NIK o supermarketach

NIK o supermarketach

Władze gmin łamały prawo, by ułatwić życie wielkim sieciom handlowym

Od czasu, gdy opisaliśmy parę lat temu, jak kierownik Niemiec kazał kasjerkom w warszawskim Hicie kupić pampersy i zabronił im wychodzić do toalety, w większości hipermarketów traktowanie personelu właściwie nie zmieniło się na lepsze, co wykazują ostatnie kontrole Państwowej Inspekcji Pracy. Niewiele lepiej prezentuje się obraz hipermarketów w raporcie NIK dotyczącym ich finansowych i prawnych aspektów funkcjonowania od stycznia 1998 do czerwca 2001 r. Tylko dwie z dziesięciu wielkich sieci handlowych działających w Polsce miały w 2000 r. nieznaczny zysk. W jednym przypadku było to 0,1% brutto, w drugim – 2,6%. Pozostałe wykazały straty od 1,1% do 9,9% obrotu.

Masochizm inwestorów

Hipermarkety te nie wpłaciły więc do budżetu ani grosza z tytułu podatku dochodowego. Nie tylko masochizm zagranicznych inwestorów, których pęd do rozszerzania sieci placówek w Polsce, a zatem coraz większego rujnowania swych finansów, wzbudził pewne podejrzenia inspektorów NIK. Wątpliwości wywołały także inne zjawiska towarzyszące rozwojowi wielkich sieci handlowych, które mają już 35% obrotów handlu detalicznego i składają się z 250 hipermarketów (60% w rękach kapitału zagranicznego).
Wśród owych niepokojących fenomenów raport NIK wskazuje również na nagminne naruszanie prawa przy wydawaniu zezwoleń na budowę tych obiektów. „Przy nadzwyczaj szybkim załatwianiu spraw (nawet zanim inwestor zdążył złożyć podanie i kupić znaczki skarbowe), wskazującym na możliwości występowania zjawisk korupcyjnych”, podkreśla się w raporcie.
NIK negatywnie oceniła działalność organów samorządu terytorialnego w zakresie lokalizacji hipermarketów. Wykryto istotne nieprawidłowości w 15 jednostkach samorządu spośród 17 objętych kontrolą. Z naruszeniem prawa wydano 35 spośród 68 skontrolowanych decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. W 12 przypadkach samorządy bez żadnych widocznych korzyści zlekceważyły własne plany zagospodarowania przestrzennego, co doprowadziło np. do powstawania zatorów w ruchu drogowym lub zlikwidowania stref ekologicznych (chociażby na warszawskim Bemowie). Władze gmin nie egzekwowały przy tym zobowiązań zagranicznych inwestorów do modernizacji i poszerzenia dróg dojazdowych. Raport stwierdza, że samorządy, zatwierdzając lokalizacje wielkich placówek handlowych, nie brały pod uwagę ich wpływu na lokalny rynek pracy i funkcjonowanie sieci handlowej.
Podejrzenia NIK wywołało nieuzasadnione umarzanie wierzytelności wobec gminy Bemowo oraz jej niemrawość w dochodzeniu zobowiązań podjętych przez Hit. Gmina ma najwykwintniejszy nowy ratusz, ale nie bardzo dba o interesy mieszkańców. Np. wydała zgodę na rozbudowę hipermarketu Hit na rok przed podpisaniem w lipcu 2001 r umowy w sprawie udziału zagranicznego inwestora w kosztach budowy drugiej jezdni ulicy Górczewskiej.

50-krotne przebicie

Inspektorzy NIK przyjrzeli się też cudom, jakie dzieją się w wielu miastach z gruntami, którymi zainteresują się inwestorzy budujący hiper- i supermarkety. „Osoba fizyczna – czytamy w sprawozdaniu NIK – w dniu 22 stycznia 1999 r. nabyła działkę położoną w Łodzi przy ul. Proletariackiej o powierzchni 1122 m kw. za 40 tys. zł po to, aby 18 października 1999 r. sprzedać ją innemu pośrednikowi handlu gruntami pod hipermarkety za cenę 1.945,4 tys. zł, tj. prawie 50-krotnie wyższą”.
Na ogół przebicie w takich wypadkach jest „tylko” kilkukrotne. Rzecz nie w tym, że ktoś bardzo sprytny za jednym zamachem zdobył fortunę, choć można domniemywać, że musiał się nią z kimś podzielić. Gdyby gminy zechciały stosować obowiązujące prawo, zyski ze sprzedaży gruntów „dowartościowanych” wskutek zainteresowania się nimi bogatych inwestorów powinny trafić do samorządowej kasy, a nie tylko na konta spekulantów. Tymczasem, jak stwierdza raport, gminy praktycznie nie wykorzystywały nawet ustawowych możliwości podnoszenia o 30% opłat przy transakcjach, których przedmiotem były grunty prywatne nabywane przez hipermarkety. Wbrew uchwałom samorządowym w tej sprawie nie wyegzekwowano np. 9,5 mln zł we Wrocławiu i prawie 14 mln zł w Łodzi.
A przecież zagraniczni inwestorzy zainteresowani strategicznym rynkiem polskim są dobrymi partnerami, którzy potrafią być elastyczni, jeśli mają poważnego rozmówcę lub gdy grożą im kary albo komplikacje. Oto przykład zaczerpnięty z raportu NIK. Mieszkańcy ulic przyległych do budowanego na warszawskim Bemowie hipermarketu Selgros złożyli do urzędu gminy skargę na uciążliwości związane z lokalizacją obiektu (hałas, wibracje, przerwy w dopływie prądu). W wyniku spotkania zorganizowanego w urzędzie gminy Selgros zobowiązał się do wypłacenia na rzecz każdego z 23 uczestników spotkania zryczałtowanego odszkodowania w wysokości 35 tys. zł, zaś skarżący zrzekli się wszelkich roszczeń.

 

Wydanie: 19/2002, 2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy