Zarabiają po 18 tysięcy euro miesięcznie i wydają polecenia armii 24 tysięcy urzędników W myśl traktatów i ideologii UE wybierany w powszechnych wyborach Parlament Europejski ma być „głosem narodów” (dosyć cienki to głos, gdyż uprawnienia parlamentu są symboliczne). Rada Europy jest zaś „głosem państw członkowskich”, głosem donośnym. Właśnie Rada, w której zasiadają ministrowie i szefowie rządów, podejmuje kluczowe decyzje. Komisja Europejska nazywana jest motorem czy też rządem Unii. Jej członkowie, noszący tytuł komisarzy, tworzą przede wszystkim organ wykonawczy, realizujący postanowienia prawdziwych potentatów Wspólnoty. Komisarze mają jednak pewne uprawnienia odnośnie państw Unii – czuwają, aby ustawodawstwo europejskie było przestrzegane, zapobiegają niezgodnej z prawem Wspólnoty konkurencji. Komisja nadzoruje kartele i fuzje przedsiębiorstw, pilnuje, aby państwa UE nie przyznawały swym przedsiębiorstwom dotacji sprzecznych z zasadami konkurencji. Komisja z entuzjazmem produkuje też projekty nowych regulacji i ustaw oraz mnoży biurokratyczne byty. Teoretycznie komisarze są niezależni od krajów członkowskich UE – reprezentują interes całej Wspólnoty i nie mogą przyjmować poleceń ani wskazówek od swych rządów. Komisarz, który okaże się zbyt gorliwym „nacjonalistą”, może nawet zostać usunięty ze stanowiska przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości. W praktyce ci wysokiej rangi eurokraci, zazwyczaj byli politycy, nie zapominają o korzyściach dla swego narodu. Loyola de Palacio, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej i komisarz ds. transportu i energii, jak lwica walczy z francuskimi kolegami o większe subwencje dla hiszpańskiego rolnictwa. Wróble w Brukseli ćwierkają, że niemieccy i francuscy komisarze, wspomagani przez Brytyjczyków, sprzeciwili się ukaraniu swych krajów za złamanie zasad europejskiego paktu stabilizacji i wzrostu. Komisja jest organem kolegialnym, tj. chociaż każdy jej członek ma określony zakres działalności (rynek wewnętrzny, budżet, rolnictwo itp.), to decyzje podejmowane są wspólnie. Tak naprawdę z tą kolegialnością różnie bywa. Komisarz odpowiedzialny za rynek wewnętrzny walczy o zmniejszenie liczby utrudniających handel ustaw, jego koledzy, kierujący resortami spraw socjalnych i ochrony środowiska, chcieliby jeszcze więcej ustaw i regulacji. Członkowie „dyrektoriatu”, kanclerz Gerhard Schröder, prezydent Jacques Chirac i premier Tony Blair, postulują, aby komisarze prowadzili bardziej „spójną” politykę, zwłaszcza w sprawach gospodarczych, i wytyczyli wreszcie „priorytety działania” zamiast wypisywać listę życzeń w nadziei, że pieniądze zawsze się znajdą. Najważniejszy w Komisji jest jej przewodniczący, Romano Prodi. Teoretycznie wszyscy inni członkowie Komisji mają takie same uprawnienia. W rzeczywistości w gronie 20 eurokratów są równi i równiejsi. Największym mirem cieszą się Austriak Franz Fischler, odpowiedzialny za sprawy rolnictwa, oraz Mario Monti, włoski ekspert gospodarczy stojący na czele resortu ds. konkurencji. Fischler kontroluje przecież ponad połowę budżetu Wspólnoty, zaś interwencja Montiego może storpedować najbardziej ambitny program gospodarczy. Niewiele do powiedzenia ma Brytyjczyk Chris Patten, komisarz kierujący polityką zagraniczną, gdyż dyplomację zarezerwowali dla siebie przywódcy państwowi. Patten stał się ostatnio bohaterem artykułów prasowych, ale nie ma z czego się cieszyć. Pod jego adresem wysunięto poważne oskarżenia – podobno dopuścił do tego, że pieniądze przekazane przez UE Autonomii Palestyńskiej trafiły do rąk zbrojnych ekstremistów. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że niektórych komisarzy, o symbolicznych kompetencjach i budżecie, powołano tylko po to, aby zaspokoić ambicje państw członkowskich UE. Każdy kraj ma bowiem prawo do wystawienia jednego członka Komisji (Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Hiszpania i Włochy po dwóch). Zasada: jeden kraj, jeden komisarz, pozostanie w mocy także po przyjęciu do UE 10 nowych państw. Próby ograniczenia składu mamuciej i nieefektywnej Komisji nie powiodły się, bowiem nawet małe kraje nie zamierzają zrezygnować ze swego przedstawiciela w tym gremium. Od 1 maja br. Komisja będzie więc liczyła aż 30 członków. Eurokraci z nowych państw członkowskich nie otrzymają własnych resortów, lecz będą przyuczać się przy kolegach ze „starych” krajów UE. Podobno polski komisarz, Danuta Hübner, będzie współpracować z Francuzem Pascalem Lamym, odpowiadającym za politykę handlową. „Nowi” komisarze otrzymają też mniejsze kancelarie. Bruksela oszczędzi, bo „nowi” początkowo nie będą mieli rzeczników prasowych. Kolejna Komisja, która 1 listopada br. przejmie obowiązki, będzie prawdopodobnie liczyła
Tagi:
Marek Karolkiewicz









