjemy w czasach, w których przywódca bez charyzmy nie jest w stanie skutecznie pełnić swojej funkcji. Benedykt XVI był wybitnym teologiem, ale brakowało mu siły oddziaływania Franciszka.

Sam Franciszek zasugerował, że chciałby, aby jego następcą został „Jan XXIV”. Wracając z Mongolii, powiedział: „Nie wiem, czy to ja pojadę do Wietnamu, czy zrobi to Jan XXIV”. Jest jednak mało prawdopodobne, by wybrano jego kontynuatora. Najbardziej realny scenariusz to wybór postaci centrowej – kogoś o odpowiednim autorytecie i charyzmie, kto będzie w stanie pogodzić podzielony Kościół.

Marco Ansaldo
To konklawe nie będzie oczywiste. Wizytę Donalda Trumpa w Rzymie interpretuję nie tyle jako wyraz szacunku wobec papieża Franciszka, ile jako przejaw agresywnej prezydentury, dążącej do rozszerzenia swoich wpływów nawet na obrady konklawe. Stany Zjednoczone potrzebują dziś spoiwa nie tylko politycznego, nacjonalistycznego czy suwerennościowego, ale też religijnego. Wszyscy wiemy, jak ogromną siłę oddziaływania ma religia. Trump będzie próbował przejąć to duchowe i moralne dziedzictwo.

Widać to było wyraźnie po działaniach jego wiceprezydenta J.D. Vance’a, który usilnie zabiegał o spotkanie z papieżem dzień przed jego śmiercią. Chciał się uprawomocnić – on, który sam określił się mianem nowicjusza katolickiego, przyjąwszy katolicyzm zaledwie sześć lat temu – jako reprezentant najpotężniejszego człowieka świata w obecności Ojca Świętego. Spotkanie trwało pięć minut, a w prezencie Vance otrzymał trzy jajka Kinder. Nie wiem, czy był to żart papieża, czy może inicjatywa kard. Pietra Parolina.

Od teraz aż do momentu konklawe musimy zachować szczególną czujność, również w mediach społecznościowych. Doskonale wiemy, jak wielką siłę rażenia ma tam amerykańska prezydentura. Trzeba być przygotowanym na próby wywierania wpływu na kardynałów poprzez artykuły i fake newsy. My, ludzie mediów, także będziemy musieli się wykazać dużą ostrożnością.

 

Korespondencja z Rzymu

Już wkrótce zamkną się wrota kaplicy Sykstyńskiej, a prefekt ceremonii wypowie słowa: Extra omnes! (Wszyscy precz!). Kolegium Kardynalskie, liczące ponad 130 purpuratów (ostateczna liczba nie jest jeszcze przesądzona), wybierze spośród siebie nowego papieża.

W konklawe mogą uczestniczyć wyłącznie kardynałowie elektorzy, czyli ci, którzy w dniu wakatu na Stolicy Apostolskiej nie ukończyli 80 lat. Do niedawna ich liczba była ograniczona do 120. Ale Franciszek zmienił tę zasadę, przyznając znacznie więcej godności kardynalskich i faworyzując małe, peryferyjne wspólnoty kosztem tradycyjnych ośrodków. Dzięki tym decyzjom nadchodzące konklawe będzie najbardziej międzynarodowe w historii – kardynałowie pochodzą z 65 krajów – oraz najmniej eurocentryczne i zachodnie. Podczas dziesięciu konsystorzy Franciszek mianował aż 80% kardynałów, którzy wezmą udział w wyborze jego następcy. Nie oznacza to jednak, że nowy papież będzie wiernym kontynuatorem linii Jorge Maria Bergoglia. Tym bardziej że tych 110 powołanych przez argentyńskiego papieża elektorów, spośród 138 potencjalnych, nie tworzy jednolitego bloku.

Skład kolegium kształtuje się następująco: 54 kardynałów pochodzi z Europy, 24 z Azji, 22 z Ameryki Łacińskiej, 18 z Afryki, 16 z Ameryki Północnej i 4 z Oceanii.

Kardynałowie ze Starego Kontynentu – w tym aż 19 Włochów – nadal stanowią największą grupę, choć nie dominują już tak wyraźnie jak podczas poprzednich konklawe. Dziś purpuraci pochodzący z globalnego Południa mają niemal tyle samo głosów, co ich koledzy z Zachodu, a ich decyzje mogą przesądzić o wyborze następcy Franciszka.

Pod kluczem

Wybór nowego papieża to jedno z najbardziej fascynujących i tajemniczych wydarzeń w życiu Kościoła katolickiego. Konklawe kojarzy się nam z surowym rytuałem za zamkniętymi drzwiami kaplicy Sykstyńskiej i unoszącym się z komina dymem, zwiastującym decyzję kardynałów. Jednak początki były zupełnie inne, gdyż książęta Kościoła nie zawsze mogli się dogadać w kwestii następcy na Tronie Piotrowym.

Nazwa konklawe pochodzi od łacińskiego cum clave, czyli pod kluczem, i bierze się od słynnej papieskiej elekcji w Viterbo w latach 1268-1271 – najdłuższej w dziejach Kościoła, bo trwającej aż 1006 dni. 19 kardynałów niemogących dojść do porozumienia zamknięto w Pałacu Papieskim, następnie drastycznie ograniczono im racje żywnościowe, aż w końcu zerwano dach budynku, aby purpuratów zmusić „głodem i chłodem” do podjęcia decyzji. Ostatecznie wybrano Teobalda Viscontiego, który przyjął imię Grzegorz X.

Dziś przeprowadzenie wyboru głowy Kościoła wydaje się prostsze. Konklawe zostaje zwołane pomiędzy 15. a 20. dniem od śmierci papieża. Kardynałowie zjeżdżają się na pogrzeb (współcześnie głównie przylatują samolotami) nawet z najdalszych zakątków świata, a uroczystości pogrzebowe, poprzedzone kongregacjami, są dla nich okazją, by się poznać. Rezydują zazwyczaj w Domu Świętej Marty – miejscu, gdzie przez cały pontyfikat mieszkał Franciszek, rezygnując z komnat w Pałacu Papieskim i tradycyjnych przywilejów dworu.

W dniu rozpoczęcia konklawe kardynałowie w procesji udają się do kaplicy Sykstyńskiej, śpiewając hymn „Przybądź, Duchu Święty” i prosząc o jego natchnienie. Po wejściu składają uroczystą przysięgę milczenia i wierności. Następnie mistrz papieskich ceremonii liturgicznych (obecnie ks. Diego Giovanni Ravelli) nakazuje opuszczenie kaplicy wszystkim osobom postronnym. Wówczas drzwi zostają zamknięte, a konklawe przechodzi w fazę całkowitej izolacji.

Współcześnie elekcja papieska trwa znacznie krócej niż ta w Viterbo – co najwyżej dwa-trzy dni. Każdego dnia odbywają się maksymalnie cztery głosowania (dwa rano, dwa po południu), aż do uzyskania większości dwóch trzecich głosów. Głosowanie musi być tajne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kościół

Proboszcz globalnej wioski

Franciszek nie zmienił doktryny, ale zrewolucjonizował język, tematy i styl papieski. Był „jednym z nas”

Korespondencja z Rzymu

„Miłość oraz wrogość, niekiedy przeradzająca się wręcz w nienawiść. Uczucie, którego wobec papieża przed czasami Franciszka nigdy nie doświadczono, nie widziano ani nie odczuwano w Watykanie. Bo może postępowcy nie kochali Wojtyły, ale z pewnością wielu konserwatystów nienawidziło Bergoglia”, napisał Aldo Cazzullo, wicedyrektor dziennika „Corriere della Sera”. Te słowa najlepiej oddają stosunek do kontrowersyjnego papieża.

Kiedy 13 marca 2013 r. Jorge Mario Bergoglio pojawił się w Loży Błogosławieństw bazyliki św. Piotra, zaczynając pontyfikat od zwykłego „dobry wieczór”, wszyscy wiedzieli, że mają do czynienia z osobą nietuzinkową. Papież, który przybrał imię Biedaczyny z Asyżu – w historii Kościoła pierwszy jezuita – pokazał się światu bez karmazynowego mucetu, symbolu klerykalnej władzy jego poprzedników, i ze zwykłym, żelaznym krzyżem na piersi. Swoją prostotą i bezpośredniością początkowo uwiódł wiernych. Ale w kurii rzymskiej patrzono na niego podejrzliwie i z pogardą.

Ten „biedaczyzm”, przejawiający się w noszeniu butów ortopedycznych zamiast czerwonych trzewików, w dźwiganiu własnej teczki, a przede wszystkim w wyborze skromnego mieszkania w kardynalskim hotelu św. Marty zamiast królewskiego apartamentu w Pałacu Papieskim, od razu był sabotażem władzy. Nie tyle władzy papieskiej, ile władzy Kościoła, a zatem władzy i przywilejów jego hierarchii – od kardynałów po zwyk-

łych proboszczów. Ale także władzy świeckiej – od królów i prezydentów po burmistrzów i urzędników. Władzy rzekomo pochodzącej od Boga. Dla ludzi kurii to było nie do przyjęcia – oznaczało umniejszenie roli papieża, a więc i ich własnej. „Biedaczyzm” sprawiał, że całe otoczenie Franciszka czuło się nieadekwatne, a nawet upokorzone.

„Albo byłeś z nim, albo przeciw niemu – mówili na placu św. Piotra wierni, oczekujący, by oddać zmarłemu papieżowi ostatni hołd. – Albo jego bezpośrednie podejście i polityka granicząca z populizmem ci się podobały, albo myślałeś, że niszczy Kościół”.

Franciszek wzbudzał skrajne emocje. W dniu jego śmierci ekskomunikowany w 2024 r. abp Carlo Maria Viganò, przedstawiciel ultraprawicowego skrzydła Kościoła, napisał na platformie X, że „każdego czeka Sąd Ostateczny, któremu i Bergoglio się nie wymknie”, dodając, iż jego dusza „zostanie rozliczona z przestępstw, których się dopuścił – przede wszystkim z uzurpacji tronu Piotrowego w celu zniszczenia Kościoła katolickiego i doprowadzenia wielu dusz do zguby”. Viganò już w przeszłości nazwał Franciszka „niekontrolowanym tyranem”, a Kościół synodalny określał mianem „przerzutu” tego „raka”, którym był według niego Sobór Watykański II.

Także Marjorie Taylor Greene, amerykańska kongresmenka popierająca Trumpa, świętowała na X śmierć Franciszka: „Dziś nastąpiły duże zmiany w światowym przywództwie. Zło zostało pokonane ręką Boga”.

Bergoglio miał wielu wrogów, zwłaszcza wśród katolickiej prawicy w Stanach Zjednoczonych i w najbardziej reakcyjnych frakcjach Kościoła. Te próbowały Franciszka przeciwstawiać emerytowanemu Benedyktowi XVI, z którym Argentyńczyk „dzielił” papiestwo przez 10 lat. Franciszek jednak rozwiewał obawy przed schizmą: „Było ich już wiele w historii Kościoła i nie powtarzają się”.

Papież pacyfista

Bezkompromisowy pacyfizm argentyńskiego papieża, próbującego zakwestionować tomistyczną teorię „wojny sprawiedliwej”, przysporzył mu zarówno zwolenników, jak i wrogów, polaryzując wiernych Kościoła katolickiego oraz światową opinię publiczną. „Wojna nie jest sposobem rozwiązywania konfliktów, ponieważ sieje śmierć wśród cywilów i niszczy miasta oraz infrastrukturę. Dziś wojna sama w sobie jest zbrodnią przeciwko ludzkości”, powtarzał Bergoglio niestrudzenie. Już w 2014 r. mówił o „trzeciej wojnie światowej toczonej po kawałku”. Podczas podróży apostolskiej na Węgry w maju 2023 r. skrytykował „wojowniczy infantylizm Zachodu”, opowiadając się po stronie tych, którzy chcieli przerwać dostawy broni do Kijowa i negocjować z Moskwą. Powiedział też, że „NATO szczekało pod drzwiami Rosji”. Te komentarze spowodowały oskarżenia o działanie na korzyść rosyjskiego dyktatora, a przede wszystkim o niezrozumienie geopolitycznej sytuacji Europy i jej historii. Po tych słowach – mimo że Franciszek wielokrotnie potępił rosyjskie zbrodnie wojenne i apelował o pokój w Ukrainie – wielu wiernych z Europy Wschodniej odwróciło się od niego.

Franciszek równie bezkompromisowo podszedł do konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Potępił przeprowadzony przez Hamas atak terrorystyczny z 7 października 2023 r., w którym zginęło ponad 1,2 tys. osób, a 251 zostało uprowadzonych. Ale i oskarżył Izrael o ludobójstwo w Strefie Gazy, gdzie w wyniku wojny odwetowej zginęło ponad 40 tys. ludzi. Stanowisko to sprowokowało zarzuty antysemityzmu i zaogniło relacje pomiędzy Izraelem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Włosi nie chcą „turystyki kanapkowej”

Cel jest jasny: promować świadome podróżowanie

Korespondencja z Włoch

W ostatnich latach wiele europejskich miast zmaga się z rosnącym problemem turystyki jednodniowej. Szczególnie uciążliwym zjawiskiem stała się tzw. turystyka kanapkowa. To specyficzny model podróżowania, który polega na szybkim, powierzchownym zwiedzaniu bez noclegu, przy minimalnych wydatkach i maksymalnym obciążeniu infrastruktury publicznej. Turyści przybywający w dużych, zorganizowanych grupach – najczęściej autokarami – przechodzą przez miasta niczym karawany, zużywając miejskie zasoby, takie jak toalety czy transport, i zostawiając po sobie śmieci.

Wenecja wprowadza „bilet wstępu”. Od 18 kwietnia do 27 lipca br. w większość dni obowiązywać będzie opłata 5 euro za wstęp do turystycznej części miasta, pobierana w godz. 8.30-16.00. Dotyczy ona osób odwiedzających Wenecję jednodniowo. Aby skorzystać z niższej stawki, należy zarejestrować się online i zapłacić najpóźniej cztery dni przed planowaną wizytą. Jeżeli zrobi się to trzy dni wcześniej, opłata wzrasta do 10 euro. Rejestracji i zakupu „biletu wstępu” można dokonać na stronie cda.ve.it.

„Opłata za wstęp na teren Starego Miasta to innowacyjne narzędzie wpisujące się w szerszą strategię mającą na celu ochronę Wenecji oraz poprawę jakości życia mieszkańców i pracowników – informuje radny Simone Venturini. – Poprzez ten eksperyment dążymy do znalezienia równowagi między prawami mieszkańców a potrzebami odwiedzających”.

Podobne rozwiązanie Wenecja testowała już w ubiegłym roku, ograniczając dostęp turystów przez miesiąc. I chociaż ci krytykowali, miasto oceniło eksperyment pozytywnie. W 2024 r. Wenecja pobiła swój historyczny rekord turystyczny – 13,3 mln odwiedzających.

„Oczywiście nie mamy czarodziejskiej różdżki – dodaje Venturini. – To model eksperymentalny, który będziemy dostosowywać, opierając się na wynikach i analizie danych. Cel jest jednak jasny: zniechęcić do jednodniowej turystyki typu przyjedź-zobacz-wyjedź i promować turystykę świadomą – taką, która wybiera poznawanie Wenecji z szacunkiem i uwagą”.

Z opłaty zwolnieni są ci, którzy nocują na terenie miasta i płacą tzw. podatek klimatyczny. Problemem może być rejestracja grup zorganizowanych – każdy uczestnik musi zostać zgłoszony indywidualnie, a płatność trzeba uiścić kartą kredytową.

Bilet za 10 euro będzie można też kupić w kioskach typu Tabacchi, przy wejściu do Starego Miasta – także za gotówkę.

Jedynym pocieszeniem dla turystów jednodniowych może być to, że również Włosi udający się np. na pogrzeb do tej części miasta będą musieli uiścić opłatę za wstęp.

Nie tylko Wenecja

W Civita di Bagnoregio, malowniczym miasteczku w prowincji Viterbo, bilet wstępu w wysokości 5 euro obowiązuje już od dawna. Kupić go można online lub na miejscu. Do zbudowanej na skale i otoczonej głębokim wąwozem miejscowości prowadzi jedynie most dla pieszych. Obecnie mieszka tam tylko siedem osób. Stare domy opuszczone przez rdzennych mieszkańców wykupili jednak artyści i cudzoziemcy i tchnęli w to miejsce nowe życie. Jego popularność eksplodowała w mediach społecznościowych – w samą zeszłoroczną majówkę przybyło ponad 3 tys. jednodniowych turystów. Miasteczko nie radzi sobie z takim napływem przybyszów i lokalne władze rozważają wprowadzenie limitów odwiedzin.

Ograniczenia obowiązują także na coraz większej liczbie plaż. Neapol wprowadził dzienny limit wejść na plaże Donn’Anna (50 osób) i delle Monache (450 osób). Na wyspach Zatoki Neapolitańskiej – Ischii, Capri, Procidzie – zmniejszono ruch pojazdów, a wiele plaż jest dostępnych jedynie po wcześniejszej rezerwacji i wniesieniu opłaty.

W Ligurii na trasie Via dell’Amore w Cinque Terre limit wynosi 100 osób co 15 minut, natomiast do zatoki Baia del Silenzio w Sestri Levante wpuszczane są maksymalnie 452 osoby dziennie. Od przyszłego roku planowany jest również

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.