Banki w Polsce puchną od pieniędzy. Ten rok jest rewelacyjny, ich zyski są już wyższe niż w całym znakomitym, przedkryzysowym roku 2007. Puchną też portfele zagranicznych udziałowców, bo bardzo zyskowny dla banków był również rok ubiegły, po którym ich właścicielom przesłano na konta wysokie dywidendy. I tylko dla klientów naszych banków niewiele się zmieniło. O kredyty coraz trudniej, oprocentowanie depozytów spada, kredytów rośnie, a za minimalne choćby opóźnienie w spłatach rat czy przekroczenie debetu banki boleśnie biją nas po kieszeni. Lektura skarg na banki, nadsyłanych do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Bankowego Arbitrażu Konsumenckiego czy Komisji Nadzoru Finansowego, sprawia nieprzeparte wrażenie, że cały system korzystania z usług bankowych w Polsce jest skonstruowany tak, by jak najdotkliwiej i jak najbardziej niespodziewanie, z zaskoczenia i możliwie podstępnie wyszarpnąć nam jak najwięcej kasy. Liczy się każdy grosz Pan Marek chciał przelać pieniądze kontrahentowi mającemu rachunek w innym banku. Pomylił się w numerze, płatność nie została zrealizowana. Ale z jego własnego konta ubyło 30 zł, które bank mu zabrał jako „opłatę dodatkową za płatność, której nie można było zrealizować, bo nie podano prawidłowo danych banku beneficjenta”. I jeszcze 10 zł, które bank wziął sobie za wysłanie do niego listu. Oczywiście wszystko zgodnie z prawem, bo każda z tych sum była wymieniona na dwudziestej którejś pozycji tabeli opłat i prowizji bankowych, której oczywiście nikt nie czyta, a nawet jak przeczyta, to przecież nie zapamięta. Pan Marcin trzy lata temu nie spłacił 300 zł kredytu odnawialnego. Jego wina, powinien. W międzyczasie starał się o kredyt w innym banku, odmówiono mu, bo pierwszy bank zgłosił go do Biura Informacji Kredytowej. Przez te trzy lata nie otrzymywał jednak żadnych monitów, podobno dlatego, że placówkę, w której otrzymał kartę kredytową, w tym czasie zlikwidowano, a jego historia kredytowa nie została przekazana do centrali (oferty reklamowe bank mu jednak przysyłał). Gdy zgłosił się, żeby jak najszybciej uregulować zaległość, okazało się, że musi już zapłacić prawie 600 zł. Panu Przemkowi jego bank, owszem, przypomniał o kilkunastozłotowym długu na karcie. Ale za pismo z tym przypomnieniem potrącił 45 zł. Bank, amerykański GE Money, wysoko ceni swą korespondencję, może dlatego, że centralę ma aż za oceanem. Portugalski Millenium jest trochę tańszy, pewnie dlatego, że ma bliżej, więc za pismo z upomnieniem bierze „tylko” 20 zł, tak jak włoski Pekao SA. I jakoś nikt nie zwraca uwagi na to, że ściąganie kasy od klienta za kierowaną do niego korespondencję urzędową to granda niespotykana w żadnej innej dziedzinie działalności gospodarczej. Czy dostawca domaga się od kontrahenta pieniędzy z tytułu zwrotu kosztów listu, w którym przypomina mu o zaległej wpłacie za towar? Oczywiście nie. Nikomu, kto pisze list do banku, nie przyjdzie do głowy, by żądać za to pieniędzy. Podobnie banki nie powinny obciążać klientów kosztami korespondencji firmowej. Banki jednak robią to, bo mogą – trzymają przecież rękę na naszych pieniądzach, a prawo nie zakazuje tych praktyk. Takimi właśnie metodami sektor bankowy w Polsce powiększa swoje dochody – i jest w tym nadzwyczaj skuteczny. W ubiegłym roku nasz produkt krajowy brutto zwiększył się o 3,8%. Aktywa (zasoby finansowe) banków wzrosły zaś o 11,6%, przyrastając w tempie dwa razy szybszym niż w 2009 r. W ślad za aktywami rosną zyski. W ubiegłym roku banki komercyjne zarobiły na czysto 10 mld zł, zaledwie o 3 mld mniej niż w najlepszym dla nich roku 2007 (12,9 mld zł). Ale po 10 miesiącach 2011 r. ich zyski wyniosły aż 13,3 mld zł, o 40% więcej niż przed rokiem, a do końca roku przekroczą najprawdopodobniej 15 mld zł. Nie ma innej branży, której powodziłoby się tak dobrze. Więcej odkładamy, mniej zyskujemy A klienci płaczą i płacą. Na bankowe prowizje i rozmaite opłaty wydaliśmy w 2009 r.o miliard złotych więcej niż w roku 2008 (bo banki musiały na nas się odkuć za słabsze zyski z kredytów). W 2010 r. bankom poprawiło się z kredytami, ale i tak za opłaty i prowizje zapłaciliśmy im aż o 1,3 mld zł więcej niż o rok wcześniej – a w tym roku ta kwota będzie jeszcze wyższa. Ciekawa sprawa, że odkładamy w bankach coraz więcej pieniędzy
Tagi:
Andrzej Leszyk