Ponad 1200 osób zdobyło już Everest. I wielu z niego nie wróciło Kiedy w czerwcu 1924 r. Mallory z Irvinem nie wrócili z podniebnej grani Everestu, nikt nie wiedział, czy zdobyli najwyższy szczyt świata. 38-letni Mallory, przedstawiciel sławnego rodu podróżników i lotników, człowiek, który najkrótszą odpowiedzią – „Bo są” – określił sens zdobywania gór wysokich, zdecydowany był iść aż do śmierci. Młodszy o 16 lat Irvine podchwycił to z entuzjazmem. Ostatni raz widziano ich na wysokości ok. 8600 m. Ale było już po południu, a Mallory wyjątkowo zapomniał w tym dniu latarki. 75 lat później na wysokości 8300 m, w linii spadku drugiego uskoku, zagradzającego drogę na szczyt od północy, Amerykanin Conrad Anker odkrył ciało Mallory’ego. Nosiło ślady upadku, złamane były nogi i prawa ręka. Ciało pochowano tam, gdzie zostało znalezione. W tym samym roku Anker wraz z dwoma towarzyszami spadł ze zboczy Sziszapangmy (8013 m). Tylko on jeden, ciężko ranny, ocalał. Zemsta Himalajów? Zapytałem Reinholda Messnera, czy Anglicy mogli wejść na szczyt. – Nie mogli. Żeby zdobyć Everest, musieliby pokonać lub obejść drugi uskok. Mnie się to udało, jednak wtedy było to praktycznie niewykonalne – odparł. Ale Messner, choć wielki wspinacz, czasem umniejszał osiągnięcia innych, by samemu prezentować się jeszcze lepiej. Przecież publicznie zakwestionował pierwsze zimowe wejście na Everest dokonane 17 lutego 1980 r. przez Polaków, tylko dlatego że nastąpiło dwa dni po upływie nepalskiego zezwolenia (skróconego o dwa tygodnie już w czasie trwania naszej wyprawy). Oczywiście, wszyscy, łącznie z rządem Nepalu, uznali, że to 28-letni Cichy i rok starszy Wielicki byli pierwszymi, którzy weszli zimą na „trzeci biegun Ziemi”. Messner jednak szykował się właśnie do pokonania północnej ściany Everestu – dokonał tego w sierpniu 1980 r. – i nie chciał, by wcześniejsze dokonania Polaków zaćmiły jego sukces. A przecież jeszcze w maju 1980 r. nową drogę na południowej ścianie Everestu wytyczyli inni Polacy, Czok i Kukuczka. Angielska obsesja Anglicy musieli wejść na Everest. To oni 150 lat temu zmierzyli wysokość szczytu, to oni kontrolowali Tybet, co praktycznie zapewniało im monopol w zdobywaniu najwyższej góry świata. W 1922 r. rusza pierwsza ekspedycja. Osiąga ponad 8300 m, ale lawina zabija siedmiu Szerpów. Anglikom nie ma kto nosić bagaży i muszą się wycofać. W wyprawie z 1924 r. ginie dwóch następnych Szerpów, pozostali rezygnują z wspinaczki. Śmierć Mallory’ego i Irvina przerywa niemal na 10 lat szturmowanie szczytu. Cztery kolejne wyprawy idą w latach 1933-1938. Są coraz lepiej przygotowane i wyposażone, ale nie mogą nawet osiągnąć wysokości, na którą dotarli Mallory z Irvinem. Tymczasem w 1949 r. Nepal otwiera granice dla wspinaczy. Pryska angielski monopol. Już w 1950 r. Francuzi zdobywają pierwszy ośmiotysięcznik – Annapurnę (8091 m). Coraz większe zainteresowanie budzą południowe zbocza Everestu. Może od tej strony uda się go zdobyć, skoro północne flanki są niedostępne? W 1952 r. na Everest idą Szwajcarzy. Z pomocą genialnego Szerpy Tenzinga Norkaya (to słowo znaczy „szczęściarz”) osiągają prawie 8600 m. Anglicy w odpowiedzi zarządzają niemal oblężenie szczytu. W marcu 1953 r. rusza największa wówczas górska ekspedycja świata – 350 Szerpów, 14 Brytyjczyków, ponad 10 ton sprzętu, najnowocześniejsze butle tlenowe i kombinezony. To już dziesiąta angielska próba zdobycia Everestu. Sięgnięto po zagraniczne posiłki. Do grupy szturmowej zostaje włączony 39-letni Tenzing oraz 33-letni Nowozelandczyk Edmund Hillary. Idą jednak w drugiej parze, bo górę mają zdobyć rodowici Anglicy, Evans i Bourdillon. Ale brak sił i awaria aparatu tlenowego zmusza ich do odwrotu 90 m poniżej szczytu. Tom Bourdillon ma szczególnego pecha, bo trzy lata później ginie w Alpach, odchodząc jako pierwszy z członków wyprawy. Generalnie jednak w 1953 r. Anglicy mają wyjątkowe szczęście. Sprzyja im pogoda, nie wieje, mogą ustawić aż dziewięć obozów, a silny, wytrzymały i doświadczony Tenzing (to jego szósta wyprawa w rejon najwyższej góry świata) jest najlepszym partnerem, jakiego mógł sobie wymarzyć Hillary. Nowozelandczyk akurat pod Everestem ten jeden jedyny raz osiągnął apogeum
Tagi:
Andrzej Dryszel









