Dlaczego wyrżnięci Wołyniacy dzisiejszym elitom śmierdzą

Dlaczego wyrżnięci Wołyniacy dzisiejszym elitom śmierdzą

Jestem reklamiarzem, przez 20 lat reklamowałem prawie wszystko, z wyjątkiem fajek, bo ja agresywny niepalący jestem. Ale parę lat pracowałem w jednym pokoju z dwoma kolegami, którzy odpowiadali za reklamę produktów międzynarodowego giganta tytoniowego i z widokiem papierosowych sztang, zawalających wszystkie szafy i biurka, jestem oswojony, podobnie jak z reklamami tej przebogatej w pomysły kategorii. To wszystko wytwarza nawyk patrzenia na świat oczami piwosza i mlekopija, klienta stacji benzynowej i banku internetowego, gospodyni planującej pranie i dziewczyny chcącej być piękną, poszukiwacza idealnego samochodu i poszukiwacza idealnego polityka wreszcie. Szczotki i pasty do zębów, płyny do płukania ust czy kleje do protez też reklamowałem, podobnie jak mydła, szampony, dezodoranty, toteż dalsza część mojego wywodu napisana będzie w tej, że tak to ujmę, higienicznej konwencji. Czy wyobrażacie sobie Państwo stan uzębienia przedwojennych Wołyniaków? Ja sobie wyobrażam, bo wyobraźnię reklamiarza mam. Jak oni mogli żyć bez szczotki i pasty do zębów, bez nici dentystycznej, o wizytach u dentysty w celu korekcji zgryzu nie wspominając?! A jak takiemu ząb wypadł (ta paradontoza…) albo mu wybili lub wyrwali, to musiał bez porcelanowych mostów lub garnituru na klej się obejść. Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale nie każdy na Wołyniu miał buty. Dorośli, idąc do kościoła, zakładali je dopiero na dziedzińcu,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2015, 22/2015

Kategorie: Publicystyka