Ptaki ciernistych krzewów

Ptaki ciernistych krzewów

Warszawa 02.2015 r. Stowarzyszenie Otwarte Drzwi N/z Anna Machalica-Pultorak - prezes. fot.Krzysztof Zuczkowski

Osoby bezdomne są dla nas na ogół przezroczyste Anna Machalica-Pułtorak – społeczniczka z krwi i kości, defetystka i zarazem niepoprawna optymistka. Założycielka Stowarzyszenia Otwarte Drzwi niosącego pomoc osobom zagrożonym wykluczeniem społecznym. Ambasadorka Konwencji ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami. Z wykształcenia socjolożka. Pochodzi ze Śląska Cieszyńskiego. Podopieczni wybierają się dzisiaj do teatru? – Tak, na „Piotrusia Pana”. To o nich, dla nich. Gdyby mógł pan dzisiaj posłuchać, jak się opierali! Staramy się im dostarczać tzw. strawy duchowej i intelektualnej. Udało nam się tanio zorganizować zbiorowy bilet dla uczestników programu wychodzenia z bezdomności, tylko że oni nie chcą iść do teatru! Zapierają się jak osły! Czasem nawet trzeba ich przymuszać. Dopiero jak ktoś pójdzie, a często wcześniej nie był w teatrze w ogóle albo był na jakiejś nudnej szkolnej lekturze, jest nam potem wdzięczny. Kultura, sztuka to dla wielu osób bezdomnych obcy świat. Nie rozumieją go, nie znają, nie czują. A kontakt z kulturą ma olbrzymie znaczenie w procesie powrotu do społeczeństwa. Co musi się wydarzyć, żeby ten człowiek zechciał wrócić do społeczeństwa? – Czynników jest wiele i nie każdy na każdego zadziała tak samo. Jednak zawsze musi zaistnieć jakaś chemia czy nawet dosłownie fizyka. Na niektóre osoby działa głód. Bywa też tak dokuczliwy chłód, że nie można go znieść, i choć człowiek bardzo nie chce iść do placówki, to w końcu idzie. Ze strachu przed śmiercią. Ale nie na wszystkich to działa. Są tacy, którzy przyzwyczajają się nawet do ekstremalnych warunków. Nigdy nie zapomnę pewnego młodego człowieka, wówczas 22-letniego, studenta, który zrobił sobie domek w chaszczach niedaleko Biblioteki Uniwersyteckiej. Tam, na skraju parku, rosną takie mocno kolczaste chaszcze. I on w nich całe lato koczował, w sąsiedztwie biblioteki i setek studentów. Ten człowiek uciekł z domu, zerwał z rodziną, upozorował samobójstwo i uwił gniazdo w tych ciernistych krzewach. Ptak ciernistych krzewów? – Dosłownie. Obserwowałam go przez pewien czas, a później zaczęłam z nim rozmawiać i okazało się, że ma bardzo bogatą wiedzę, bo studiował stosunki międzynarodowe. Widać było, że moje zainteresowanie i zwykła bezinteresowna życzliwość zrobiły na nim wrażenie. Za którymś razem namówiłam go, żeby mi towarzyszył, i tak trafił do naszej placówki. Po kilku miesiącach choroba się odezwała i uciekł, później znów wrócił. Choroba? – Uaktywniła się u niego schizofrenia, chociaż z nią zaczął sobie radzić, ale potem dopadła go depresja. Nie zdecydował się nigdy na diagnozę, sam próbował zapanować nad chorobą i w końcu mu się udało. Został nawet agentem ubezpieczeniowym. Tutaj wystąpił czynnik emocjonalny, po prostu znalazł otoczenie, które go zaakceptowało. Pochodził z rodziny rolniczej, bardzo autorytarnej, i nie wytrzymał tej presji. Stawiano mu wysokie wymagania, a on tęsknił za pewną niezależnością, możliwością stanowienia o sobie. Naraziłam się jego rodzicom, złożyli doniesienie do prokuratury. Wie pan, ja tutaj właściwie nic nie zrobiłam. Zwróciła pani na niego uwagę. Założę się, że widziało go kilkaset innych osób, ale to pani się nim zainteresowała. Czy można zatem powiedzieć, że osoby bezdomne czekają na to, aż ktoś zwróci na nie uwagę i powie, że ich życie wcale nie musi tak wyglądać, że jest dla nich szansa? – Oczywiście. Zwyczajne ludzkie zainteresowanie, życzliwość też może być bodźcem do zmiany. Część pragnie wrócić do społeczeństwa, by na nowo odnaleźć sobie w nim miejsce, w którym będą odczuwać akceptację, zainteresowanie i życzliwość. Czasem czują się zawstydzeni, że tak nisko upadli, ale nie wiedzą, jak wrócić. Na ogół osoby bezdomne są dla nas przezroczyste. Dylemat dawania Dopóki nie poproszą o 2 zł. – No właśnie, to dawanie jest kolejnym czynnikiem pozwalającym im utrzymać się na powierzchni życia. Mają na jedzenie, ale też na alkohol i inne używki, które podsycają złudną wiarę w to, że są normalni, a przecież normalnie nie żyją. Dając zatem te 2 zł, niejako utrzymujemy człowieka w aktywności, ale nie rozwiązujemy w żaden sposób problemu i nie pomagamy w powrocie do społeczeństwa. Zaczepiony na ulicy człowiek staje przed dylematem moralnym. Z jednej strony chciałby pomóc, a z drugiej wie, że to i tak pójdzie na piwo i w niczym nie pomoże. Jak w takim razie powinniśmy się zachować? – Śpieszący się gdzieś przechodzień nagle znajduje się w takiej trochę opresyjnej sytuacji, więc najlepiej byłoby dać wizytówkę z informacją o tym, gdzie można się zgłosić.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2017, 2017

Kategorie: Kraj