Dlaczego wybierają śmierć?

80% młodych sygnalizuje, że coś się z nimi dzieje i często nawet mówią o tym, że chcą popełnić samobójstwo, ale dorośli to lekceważą 13-letni Marcin w listopadowy wieczór, tuż przed północą, wyskoczył z dziesiątego piętra wieżowca na gdańskim osiedlu. W domu byli rodzice i młodsza siostra. 11-letni Grześ z Robakowa, niewielkiej miejscowości nieopodal Gdyni, w listopadowy ranek podciął sobie kuchennym nożem żyły. Młodsze rodzeństwo znalazło krwawiącego chłopca. Agata miała 19 lat. Dzień wcześniej dość głośno słuchała czadowej muzyki, widziano ją na spacerze z psem. Powiesiła się w swoim pokoju. – Taka pogoda jak teraz sprzyja depresjom – mówi dr Barbara Sęp-Kowalikowa, psychiatra na dziennym oddziale nerwic Akademii Medycznej w Gdańsku. – Zapadają na nie również ludzie młodzi, także nastolatki. Przez kilka dni po śmierci Marcina pod jego blokiem na osiedlu zatrzymywali się sąsiedzi i koledzy. Tam, gdzie spadło ciało chłopca, stawiano znicze. – Wiele razy patrzyłam w okno Marcina – mówi Ania, koleżanka z gimnazjum. – Myślałam, co on czuł, kiedy zdecydował się już na ten czyn. Zatarasował drzwi do swego pokoju, żeby rodzice nie mogli wejść i wyskoczył… – Wiedziałam, że Marcin nie jest wylewny i w szkole trzyma się na uboczu – dodaje Zosia, koleżanka z podstawówki – ale tutaj, na osiedlu, często rozmawialiśmy – o szkole, o problemach z rodzicami, o tym, co będziemy robić w przyszłości. Marcin ani się specjalnie nie skarżył, ani nie złościł. Co najwyżej drażniła go obojętność i złośliwość dorosłych. – To był miły chłopiec i wydawał mi się taki zaradny – mówi sąsiadka z wieżowca, z X piętra. – Nie zauważyłam niczego specjalnego ani w jego zachowaniu, ani w reakcjach jego rodziców. Dlaczego ten chłopiec to zrobił? To pytanie zadają sobie też koledzy Marcina i nauczyciele z gimnazjum. Wychowawczyni, Jolanta Kajut, rozmawiała z rodzicami wcześniej, bo wydawało się jej, że chłopiec niezbyt dobrze czuje się w nowej szkole. – Na warsztatach integracyjnych, które prowadził w naszej szkole psycholog, Marcin zwrócił się o indywidualną rozmowę – mówi nauczycielka – i wiem, że chodził na spotkania. Pedagog szkoły, Danuta Kotwicka, również potwierdza, iż kilkoro uczniów po przejściu do gimnazjum miało kłopoty z akceptacją nowego miejsca. – Dorosłym wydaje się, że to błaha sprawa, a młody człowiek ma problem – dodaje. – Niska samoocena, nadmierna wrażliwość bardzo utrudniają codzienne działania nastolatkom. Szczególnie teraz, gdy w szkołach jest tyle agresji wśród uczniów i trudno nad nią zapanować. – Marcin był bardzo wrażliwy i trochę żył w swoim świecie – mówi wychowawczyni chłopca. Marcin pozostawił bardzo krótki list. Napisał w nim, że kocha swoich rodziców. O podjętej decyzji nie ma w tym liście ani słowa. – Kiedy przyjechało pogotowie, chłopiec jeszcze żył – mówił Jacek Osiwalski z komisariatu Gdańsk-Zaspa. – Ale lekarze nie mogli go już uratować. Grzegorz z Robakowa podciął sobie rano żyły kuchennym nożem. Kiedy tracił przytomność, mówił, że nie może iść do szkoły. Pogotowie zawiozło chłopca do szpitala w Wejherowie. 11-latka udało się uratować. Dyrektor szkoły, Dariusz Rompc, uważa, że chłopiec nie miał żadnych problemów w szkole, dobrze się uczył i nie był skonfliktowany z kolegami. Dlaczego targnął się na życie? – Nie wiem – mówi dyrektor. – Zarówno w tej klasie, gdzie samobójczy krok był skuteczny, jak i w tej, gdzie uratowano dziecko – powinny odbyć się rozmowy z uczniami – uważa Grażyna Taborska – psycholog. – Często zdarza się, że koledzy ofiar mają problemy z uspokojeniem siebie po takich zdarzeniach. Bywa też, że są nietolerancyjni wobec całej tej sytuacji. Działają tu naciski grup dorosłych, nie zawsze bezpośrednio związanych z klasą. Taką sytuację wszak komentuje się w domach, oceniają ją też nauczyciele, księża. Nie zawsze taki czyn rozpatruje się w kategoriach nieszczęścia. Bywa, że straszy się grzechem, mówi się o niegodnym zachowaniu. Mama Agaty przez kilka dni przemykała ulicami swego osiedla. Wszyscy wiedzieli, co się stało. Jedni współczuli, drudzy dziwnie się jej przyglądali. – Patrzyli na mój ból i sprawdzali, czy cierpię – mówi mama

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2000, 50/2000

Kategorie: Społeczeństwo