Bo Środa była za głośna

Bo Środa była za głośna

Likwidacja urzędu pełnomocnika nie tylko stawia Polskę w złym świetle, ale też niesie ryzyko utraty milionów euro Rząd premiera Marcinkiewicza od początku miał same problemy. A to z powołaniem koalicji, a to z uzyskaniem większości potrzebnej do swojego zaprzysiężenia. Nie miał jednak najmniejszych problemów ze zlikwidowaniem urzędu Pełnomocnika ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn. Taka decyzja zapadła już na drugim posiedzeniu. Dokładnie 3 listopada, czyli na wiele dni przed oficjalnym exposé premiera. Wniosek z tego jest bardzo prosty. Zacietrzewienie ideologiczne nowych władz to absolutna podstawa programowa nowego gabinetu. – Reakcja premiera Marcinkiewicza była emocjonalna i bardzo prywatna. Doszedł do wniosku, że przyjęcie mojej dymisji to za mało. I chciał mnie jakoś ukarać. Ale niechcący ukarał siebie. Dlatego że rozwiązał biuro, o którego kompetencjach nie miał pojęcia. A zwłaszcza nie miał pojęcia o tym, że to część jego kancelarii. I konsekwencje wynikające z zamknięcia biura spadają właśnie na kancelarię – mówi bez ogródek Magdalena Środa, była już pełnomocniczka rządu. – W ramach kancelarii moje biuro podpisało umowy wspólnotowe. Kilkanaście projektów za kilka milionów euro. Te projekty trzeba skończyć, sprawozdania napisać, poddać się audytowi Brukseli. I nie można tak po prostu umów zawartych między kancelarią a konkretnym ciałem unijnym przenosić. A na pewno nie bez renegocjacji większości

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2005, 46/2005

Kategorie: Kraj