Dzień feministek

Na manifie mogą publicznie wykrzyczeć to, czego nikt nie chce słuchać Piątek, 8 marca. Dla jednych po prostu Dzień Kobiet. Dla feministek – długo wyczekiwany moment, kiedy mogą przypomnieć, że istnieją. To dzień wielkiej manifestacji (one mówią: „manify”). Przed godziną 15. pod pomnikiem Kopernika na Nowym Świecie gromadzi się kilkusetosobowy tłum. Większość stanowią studenci, obojga płci. Wszyscy są ożywieni: nadeszła ich chwila, mogą nareszcie publicznie wykrzyczeć to, czego na co dzień nikt nie chce słuchać. Feministki z radykalnych stowarzyszeń i anarchistki wyróżniają się wyglądem. Kolorowe peruki, krzykliwe makijaże, stroje. – Na co dzień wyglądamy normalnie. Ucharakteryzowałyśmy się, żebyśmy rzucały się w oczy. My i nasze hasła – mówi dziewczyna o zielonych włosach, trzymająca planszę z napisem: „Równa płaca za równą pracę”. Dokoła las transparentów: „Uważaj, feminizm jest zaraźliwy”, „Jesteśmy feministycznym betonem”, „Całej płacy i połowy władzy”, „Dajcie nam wolny wybór”, „Chcesz rodzić – rodzisz, nie chcesz rodzić – nie rodzisz”, „Kto pierwszy rzuci kamieniem”, „Chcemy do Unii Europejskiej”. Mija 15.00. Na schody przy Koperniku wspina się Kazimiera Szczuka (krytyk literacki, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim): – Witam na piątej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 11/2002, 2002

Kategorie: Społeczeństwo
Tagi: Ewa Likowska