Cennik szkolnej wdzięczności

Cennik szkolnej wdzięczności

Uśmiech, bukiet, bomboniera w kształcie serca, a może krajalnica? Jak wyrazić wdzięczność za nauczycielski trud? Temat dziękowania nauczycielowi upominkiem wraca przed każdym końcem roku. Obyczaj jest już zinstytucjonalizowaną tradycją. – W początku lat 50. – wspomina starszy pan – na koniec roku kupowaliśmy wychowawczyni indyka, gęś lub koguta. Dzieci prowadziły gdaczące ptaszę za lejce zrobione ze wstążek, śpiewając „Gąski do domu”. Mimo powojennej biedy czasy były piękne. Rodzice dawali, co kto miał, myśląc: „A niech coś sobie zje ta nasza pani”. – Mama dała mi pieniądze na średni bukiet – opowiada inna „starsza uczennica”. – Wzdłuż drogi do szkoły było pełno straganów z „pańską skórką”. Gdy dotarłam, starczyło tylko na ruskie mydełko o intensywnym zapachu. Do dziś się czerwienię, gdy myślę, jak wręczałam je nauczycielce. – Dostawałam jajeczka, kawałek schabu, to, co Bozia pozwoliła uchować w gospodarstwie – wylicza emerytowana wychowawczyni. – Sama mówiłam: „Są truskawki, nie wydawajcie na kwiatki. Łubianka wystarczy”. Czasy się zmieniały. Wyrabiały się gusty, a wraz z nimi prezenty. Przyszły enerdowskie kompleciki bielizny z milanezu, które rodzice załatwiali prawie spod ziemi (ciekawe, jak trafiali w rozmiar?), skórzane ścienne zegary,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 24/2002

Kategorie: Kraj