Wpisy od Wojciech Mikołuszko
Czasopisma naukowe bez redaktorów
Wydawnictwa stawiają swoje zyski ponad jakość publikowanych artykułów
Zawsze zdarzały się masowe rezygnacje z pracy w redakcjach czasopism naukowych, ale teraz dzieje się to częściej. W latach 2021 i 2022 doszło do dwóch takich przypadków. W 2023 r. mieliśmy ich 12. Na swojej stronie internetowej czasopismo „Wired” podaje, że w styczniu z pracy zrezygnowała redakcja „Journal of Human Evolution” (cała prócz jednej osoby) jako 20. od 2023 r. Co się dzieje?
Podawane są różne powody rezygnacji. Ale wszystkie łączy zmiana w modelu biznesowym wydawnictw.
Rezygnujący redaktorzy „Journal of Human Evolution” napisali: „To była wyjątkowo bolesna decyzja dla każdego z nas (…). Głęboko przejmujemy się czasopismem, naszą specjalnością i społecznością naukową, jednak nie możemy dłużej pracować dla Elseviera w zgodzie z naszym sumieniem”. Elsevier, o którym mowa w oświadczeniu, to międzynarodowa firma i jedno z największych światowych wydawnictw naukowych, ale siedzibę ma w Amsterdamie.
Redaktorzy wśród powodów decyzji wymienili likwidację stanowisk personelu pomocniczego, jak również funkcji redaktora numerów specjalnych. Jego obowiązki miały przejąć inne osoby. Kiedy napisali, że potrzebny jest im personel pomocniczy, Elsevier odpowiedział, że „nie powinni zwracać uwagi na język, gramatykę, czytelność, spójność, precyzję w kwestii nomenklatury czy formatowanie”.
Wiele z tego, co robiono w redakcji, zostało przeniesione na zewnątrz. Elsevier bez wiedzy redaktorów zaczął korzystać ze sztucznej inteligencji. Konsekwencją stała się większa liczba błędów stylistycznych czy formatowania. Poprawiano też artykuły wcześniej zaakceptowane. „Sztuczna inteligencja wciąż jest używana i regularnie formatuje nadsyłane artykuły, zmieniając ich znaczenie i wymagając od autorów i redaktorów uważnego przyglądania się treściom”, czytamy w oświadczeniu.
Został też wdrożony plan znacznej redukcji liczby redaktorów, o ponad połowę. Tym samym jedna osoba otrzymywałaby dużo więcej artykułów do opracowania, często na tematy spoza swojej specjalności.
„Journal of Human Evolution” jest czasopismem o otwartym dostępie. Dla autorów oznacza to niestety, że muszą płacić za umieszczenie w nim swojego artykułu (dla czytelników są one dostępne bezpłatnie). Na stronie podana jest cena 3990 dol. – to więcej niż w innych czasopismach wydawanych przez Elseviera czy np. w należącym do grupy Nature „Scientific Reports”. Wielu autorów na takie wydatki nie stać. „To działa wbrew zasadom czasopisma (i Elseviera): równości i inkluzywności”, napisali redaktorzy.
Kropką nad i był list wysłany w listopadzie 2024 r. do dwojga redaktorów naczelnych „Journal of Human Evolution”: Marka Grabowskiego z Liverpool John Moores University w Wielkiej Brytanii oraz Andrei Taylor z Touro University California College of Osteopathic Medicine w USA. Elsevier poinformował ich, że chce, aby był tylko jeden redaktor naczelny, a nie dwoje, choć taki system obowiązywał od 1986 r. Gdy obydwoje wyrazili sprzeciw, wydawca powiedział, że ten model może pozostać, pod warunkiem że oboje utną swoje pensje o połowę.
Wydawnictwo już wcześniej było krytykowane, ale ostatnie jego ruchy wzmogły oburzenie. „Elsevier jak zwykle źle zarządzał czasopismem i zrobił wszystko, aby zmaksymalizować zysk kosztem jakości”, wytknął biolog PZ Myers z University of Minnesota w Morris w USA na swoim blogu Pharyngula. „Wydawnictwo uznało, że redaktorzy ludzie kosztują zbyt dużo, i stara się przerzucić całą pracę na sztuczną inteligencję”, napisał.
John Hawks z University of Wisconsin-Madison w Madison w USA, który opublikował 17 artykułów w „Journal of Human Evolution”, na swoim blogu wyraził pełne poparcie dla rezygnujących redaktorów. Był też zaszokowany dopuszczeniem przez Elseviera
Uzależnieni od porno
Dziś z pornografii korzysta wiele osób. Można powiedzieć, że jest to zachowanie normatywne
Prof. Mateusz Gola – psychoterapeuta i neuronaukowiec, autor książki „Gdy porno przestaje być sexy”, pracownik Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk oraz Institute for Neural Computation na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. Specjalista w zakresie uzależnień behawioralnych, autor ponad 140 publikacji naukowych. Informacje o prowadzonych przez prof. Golę badaniach, w których aktualnie można wziąć udział, znajdują się na www.mateuszgola.pl.
Jak pan odróżnia oglądanie pornografii od uzależnienia od niej?
– Dziś z pornografii korzysta wiele osób. Można powiedzieć, że aktualnie jest to zachowanie normatywne. Przynajmniej raz w miesiącu ogląda ją prawie 70% mężczyzn i ponad 30% kobiet. Natomiast tak jak ze wszystkimi zachowaniami o potencjale uzależniającym mamy pewnego rodzaju kontinuum, czyli płynne przejście od korzystania rekreacyjnego po problemowe, kompulsywne, nałogowe. To ostatnie wiąże się z poczuciem utraty kontroli, czyli zaczynam oglądać dłużej i częściej, niżbym chciał lub chciała. To powoduje różnego rodzaju zaniedbania oraz problemy w relacjach z bliskimi lub w obowiązkach zawodowych czy w rozwoju osobistym.
Czyli pornografię rekreacyjną możemy wyraźnie odróżnić od uzależnienia, natomiast to, co pośrodku, jest płynne?
– Gdy mamy poczucie, że nie kontrolujemy korzystania z pornografii i mimo prób nie potrafimy go ograniczyć, widać, że przesuwamy się coraz bardziej w stronę korzystania problemowego. Najprostszy test, który możemy wtedy zrobić, to odpocząć na cztery tygodnie od pornografii, zobaczymy dzięki temu, czy to dla nas łatwe, czy niemożliwe.
Skąd wziął się temat pana badań?
– To może dziwić. W połowie 2013 r., kiedy rozpoczynałem badania, był to temat tabu, w nauce mało kto chciał się do niego zabrać. W moim przypadku wzięło się to z zainteresowania pracą kliniczną. Łączę pracę psychoterapeutyczną z naukową. Gdy rozpoczynałem tę pierwszą, w literaturze naukowej nie znalazłem wskazówek, jak pracować z ludźmi zmagającymi się z nałogowym korzystaniem z pornografii, a w podręcznikach w ogóle tego problemu nie było. To mnie bardzo zaciekawiło. Po uzyskaniu stopnia doktora kontynuowałem jeszcze przez chwilę badania mózgu dotyczące starzenia się, ale coraz bardziej chciałem połączyć neuronaukę z nowymi wyzwaniami psychologii klinicznej. Słyszałem na początku, że to zły pomysł. Na szczęście okazało się, że jest to nie tylko ważne, ale także da się badać. I po siedmiu latach Światowa Organizacja Zdrowia rozpoznała kompulsywne zachowania seksualne, w tym nałogowe korzystanie z pornografii, jako oficjalne zaburzenie.
Zna pan osobiście osoby uzależnione od pornografii?
– Bardzo wiele! Od czasu, gdy w 2014 r. zacząłem badać ten temat, proporcja osób, które szukają pomocy w związku z różnymi kompulsywnymi zachowaniami seksualnymi, nie tylko z pornografią, znacznie wzrosła w mojej praktyce klinicznej. W ciągu ostatnich 18 lat podczas konsultacji, terapii i różnych warsztatów miałem okazję poznać ok. 3 tys. osób zmagających się z kompulsywnym korzystaniem z pornografii.
A czy widzi pan różnicę między płciami? Powszechnie się przyjmuje, że od pornografii częściej uzależniają się mężczyźni.
– W wynikach badań również wyraźnie to widać. Wśród osób mających problemy z pornografią mężczyzn jest dziewięć razy więcej niż kobiet. Dysproporcja jest olbrzymia. Są różnice neurobiologiczne i kulturowe. Przez długie dziesięciolecia pornografia tworzona była przez mężczyzn dla mężczyzn, a wśród kobiet była tematem tabu. To zaczęło się zmieniać podczas rewolucji seksualnej. Ale też ruchy feministyczne były przeciwne pornografii. Dopiero ostatnio zyskuje ona na popularności wśród kobiet. Z naszych badań wynika, że odsetek kobiet wśród korzystających z pornografii wzrasta. A w niektórych krajach – np. w Kolumbii czy w Meksyku – wręcz się wyrównał. Natomiast badania wykazują, że kobiety korzystają z pornografii inaczej niż mężczyźni. Znacznie rzadziej przybiera to u nich postać kompulsywną.
Feministki często w tym wypadku idą ramię w ramię z księżmi, choć na wielu polach mają przecież odmienne podejście. Czy to samo widać w pana badaniach?
– Są różne fale ruchu feministycznego. W latach 70. liberalizacja podejścia do nagości w przestrzeni publicznej była wykorzystywana przez ruch feministyczny do kształtowania roli kobiety jako osoby niezależnej, która może decydować o swojej seksualności, do walki o prawo do rozwodu, separacji, samostanowienia. Dopiero później pornografia stawała się coraz twardsza i uprzedmiatawiająca kobiety. To budziło niepokój. W ostatniej dekadzie mamy dużą
U stóp dinozaurów
Ssaki żyły obok dinozaurów przez 150 mln lat. Radziły sobie dobrze, ale zajmowały nisze małych zwierząt
Prof. Stephen Brusatte – (ur. w 1984 r. w Chicago) ukończył studia paleontologiczne na tamtejszym uniwersytecie. Doktorat uzyskał na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Tam też początkowo pracował w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej. Potem został profesorem Uniwersytetu Edynburskiego w Szkocji. Tam prowadzi wykopaliska na wyspie Skye.
Ze Stanami wciąż wiążą go wykopaliska w Nowym Meksyku. Jego doktorantką była Natalia Jagielska, urodzona w Polsce, ale wychowana w Wielkiej Brytanii.
Napisał dwie książki. Ta o dinozaurach ukazała się nakładem Znaku. Polskie tłumaczenie książki o ssakach ukaże się na początku 2025 r. nakładem Zysku. W podobnym czasie i u tego samego wydawcy zostanie opublikowane drugie wydanie książki Stephena Brusattego o dinozaurach.
Jak pojawiły się pierwsze ssaki?
– Wyewoluowały z cynodontów, czyli dawniej gadów ssakokształtnych, w triasie. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy powstały, w inny sposób, pierwsze dinozaury. Ssaki były bardzo małe, wielkości myszy, szczura albo ryjówki. Ale nie pełniły jednakowej funkcji w ekosystemach. Przez wiele milionów lat rozwinęły cechy, jedne po drugich – co wydarzyło się z różnych powodów – które dziś je charakteryzują, m.in. żywienie młodych mlekiem, wielkie mózgi, trzy kosteczki słuchowe w uchu środkowym, które pozwalają ssakom lepiej słyszeć. Wytworzyły się one w długim procesie ewolucji.
W triasie było to małe, futrzaste zwierzę, które naukowcy nazwaliby ssakiem. Żyło na superkontynencie Pangea (który potem rozdzielił się na dwa: Gondwanę i Laurazję, a jeszcze później na dzisiejsze siedem – przyp. red.). Przed triasem, w okresie permskim, Ziemia była bardzo gorąca; pod koniec permu pojawiło się największe wymieranie w dziejach naszej planety. A potem, w triasie, ssaki i dinozaury.
Jak pan powiedział, takie jest wyobrażenie o ssakach ery mezozoicznej: małe, nocne, podziemne i futrzaste. Co więc się zmieniło przez ostatnie lata?
– Przez ponad 100 mln lat ssaki żyły obok dinozaurów – stegozaurów, brontozaurów, tyranozaurów czy triceratopsów. Przez długi czas panował stereotyp, że były dość głupie i nieciekawe. Miały nie odnosić większych sukcesów w znaczeniu ewolucyjnym. Były swego rodzaju posłowiem w świecie zdominowanym przez dinozaury. Im więcej jednak wiemy, tym lepiej widzimy, że to nieprawda. Problemem było to, że mieliśmy tylko kilka dobrych skamieniałości ssaków żyjących obok dinozaurów. Większość to były zęby albo kawałki kości szczęk. Są one zwykle małe i łatwo się łamią. Teraz, dzięki pięknym skamieniałościom znalezionym w Chinach obok opierzonych dinozaurów, wiemy, że ssaki były dużo bardziej zróżnicowane i odnosiły większe sukcesy. Były takie, które umiały kopać, i takie, które umiały się wspinać, pływać, a nawet szybować między koronami drzew. Lecz nigdy tak naprawdę nie stały się duże – nie były większe od kota domowego czy borsuka. Prawdopodobnie dlatego, że dinozaury stały się tak dobre w wielkich rozmiarach. Ssaki za to były doskonałe w małych. To właśnie z ich powodu nie spotkano tyranozaura czy triceratopsa w rozmiarze szczura albo myszy.
Ssaki ery mezozoicznej nie mogły zobaczyć czerwonego koloru. My możemy go zobaczyć. Dlaczego?
– Jesteśmy bardzo nietypowi jak na ssaki. Mamy dość dobre widzenie. Widzimy w kolorze. Większość ssaków nie może zobaczyć tego, co my. Byk nie widzi płachty jako czerwonej. Krowa nie może widzieć takich kolorów. I dlatego większość ssaków ma nudne ubarwienie. Niemal całe futro jest u nich czarne albo brązowe, może trochę czerwonawe, białe. Ale nie zobaczy się ssaków, które są zielone, fioletowe, różowe. Wszystkie te kolory znajdują się na ptasich piórach albo na skórze gadów. Ponieważ ptaki i gady mogą widzieć w kolorze. Myślimy, że w erze dinozaurów małe ssaki były zmuszone do życia w ich cieniu, wychodziły głównie nocą – gdy wielkie gady spały. Nie miałyby powodu widzieć w kolorze, więc tę zdolność utraciły. W zamian ssaki miały bardzo dobry słuch i węch. To odziedziczyły dzisiejsze gatunki. W przypadku niektórych, np. ssaków naczelnych, do których my należymy, to się zmieniło. Prawdopodobnie dlatego, że naczelne żyły wśród drzew – w złożonym środowisku. Dużo naczelnych jadło owoce, a te, kiedy dojrzeją, często przybierają kolor czerwony. To doprowadziło do zmiany widzenia u naczelnych, te ssaki ponownie wyewoluowały zdolność widzenia w kolorze.
W książce pisze pan o zmarłej w 2015 r. polskiej uczonej, Zofii Kielan-Jaworowskiej. Nazywa ją pan swoją bohaterką. Kim on była?
– Właśnie Zofia zaczęła znajdować całe szkielety ssaków mezozoicznych na mongolskiej pustyni Gobi. Była kierowniczką kilku takich wypraw. W ich trakcie polscy paleontolodzy zaczęli odkrywać większą różnorodność ssaków, niż się wydawało. Badania prowadzono w latach 60. i 70. XX w. Ostatnim przełomem były znaleziska z Chin w latach 90.
Znał ją pan osobiście?
– Miałem okazję ją poznać. Moja żona pochodzi z Anglii. Gdy odwiedzałem jej rodzinę, wykonałem trochę prac terenowych w Europie. Między innymi spędziłem dużo czasu w Polsce. Pracowałem tam z Grzegorzem Niedźwiedzkim i Tomaszem Sulejem. Razem z nimi badaliśmy odciski stóp dinozaurów oraz ich przodków. Jak również to, w jaki sposób zmieniał się ekosystem po wielkim wymieraniu na granicy permu i triasu. W trakcie jednego z wyjazdów, w 2010 r., odwiedziliśmy Zofię w domu koło Warszawy. Skończyła już wtedy 85 lat
Ginący gatunek
W berlińskim zoo narodziły się bliźnięta pandy wielkiej
Panda wielka (Ailuropoda melanoleuca) należy do rodziny niedźwiedziowatych. Dawniej zaliczano ją, razem z pandą małą (Ailurus fulgens), do szopowatych, stąd ta sama nazwa. Po rozdzieleniu obu gatunków, m.in. na podstawie badań genetycznych, panda mała (bohaterka filmu familijnego „To nie wypanda”) trafiła do oddzielnej rodziny pandkowatych, przemianowana po polsku na pandkę rudą. Panda wielka (bohaterka filmu „Kung Fu Panda”) znalazła się zaś we wspomnianej grupie niedźwiedziowatych. Podobnie jak inne niedźwiedzie jest wszystkożerna. Lubi więc ryby, jajka, gryzonie czy szczekuszki – ssaki z rzędu zajęczaków, przypominające duże myszy, jednak w przeciwieństwie do pobratymców przede wszystkim je pokarm roślinny, głównie bambusy. Od marca do listopada żywi się wyłącznie jego młodymi pędami i liśćmi. Niestety, przynależność do owej rodziny spowodowała, że nie jada tak dobrze jak inni roślinożercy. Ma bowiem krótki układ pokarmowy, typowy dla pożeracza mięsa, pozbawiony długich jelit, wielokomorowego żołądka czy szerokich wypustek. Nawet jej zęby są bardziej typowe dla drapieżnika.
Jeśli krowa trawi do 80% spożytego pożywienia, panda wielka tylko 25%. Z tego powodu żyje na granicy śmierci głodowej. Musi jeść bardzo dużo, nawet do 40 kg dziennie, średnio 12,5 kg (a sama waży ok. 90 kg). Spędza na jedzeniu do 16 godzin każdego dnia. To zaś prowadzi do częstego wypróżniania się, jakieś 100 razy dziennie. W trawieniu pomaga jej szczególnie rozbudowana flora jelitowa, czyli głównie bakterie. Ich zadaniem jest rozkładanie dużych cząstek pokarmu na mniejsze. Bez tych mikroorganizmów pandy wielkie nie mogłyby jeść. My również.
Zwierzę ma też na dłoniach szósty palec, na kształt naszego kciuka. Powstał on z ruchomej kości nadgarstka. Za jego pomocą panda przytrzymuje pokarm. Reszta palców jest umiejscowiona w jednej przestrzeni płaskiej.
Nazwę panda prawdopodobnie ukuł francuski jezuita i przyrodnik Jean Pierre Armand David, znany jako Père David (ojciec David). W 1869 r., podróżując po Syczuanie, usłyszał nepalską nazwę nigalya ponya, czyli zjadacz bambusa. Uprościł ją do wszędzie znanego dziś słowa.
A panda to jeden z najrzadszych gatunków na Ziemi. Jako dzikie zwierzę zamieszkuje zimne i wilgotne lasy w łańcuchach górskich Chin, głównie w prowincji Syczuan, ale też w Gansu i Shaanxi. W szczycie (a może ściślej: w dołku) niskiej liczebności było ich tam około tysiąca.
W razie ataku najczęściej ucieka. Odpowiada agresją, tylko gdy nie ma wyjścia (opuszcza wtedy głowę, a doprowadzona do ostateczności powarkuje, wówczas zabija nawet człowieka). Panda wielka stała się więc chińskim symbolem pokoju. Jeśli na polu bitwy ścierały się dwie armie, wystarczyło, aby jedna podniosła chorągiew z wizerunkiem tego zwierzęcia – odpowiednik białej flagi w Europie – a natychmiast następował pokój.
Wielka nagroda za malutkie cząsteczki
Nobel w dziedzinie medycyny lub fizjologii za odkrycie mikroRNA
Szwedzkie Zgromadzenie Noblowskie postanowiło w tym roku nagrodzić dwóch amerykańskich badaczy, Victora Ambrosa i Gary’ego Ruvkuna, za odkrycie mikroRNA – malutkich odcinków kwasów nukleinowych o bardzo ważnej funkcji.
Na początek trochę wiedzy. Kwasy nukleinowe występują w dwóch formach. Kwas deoksyrybonukleinowy (wcześniej dezoksyrybonukleinowy), DNA, zawarty jest w jądrze komórkowym. To w nim zapisane są geny. Do odczytywania informacji genetycznej i przełożenia jej na wytwarzanie cząsteczek białka potrzebny jest kwas rybonukleinowy, w skrócie RNA. Dzieli się go na wiele typów, wszystkich jednak nie będę omawiał, proszę się nie bać. Ten, który odczytuje DNA w jądrze, nazywany jest mRNA (ang. messenger RNA, informacyjny kwas rybonukleinowy).
W latach 80. XX w. obaj uhonorowani dziś badacze pracowali w Wielkiej Brytanii w laboratorium H. Roberta Horvitza, laureata Nagrody Nobla z 2002 r. Victor Ambros zrobił doktorat u innego laureata Nobla z medycyny, nagrodzonego w 1975 r. Davida Baltimore’a. U Horvitza dwaj uczeni zajmowali się maleńkim, zaledwie jednomilimetrowym robaczkiem Caenorhabditis elegans. Ten nicień (przedstawiciel typu obleńców) jest częstym gościem w naukowych pracowniach biologicznych. Mimo małych rozmiarów ma mięśnie, układ nerwowy i wiele innych komórek wyspecjalizowanych. Badacze studiowali szczepy nicieni, które miały zmutowane geny lin-4 i lin-14. Ambros wcześniej wykazał, że lin-4 był negatywnym regulatorem lin-14. W jaki sposób go hamował, tego nikt nie wiedział.









