Czy twoje dziecko jest twoje?

Polaków ogarnia nowa obsesja – łóżkowa… lustracja Darek Roguz poznał ją w kawiarni. Starszy o 14 lat, od razu określił, jakie ma oczekiwania. Nie zamierzał się bawić w chodzenie. Pierwszy syn, Krzyś, był mieszanką: po niej te niespotykane oczy, siebie też rozpoznawał w rysach. Nie zachodził w głowę, gdy drugi, Szymonek, nie wiadomo po kim urodził się rudawy. Nawet żartowali oboje, że niby sąsiada. Zresztą to dopiero pierwsze włoski. Drugie strzyżenie i znów rude rosną. Darek patrzył – niby podobny do teścia, ale to tylko teść. Machał ręką, genetyka zna psikusy, że może być podobny do piątej wody po kisielu. Ale coś zaczęło się psuć po tych narodzinach. Ona zrobiła się jakaś obca, te długie rozmowy przez komórkę, zaniedbywanie domu. On zarabiał, grając na dancingach, a ona kombinowała kogoś do dziecka i zaczęła latać po dyskotekach. Pierwsza rozprawa pojednawcza. Wracają razem, ona oznajmia: – Krzysia mogę ci dać na stałe, z Szymonkiem daj sobie spokój. Jest twój, ale dla jego dobra lepiej nie mieszać mu głowie. Kilka dni później dzwoni jakaś kobieta, mówi Darkowi, że Szymonek nie jego i wskazuje ojca. Darek go zna. Rzeczywiście lekko rudawy. Wtedy zaczął kojarzyć fakty. Postanowił zrobić test DNA. Marzył, że potwierdzi ojcostwo. – Tylko jak się dostać do dzieci? – opowiada. – Zakradłem się na podwórko, pół dnia przeczekałem, są. Ja podchodzę z wacikiem, a synkowie lecą do mnie z miłością. Mój kochany wiewiórek, mój rudasek – wspomina z upokorzeniem. Szymonek tak się wtedy przytulał, a on jak złodziej. – Ja synka na kolana: „Otwórz buźkę, tatuś chce zobaczyć ząbki”. On ufnie otwiera, zbieram ślinę. Wysyłam wacik do Warszawy. Tydzień niepewności. Jestem ojcem! Darek jest pewien, że ona nie wiedziała, z kim właściwie ma Szymonka. Teraz żyje z tym, na którego wskazała obca kobieta i małemu każe mówi do niego tatuś… W 2004 r. za pewność ojcostwa zapłaciło 12 tys. Polaków. Usługi genetyki na wolnym rynku, choć nie zwalniają z ojcostwa, gwarantują spokojny sen. Podkraść geny i wywnioskować – Wie pan, mamy dzieciaczka… – chrząkam. Telefon firmy z GEN w nazwie znalazłam w Internecie. Przemiły głos zapewnia dyskrecję i stuprocentową pewność: – Oprócz bliźniaków jednojajowych nie ma dwóch osób o takim samym DNA. Za zaliczkę 48 godzin od zamówienia dostanę kopertę wyłożoną bąbelkową folią. W kopercie szpatułka w kształcie lizaka, którą mam potrzeć wewnętrzną stronę policzka dzidziusia i poczekać, aż „wymazik” wyschnie. Nie, na kopercie nie ma pieczątki, co to za testy. Tylko muszę podpisać formularz, że jest zgoda opiekuna. Moja sprawa, czy dogadamy się ustnie, czy pisemnie. Czuję, że głos mruga do mnie okiem. Koszt 1,4 tys. zł. „Żadnych kolejek, stresu”, przeglądam w Internecie oferty. „Dostarczymy pod wskazany adres lub na poste restante”, gwarantuje testDNA. „Możliwe badanie bez udziału matki”, pisze BioGen. „Sprawdź, kto jest biologicznym ojcem. Może ojcem jesteś ty? A może właśnie nim nie jesteś?”, „Statystyki pokazują, że co dziesiąte dziecko w Polsce jest wychowywane przez mężczyznę, który nie jest biologicznym ojcem”, alarmuje firma Gentest. Zakłady medycyny sądowej wykonują rocznie ok. 400 testów na ojcostwo, prywatne – ponad tysiąc. Nikt nie wie, ile ich jest. Spółkę z o.o. z GEN w nazwie może otworzyć każdy. Nie trzeba być lekarzem, ale trzeba biznesmenem. Aparatura do testów DNA kosztuje co najmniej 100 tys. dol. Na początek wystarczy kilka tysięcy, układ z laboratorium za granicą i… solidna reklama. Bo żeby zadbać o zlecenia, trzeba zasiać wątpliwości. Pytanie „Kto jest tatą?” to dziś świat dużych pieniędzy. Z powodu „dyskretnej” konkurencji liczba zleceń spadła również Zakładowi Medycyny Sądowej w Warszawie: – Ludzie przychodzą z kroplą śliny w chusteczce i pytają, czy u nas można zrobić test bez zgody drugiej strony – opowiada dr Rafał Płoski. – Mówię: „Nie można”. „A gdzie można?”. Odpowiadam: „Nie wiem”. Zresztą zawsze się gdzieś dowiedzą i przychodzą za tydzień: „Pan mi powie, czy coś warta ta opinia?”. Można dyskutować, czy ojciec sprawujący opiekę nad dzieckiem ma prawo badać pokrewieństwo bez zgody małżonki – rozważa dr Płoski. – Sądzę, że ma. Tak jest np. w Holandii, gdzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 22/2005

Kategorie: Społeczeństwo
Tagi: Edyta Gietka