Casanova wraca

Casanova wraca

Kino nie może się obejść bez łamania seksualnego tabu Za kilka dni w kinach kolejny „Casanova” (USA reż. Lasse Hallstrom). Z nim pytanie: po co kino sięga do erotycznego ramola sprzed 300 lat? I odpowiedź: bez Casanovy kino może się spokojnie obejść. Nie może się jednak obejść bez łamania seksualnego tabu. Bo po to istnieje. Seks nieletnich Seks na ekranie? Teoretycznie nie ma o co kruszyć kopii – w jednym pornograficznym filmiku, dostępnym na rogu za pięć złotych, jest tyle nagości i kopulacji, ile w całej historii kina razem wziętej. Tyle że w filmowej erotyce zupełnie nie chodzi o seksualny tartak. Tak naprawdę widza interesuje w kinie nie sam seks, ale obrzęd przekraczania tabu. Stróże moralności przez ostatnie sto lat wcale nie obawiali się na ekranie gołych biustów. Oni obawiali się przesłania: ty też możesz pokazywać zawartość stanika i nie stanie się nic strasznego. Kino przekonywało, że seks jest mniej straszny, niż mówią w szkole i z ambony. Walczyło z przekonaniem, że seks leży bardzo blisko deprawacji, upadku moralnego i zbrodni. Poważne problemy z amerykańską cenzurą miał pogodny francuski film „Zielone zboże” (1954), w którym para kuzynów podczas rodzinnych wakacji w Bretanii stawia pierwsze kroki w erotyce. Nie idzie im gładko – przynajmniej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 11/2006, 2006

Kategorie: Kultura
Tagi: Wiesław Kot