Czas na polską tarczę

Czas na polską tarczę

Budowa sprawnego systemu obrony powietrznej jest realną szansą dla polskiego przemysłu zbrojeniowego Reminiscencje krótkiej roboczej wizyty amerykańskiego prezydenta w Warszawie zapewne długo jeszcze będą przedmiotem szczegółowych – aczkolwiek niepogłębionych – analiz. Najważniejsze jednak jest pytanie, czy wizyta amerykańskiego prezydenta posunęła naprzód sprawy dla Polski ważne, a dotyczące dwóch różnych kwestii. Pierwsza to eksploatacja gazu łupkowego. Druga odnosi się nie tyle do głośnej tarczy antyrakietowej, ile do instalacji nowoczesnego systemu obrony powietrznej w Polsce. Temat gazu będzie czekał do chwili, kiedy polskie złoża zostaną oszacowane i udokumentowane. Natomiast drugi problem jest znacznie bardziej skomplikowany. Co zamiast starych rakiet Dobrze dla Polski się stało, że koncepcja budowy amerykańskiej tarczy antyrakietowej odeszła w siną dal i praktycznie nieprawdopodobne jest, by do niej powrócono. Należy podkreślić, że tarcza ta – czyli 10 wyrzutni z zapasem ok. 120 rakiet – miała bronić nie Polski czy Europy, lecz terytorium USA przed rosyjskimi rakietami balistycznymi umieszczonymi na półwyspie Kola. Amerykanie doszli jednak do wniosku, że instalacja systemu NMD (National Missile Defence – narodowa obrona przeciwrakietowa) jest niecelowa, gdyż Rosjanie w odpowiedzi rozbudowywali system ofensywny, instalując nowe rakiety w istniejących już silosach. Trzeba wyraźnie stwierdzić, że rosyjskie rakiety nowych generacji klasy RS-24 czy RS-30 (a nawet starsze: umieszczone na ruchomych wyrzutniach SS-20 lub mniejsze SS-23) są praktycznie nieprzechwytywalne przez żaden system obronny. Tzn. oczywiście antyrakiety zestrzelą jakiś procent rakiet ofensywnych, jednak jeżeli liczba zestrzeleń wynosi – jak w tym wypadku – poniżej 40%, instalowanie kosztownego systemu defensywnego mija się z celem. Nie wdając się w szczegółowe analizy, trzeba też jednoznacznie stwierdzić, że system antyrakietowy Patriot II (MIM-104) – bo o takim trwają rozmowy – jest już dzisiaj mocno przestarzały, a równocześnie szalenie drogi. Mankamentem amerykańskiego systemu jest wystrzeliwanie pocisku pod kątem 38 stopni zamiast pionowo, co znacznie zawęża potencjalny zasięg. Ponadto układ został skonstruowany tak, że dwie baterie nawzajem się bronią, przez co muszą być ustawione w odległości najwyżej 6 km jedna od drugiej. To wymuszone dublowanie baterii podwaja też część kosztów. Amerykanie nie mają natomiast najmniejszego zamiaru rozmawiać z nami na temat ewentualnego nabycia nowocześniejszego systemu Patriot III (PAC-3) lub też bardzo nowoczesnego (ale astronomicznie drogiego) THAAD. Polska aktualnie jest w sytuacji, kiedy trzeba będzie definitywnie zdemontować istniejący jeszcze w sporej części kraju stary system przeciwlotniczy i przystąpić do budowy nowego operacyjno-taktycznego systemu przeciwlotniczo-antyrakietowego. Stary system można jeszcze częściowo wykorzystać. Chodzi szczególnie o posiadaną przez nasz kraj dużą liczbę rakiet przeciwlotniczych S-200 Wega. Te pociski oceniane przez ekspertów jako w dalszym ciągu mobilne, u nas zainstalowano w wyrzutniach stacjonarnych, głównie na Pomorzu. O ile zdemontowanie i zezłomowanie zupełnie przestarzałych rakiet Wołchow jest sprawą bezdyskusyjną, a nowocześniejsze krugi i oki równie jednoznacznie nadają się do dalszej eksploatacji, o tyle rakiety S-200 są problemem. Istnieje pilotażowy program głębokiej modernizacji tego systemu, którego elementem jest m.in. osadzenie pocisków na wyrzutniach ruchomych i strzelanie w pozycji pionowej. Tu jednak oczekuje się na odpowiedź polskiego przemysłu, szczególnie grupy Bumar. Miejsca dla Bumaru Rozwiązań pozostaje niewiele. Można i trzeba rozmawiać z europejskimi sojusznikami NATO na temat budowy wspólnego europejskiego systemu przeciwlotniczo-antyrakietowego Aster, opartego na technologii francusko-włoskiej, lub też czekać, czy strona amerykańska zechce podzielić się z Europejczykami technologią operacyjnego systemu przechwytywania SM-3, opartego na już istniejącym morskim SM-1. System Aster składa się z dwóch segmentów: Aster 15 bliskiego zasięgu i Aster 30 średniego zasięgu. W jego skład wchodzą dwie stacje radiolokacyjne (czyli identyfikująca i prowadząca) oraz mniej skomplikowana niż w systemach amerykańskich infrastruktura. Jest w tej koncepcji spora szansa dla polskiego przemysłu obronnego, zwłaszcza dla grupy Bumar. Sytuacja przemysłu zbrojeniowego nie rysuje się bowiem w różowych barwach. Wprawdzie bumarowskie Łabędy mają zamówienia na produkcję czołgowych wozów technicznych dla Indii, opartych na podwoziu T-72M,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 23/2011

Kategorie: Kraj