Zdarzały mi się role, o których wolałbym zapomnieć, i reżyserzy, których nie chciałbym wspominać – Zofia Rysiówna, wręczając panu nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza, powiedziała: „Tam, gdzie jest Trela, tam jest teatr narodowy”. Gdzie teraz jest ten Treli teatr narodowy? – Odebrałem to jako żart wielkiej aktorki i wielkiej damy. A dziś gram m.in. w Teatrze STU, w „Wielkim kazaniu księdza Bernarda” Leszka Kołakowskiego. Długo szukałem współczesnego tekstu, który pobudzałby ludzi do myślenia, refleksji. Tu nie chodziło o to, aby sobie coś zagrać, bo to mogę zrobić w każdym teatrze, ale aby zrobić coś potrzebnego dla innych, odkryć nowy świat zarówno dla siebie, jak i widzów, uczynić też w swoim życiu kroczek do przodu. Tym sposobem dotarłem do książki Leszka Kołakowskiego „Rozmowy z Diabłem”, będącej traktatem o istocie dobra i zła, pokazującej, że nic nie jest takie, jak się nam wydaje. Jest tam wiele o problemach nurtujących teologów, filozofów i każdego z nas. Dlatego też urzekła mnie ta książka, ale równocześnie zdawałem sobie sprawę, że jest niezwykle trudna, niesceniczna i dlatego ten tekst trzeba uczłowieczyć, podbudować psychologicznie, udramatyzować. Bałem się, bo przez całe życie byłem przyzwyczajony do występów w zespole, a tu miałbym wystąpić w monodramie. Z pewnymi obawami poszedłem do Krzysztofa Jasińskiego, dyrektora Teatru STU, który od lat namawiał mnie, abym do niego choć na chwilę wrócił. Ucieszyłem się, bo Jasiński uznał, że pomysł jest dobry i podejmie się ten spektakl wyreżyserować. Uważam, że była to jedna z moich odważniejszych decyzji, może nawet jedna z najważniejszych w moim życiu zawodowym. – Wiem, że Leszek Kołakowski zdążył przed śmiercią ten spektakl zobaczyć. – Przyjechał do nas do Teatru STU w 2007 r. i po spektaklu rozmawiał z nami do wpół do drugiej w nocy. Był ogromnie przejęty, nie przypuszczał, że jego tekst można przenieść na scenę. Zobaczył, że te jego zarówno poważne myśli, jak i małe, gorzkie żarciki zafunkcjonowały w przestrzeni i we wrażliwości widzów. Nagle wszystko nabrało innego wymiaru, stało się teatrem. – Czy ten diabeł przebrany w szaty księdza Bernarda, który głosi kazanie na temat nieodzowności istnienia w świecie zła, nie zrodził się u pana z tęsknoty za monologami obydwu Konradów z „Dziadów” i „Wyzwolenia”? – Wielu widzów ma takie odczucia, gdyż w monologach romantycznych toczy się walka z diabłem, dobra ze złem. Jest też scena przeistoczenia, egzorcyzmów na samym sobie i są to momenty, które mogą w jakimś sensie być łączone szczególnie z Mickiewiczowskimi „Dziadami”, choć budując ten spektakl, staraliśmy się z Jasińskim unikać takich skojarzeń. To jest rzecz głównie o diable i o tym, ile diabelstwa jest w każdym z nas. – Kto z innych polskich pisarzy znalazł się w repertuarze Treli narodowego teatru? – Jest m.in. ksiądz, choć już nie diabeł przebrany w szaty kaznodziei. Urzekła mnie mądrość ks. Józefa Tischnera i dlatego z wielką radością wystąpiłem w roli Narratora w ekranizacji jego „Historii filozofii po góralsku”, w reżyserii Artura Więcka. Ta filozofia to wielka pochwała myślenia, umiłowania wolności i radości życia. A ile jest tam momentów odnoszących się do naszej polityki, uczciwości, zepsucia świata przez pieniądz. Mógłbym godzinami cytować jego pełne mądrości skrzydlate myśli, dotyczące podstawowych problemów istot ludzkich i boskich. Ks. Tischner, podobnie zresztą jak Kołakowski, też twierdzi, że definicja prawdy jest bardzo złożona. A ponieważ nie ma chyba mądrości bez poczucia humoru, przypomnę jeden z często powtarzanych jego znanych żarcików: „Co to naprawdę jest prawda? To jest to, to jest tamto, ale jest jeszcze jedna prawda. Gówno prawda”. – Czy panu nie żal, że wielcy romantycy znikają z repertuaru teatrów? Tęskni pan za Mickiewiczem? – Z nostalgią wspominam tamten czas. Konrad Swinarski jako pierwszy w czasie całonocnych dyskusji uporządkował mi „Dziady” pod względem filozoficznym i interpretacyjnym. Potem dużo dały mi rozmowy z Jerzym Grzegorzewskim. Może raczej spotkania, bo rozumieliśmy się bez słów. Pojąłem, że Mickiewicz to poeta potrafiący w przejmujący sposób przedstawić ludzkie cierpienie, wchodzący głęboko w ludzką duszę, potrafiący znakomicie analizować człowieka, jego dramaty, bóle, rozterki, radości. – A Wyspiański? – Grając Konrada w „Wyzwoleniu”, byłem już trochę bardziej dojrzałym aktorem i Stanisław Wyspiański
Tagi:
Leszek Konarski









