Bankierzy w szponach yakuzy

Bankierzy w szponach yakuzy

Czy przestępcy są odpowiedzialni za japońską recesję? Japońska mafia jest coraz potężniejsza. Yakuza tworzy prawdziwe imperium gospodarcze. Według ocen policyjnych ekspertów z USA, przestępcze syndykaty z Nipponu zainwestowały na amerykańskim rynku finansowym do 50 mld dolarów! Gangsterzy spod Fudżijamy dawno czerpią zyski nie tylko z tradycyjnych źródeł jak wymuszanie okupu, prostytucja czy hazard. Wielu yakuza zmieniło się w biznesmenów, co prawda, niezbyt szacownych. Wytatuowani przestępcy wzięli bowiem z banków Nipponu milionowe kredyty, ale nie kwapią się, aby je zwrócić. Raisuke Miyawaki, były szef japońskiej policji oraz eksrzecznik premiera Yasuhiro Nakasone, uważa nawet, że członkowie yakuzy ponoszą odpowiedzialność na utrzymującą się od lat w Japonii recesję. „To prawda, że do gospodarczego zastoju doprowadziły deflacja, błędy polityczne i szereg innych przyczyn. Najważniejszym czynnikiem jest jednak inny fakt. Banki japońskie nie mogą odzyskać około połowy udzielonych kredytów, ponieważ stoją za nimi skorumpowani politycy oraz gangsterzy”, mówi Miyawaki. Uczciwi przedsiębiorcy nie mogą dostać kredytu, państwo zaś musi interweniować, aby ratować instytucje finansowe. W rezultacie Japonia, druga na liście gospodarczych potęg świata, obarczona jest długiem wynoszącym 800 mld dolarów! Zło zaczęło się na początku lat 80. Japońskie koncerny – np. Toyota czy Sony – mogły uzyskać korzystniejsze kredyty za granicą niż w kraju. Banki Nipponu gorączkowo poszukiwały więc kredytobiorców. Jak mówi Manabu Miyazaki, ceniony publicysta i syn mafijnego bossa, finansiści pierwsi zwrócili się do członków mafii, proponując korzystne pożyczki. Gangsterzy z zachwytem przyjęli ofertę, słusznie dochodząc do wniosku, że działalność gospodarcza okaże się nieporównanie bardziej lukratywna niż prowadzenie domów uciech. Często banki pożyczały pieniądze firmom, pod których szyldem działała yakuza, zwanym kigyo shatei. Trudno uwierzyć, ale w wielu przypadkach kredyty trafiały bezpośrednio w ręce kryminalistów. Susumu Ishii, aż do śmierci w 1991 r. uważany za bossa bossów przestępczego świata Japonii, zainkasował od 12 szacownych przedsiębiorstw czy banków, jak Nomura Securities czy Nisko Securities, co najmniej 300 mln dolarów. Część pożyczonych pieniędzy gangsterzy zainwestowali w legalne przedsiębiorstwa, większość jednak w akcje i nieruchomości. Do tego rodzaju przedsięwzięć zachęcali ich bankowcy, zapewniając wysokie prowizje i obiecując, że wartość budynków, gruntów czy papierów giełdowych będzie stale wzrastać. Studium przeprowadzone w 1999 r. na zlecenie władz w Tokio wykazało, że spośród 116 wysokich kredytów budowlanych aż 42% trafiło do firm i osób powiązanych z przestępczością zorganizowaną. Przez kilka lat system funkcjonował. Ceny wzrastały, a członkowie syndykatu zbrodni bogacili się dzięki prowizjom i zyskom z kapitału. Wtedy yakuza rozpoczęła ekspansję międzynarodową – najpierw w Korei Południowej i na Filipinach, potem na Hawajach i w Kalifornii, aż wreszcie na terenie obu Ameryk i byłego ZSRR. Podczas tych tłustych lat policja oceniała roczne dochody „ośmiornicy” na bilion jenów (10,2 mld dol.). Na początku lat 90. prysła jednak rozdęta bańka mydlana japońskiej gospodarki. Inwestorzy nie byli już skłonni płacić wyśrubowanych cen i gangsterzy zostali ze swymi nieruchomościami i akcjami, których wartość spadła z dnia na dzień. Na domiar złego banki zażądały od swych niezwykłych klientów spłaty kredytów. Yakuza utrudniała jednak sprzedaż nieruchomości będących zabezpieczeniem zbyt hojnie przyznawanych pożyczek. Według niektórych ekspertów, przynajmniej połowę długów obciążających hipoteki japońskich nieruchomości zaciągnęli mafiozi. Początkowo finansiści nie spodziewali się poważniejszych kłopotów, wszak pożyczyli pieniądze legalnym firmom. A przynajmniej tak się wydawało. Przestępcy rzadko posługują się przemocą. Wolą bardziej dyskretne działania, dzięki temu policja zostawia ich w spokoju. Kiedy jednak syndykatom zbrodni zajrzało w oczy bankructwo, ich szefowie postanowili twardo wyjaśnić bankierom reguły gry. W 1993 r. zastrzelono wysokiego urzędnika Hanwa Banku, odpowiedzialnego za ściągnie zaległych kredytów. W następnym roku taki sam los spotkał jego kolegę z Sumitomo Banku. Od 1997 r. siedmiu wysokiej rangi bankowców lub urzędników badających kredytowe nieprawidłowości w domach finansowych zginęło tajemniczą śmiercią. W wrześniu 2000 r. w pokoju hotelowym w Osace znaleziono martwego Tadao Honmę, byłego dyrektora Bank of Japan, od dwóch tygodni nowego szefa Nippon

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2002, 2002

Kategorie: Świat