Przyszli magistrowie przez 60 dni okupowali największą salę wykładową kraju Był to jeden z najbardziej dramatycznych protestów studenckich w historii Austrii. Studenci Uniwersytetu Wiedeńskiego przez 60 dni okupowali Audimax, największą salę wykładową kraju. Podobne akcje przeprowadzili ich koledzy w Grazu, Klagenfurcie, Linzu i innych miastach. Rebelię wzniecono pod hasłem: „Uni brennt – der Staat pennt”, czyli „Uniwersytet płonie – państwo śpi”. Studenci mieli transparenty z napisami: „Więcej pieniędzy na oświatę niż na banki i koncerny”, „Wykształcenie jest prawem człowieka” czy „Education not for sale” („Edukacja nie na sprzedaż”). Zbuntowana młodzież nie znalazła jednak społecznego poparcia. Pod koniec akcji tylko 8% Austriaków oceniało protesty pozytywnie. Najwierniejszymi sojusznikami studentów okazali się bezdomni. Kiedy 21 grudnia na polecenie rektora policja opróżniła Audimax, salę okupowało zaledwie kilkunastu strajkujących, którym towarzyszyło 80 bezdomnych. Zdaniem komentatorów, studenci osiągnęli tylko minimalny sukces. Minister nauki Johannes Hahn zapowiedział, że w 2010 r. szkolnictwo wyższe otrzyma z rezerwy budżetowej dodatkowe 34 mln euro. Uczelnie w Austrii stoją w obliczu palących problemów. W niewielkim, ośmiomilionowym kraju znajduje się osiem uniwersytetów, obecnie beznadziejnie przepełnionych. W ubiegłym semestrze zimowym w Austrii studiowało 240 tys. młodych ludzi. W obecnym po raz pierwszy w historii kraju liczba studentów państwowych uczelni przekroczyła 300 tys. To bezprecedensowy wzrost o jedną piątą. Tylko na Wydziale Publicystyki Uniwersytetu Wiedeńskiego naukę na pierwszym roku rozpoczęło 1,4 tys. osób. Studenci mają trudności ze znalezieniem miejsca na wykładach, profesorowie skarżą się, że w zatłoczonych pomieszczeniach nie mogą prowadzić zajęć. Przyczyn tego niezwykłego szturmu na uczelnie jest wiele. W warunkach kryzysu młodzi ludzie mają ograniczone możliwości znalezienia dobrej pracy, wielu traktuje studia uniwersyteckie jako sposób przeczekania, aż nadejdą lepsze czasy. Ponadto system szkolnictwa wyższego w Austrii jest niezwykle liberalny. W 2008 r. socjaldemokraci doprowadzili do zniesienia czesnego i innych opłat za studia. Nie ma egzaminów wstępnych ani ograniczeń czy limitów przyjęć na uczelnie – z wyjątkiem medycyny i stomatologii (kandydaci na te wydziały muszą zdać test). Tzw. wieczni studenci nie są motywowani, aby doprowadzili edukację do końca. System ten przyciąga obcokrajowców, zwłaszcza Niemców, jak skarżą się konserwatywni politycy w Wiedniu i rektorzy. Wielu młodych obywateli RFN, którym słabe wyniki maturalne uniemożliwiają podjęcie nauki we własnym kraju, spieszy do Austrii. W dniach zapisów na medycynę kandydaci z Niemiec rozbijają przed Uniwersytetem Wiedeńskim prawdziwe miasteczko namiotowe. Obecnie w austriackich szkołach wyższych studiuje 18 tys. Niemców (7,3% ogółu). W 2000 r. było ich 2,6%. Niektórzy politycy austriaccy sugerują, że Berlin powinien zapłacić za zagraniczną edukację obywateli. Karlheinz Töchterle, rektor uniwersytetu w Innsbrucku, zagrzmiał w wywiadzie dla rozgłośni radiowej ORF: „Czy można oczekiwać od austriackiego podatnika, że udostępni swą strukturę uniwersytecką znacznym obszarom Europy Środkowej? Zagraniczni studenci zaleją nasz kraj, ponieważ zapewniamy darmowe miejsca studiów”. Takie żądania napotykają jednak stanowczy sprzeciw niemieckich polityków, a próby ograniczenia cudzoziemcom z krajów UE dostępu do austriackich uczelni są udaremniane przez Unię Europejską. Niemniej na medycynie i stomatologii Austriacy wprowadzili limit przyjęć dla kandydatów z państw UE (20% miejsc). Nie tylko panujący na uniwersytetach tłok sprawia, że studenci są sfrustrowani. Rząd nie jest skory do zwiększenia budżetu szkolnictwa wyższego. Wielu wykładowców uniwersyteckich, zwłaszcza tych bez etatu, pracuje – jak określił to dziennik „Der Standard” – „na głodowych umowach”. W komentarzu redakcyjnym gazeta napisała, że warunki, w których kształcona jest przyszła elita kraju, są symbolem pogardy władz dla duchowej pracy, pogardy, której celem jest najwidoczniej „stłumienie krytycznego ducha”. W przeszłości dyplom uniwersytecki zapewniał awans społeczny i materialny, szacunek i dobrą pracę. Obecnie jednak absolwenci wyższych uczelni zasilają szeregi bezrobotnych. Perspektywy dla młodych ludzi po studiach to wolontariat, dorywcze prace i bieda. Część studentów niechętnie patrzy na wprowadzanie przez szkoły wyższe, zgodnie z zaleceniem UE, procesu bolońskiego, czyli dwustopniowego systemu studiów. Wyrażane są obawy, że wielu poprzestanie na zdobyciu licencjatu i nie podejmie już studiów magisterskich, spadek liczby magistrów doprowadzi zaś
Tagi:
Krzysztof Kęciek









