Kanapka, która podbiła świat

Kanapka, która podbiła świat

Dziesięć lat z McDonald’sem

Równo dziesięć lat temu, 17 czerwca 1992 r., na rogu ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej w Warszawie kłębił się dziki tłum. Wokół krążyli groźnie wyglądający ochroniarze z krótkofalówkami w dłoniach. Tłumu nie odstraszały ani wczesna pora, ani nawet wizja odstania kilku godzin w kolejce, aby wejść do przeszklonego jak oranżeria budynku. Cóż mogło wywołać aż takie poruszenie? Odpowiedź jest prosta – kanapka z wołowiną.

W Nowym Jorku, w Rzymie, w Warszawie

Nie była to jednak zwykła bułka z mięsną wkładką. Był to pierwszy w Polsce hamburger McDonald’sa. Kawałek Ameryki dostępny na wyciągnięcie ręki, symbol lepszego, wyidealizowanego życia. Prostota kulinarna tej potrawy nie odstręczała nawet wielkich tego świata. Słynny Andy Warhol na pytanie, co to jest piękno, odpowiedział: „Najpiękniejszą rzeczą w Nowym Jorku jest McDonald’s. Najpiękniejszą rzeczą w Paryżu jest McDonald’s. Najpiękniejszą rzeczą w Rzymie jest McDonald’s. Moskwa i Pekin nie mają jeszcze nic pięknego”. Czy można się więc dziwić, że gdy owo cudo wreszcie się pojawiło, waliły do niego nieprzebrane rzesze ciekawskich. Wprawdzie w latach 90. na świecie co 11 godzin powstawała nowa restauracja McDonald’sa, ale to właśnie wyposzczeni socjalizmem konsumenci najbardziej entuzjastycznie witali w swych miastach amerykańskie hamburgery. Z tłumami, które oblegały nowo otwarte restauracje w Polsce, konkurować mogły tylko tłumy w Chinach i Rosji. To właśnie u nas, w Katowicach w 1992 r., padł rekord obsługi w pierwszym dniu pracy lokalu – 33 tys. gości. Złote łuki (kilkumetrowe litery M) umieszczone przy każdej restauracji można zobaczyć na całym świecie. McDonald’s podbił nawet kraje islamskie.

Wszędzie tak samo

Według zapewnień przedstawicieli firmy, serwowane potrawy w każdym zakątku świata smakują tak samo. Big Mac po prostu nie ma prawa zaskoczyć swojego amatora odmiennym kształtem, smakiem ani składem. Wszelkie niespodzianki zostały wyeliminowane. Produkcję hamburgerów skomputeryzowano i uproszczono w maksymalny sposób, tak aby w kuchni mógł pracować każdy, niekoniecznie kucharz. To komputer czuwa, by hamburger w Polsce czy w Nowym Jorku ważył 113 gramów, smażył się nie mniej, nie więcej, tylko dokładnie 39 sekund, a frytki miały określoną długość i grubość. McDonald’s zresztą jako pierwszy opracował niezwykle ścisłe zalecenia dotyczące produkcji. Wyliczono np., że z kilograma sera powinno wyjść 71 plasterków, a do każdego hamburgera powinno się dodać 7 gramów cebuli. Szkolono także pracowników, że hamburgera należy nakładać na „rozgrzaną blachę od prawej do lewej, w sześciu rzędach po sześć sztuk”, a nawet, który rząd kotletów należy przekręcić w pierwszej kolejności. Tak precyzyjne zalecenia były istną rewolucją w gastronomii. W efekcie sprzedający pozostają głusi na indywidualne prośby np. o mniej wysmażonego hamburgera albo niedodawanie cebuli do kanapki.

Wyścig z czasem

W McDonaldzie z pewnością każdy liczy się z czasem. Ostatecznie jest to bar szybkiej obsługi. Klient nie może więc czekać zbyt długo w kolejce (programowo są to maksimum dwie minuty) czy na zrealizowanie zamówienia (ok. minuty). O tym, jak szybko można obsłużyć klienta, przekonano się w 1959 r., kiedy padł rekord – 36 hamburgerów podano w 110 sekund! Plastikowe krzesełka są na tyle niewygodne, aby się za długo nie rozwodzić nad jedzeniem. W trosce o zagonionych klientów, którzy nie mają czasu na siedzenie w restauracji, otwarto okienka dla zmotoryzowanych „McDrive”, potocznie zwane „zamów i zjeżdżaj”.
McDonald dba też o wrażenia estetyczne. Wprawdzie hamburger, jaki kupujemy, nie prezentuje się aż tak okazale jak na reklamach, ale za to zawsze wygląda na większego, niż jest. Aby uzyskać ów pokrzepiający efekt, zza bułki powinny wystawać kawałek mięsa i dodatki. Frytki zaś podawane są w kartonikach na tyle małych, aby porcja niemal wysypywała się na zewnątrz. W ten sposób ma się wrażenie, że skoro frytki się nie mieszczą, to pewnie dostaliśmy więcej, niż przewiduje normalna porcja.
Z założenia w restauracjach McDonald’sa nie ma wielkiej oferty. Od czasu, gdy powstał pierwszy bar braci McDonaldów, niewiele zmieniło się w menu (początkowo było to dziesięć ofert). Czasem tylko w barach wprowadzane są lokalne smakołyki.

Hamburger kontrowersyjny

McDonaldy niewątpliwie cieszą się ogromnym powodzeniem, ale nie brakuje też ich zajadłych wrogów. Na pierwszej linii frontu stoją organizacje ekologiczne nawołujące do bojkotu nie tylko jedzenia, ale szerzej – stylu życia promowanego przez bary typu fast food. Zarzucają firmie McDonald’s, że jest odpowiedzialna za wycinanie zielonych lasów Amazonii (płuc świata) pod pastwiska dla bydła przeznaczonego na ubój, że hodowla zwierząt prowadzona jest w sposób barbarzyński, że stosuje paszę zanieczyszczoną np. pyłem cementowym, co ma zwiększać wzrost wagi zwierząt, a same hamburgery – jak utrzymują – nafaszerowane są zgubnymi dla zdrowia konserwantami. Nie podoba się też reklama, agresywna i skierowana głównie do najsłabszego i najbardziej podatnego konsumenta – dziecka. Przedstawiciele firmy zaprzeczają tym zarzutom, przekonując, że ich produkty są najwyższej jakości.
Sceptycznie do rozprzestrzeniania się McDonaldów podchodzą także socjologowie. Georgie Ritzer, autor znakomitej książki pt. „McDonaldyzacja społeczeństwa”, zauważa, że hamburgery braci McDonald w ogromny sposób wpłynęły na styl życia i postawę konsumentów.
Jedno jest pewne, od McDonaldów nie da się już uciec.


Pomysł dwóch braci
Na pomysł uruchomienia restauracji szybkich dań wpadło dwóch braci Mac i Dick McDonaldowie. Swój pierwszy lokal otworzyli w 1937 r. w Pasadenie w Kalifornii. Atutami miały być szybkość obsługi, niskie ceny i możliwość przyjęcia maksymalnie dużej liczby klientów. Pomysłem braci zachwycił się Ray Kroc i to on jest właściwym twórcą imperium. Początkowo Kroc był współwłaścicielem, ale w 1961 r. wykupił firmę za 2,7 mln dol. Większość McDonaldów jest zarządzana przez licencjobiorców, którzy otrzymują od firmy licencję (franchising); po spełnieniu określonych warunków, ukończeniu kilkumiesięcznego szkolenia i uiszczeniu opłaty licencjobiorca ma prawo do korzystania ze znaku firmowego i urządzeń. Ma jednak swobodę w podejmowaniu decyzji.


Big Mac za 25 tysięcy
W pierwszym polskim McDonaldzie pracowali kucharze z Moskwy i Jugosławii. Jedzenie przywożone było z Niemiec (polska wołowina wracała zza Odry w postaci hamburgerów), frytki przekraczały naszą wschodnią granicę – sprowadzano je aż z Moskwy (przy okazji stwierdzono, że polska odmiana kartofla jest za mało wyrafinowana, aby przerabiać ją na frytkę). Znawcy zarzucali naszym hamburgerom nadmierną chudość bułki, znikomość dodatków i karygodną suchość mięsa.
Za big maca (dwa hamburgery, sałata, cebula, bułka sezamowa) trzeba było zapłacić 25 tys. zł, za zwykłego hamburgera – 9 tys. zł, za cheesburgera – 21 tys. zł, frytki kosztowały 7 tys. zł (małe) i 10 tys. zł (duże), coca-cola – 11 tys. zł, koktajl shake – 12 tys. zł, lody – 10 tys. zł, kawa – 6 tys. zł. Zestaw big mac +frytki + cola kosztował 39 tys. zł. Pracownicy zarabiali ok. 16.600 zł na godzinę, musieli więc uwijać się prawie trzy godziny, aby zarobić na zestaw z big makiem. Koszt urządzenia lokalu wyniósł 1 mln dol.

 

Wydanie: 2002, 24/2002

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy