Dziesięciu sprawiedliwych z komisji

Dziesięciu sprawiedliwych z komisji

Z dnia na dzień posłowie z sejmowej Komisji Śledczej stali się jednymi z najpopularniejszych polityków w Polsce Jest ich dziesięciu, posłów wybranych z klucza partyjnego i mających wyjaśnić sprawę, która od 27 grudnia ciąży nad polskim życiem publicznym. Aferę Rywina i towarzyszące jej okoliczności. Działają jako sejmowa Komisja Śledcza, co w historii polskiego parlamentaryzmu jest nowością. Już teraz są w centrum zainteresowania mediów i najpewniej będą przez wiele następnych tygodni. Nie wiadomo więc, jak skończy się afera Rywina, ale wiadomo jedno: oni zyskają na niej na pewno. Złe początki Zaczynali w złej atmosferze. Komisja konstytuowała się w atmosferze skandalu, wzajemnych podejrzeń i ataków. Jej członkowie publicznie się oskarżali, dwóch – Jan Maria Rokita i Zbigniew Ziobro – mówiło, że rozważają rezygnację z udziału w jej pracach. Po pierwszych jej decyzjach Rokita dramatycznie oświadczał, że szanse, iż komisja rozwikła zagadkę Rywina, właśnie zmalały o 50%! Temu wrażeniu ulegała większość Polaków. Gdy komisja się konstytuowała, 70% Polaków było przekonanych, że jej działanie nic nie da, przesłuchania nie doprowadzą do wykrycia prawdy. Po kilkunastu dniach, po pierwszych przesłuchaniach, liczba sceptyków zmalała do 55%. Wystarczyły dwa dni przesłuchań, by komisja zaczęła budować w społeczeństwie swój autorytet. Wzorowo przygotowany do przesłuchania Rokita, nieustępliwy Ziobro, bezkompromisowy Lewandowski, spokojny, temperujący emocje Tomasz Nałęcz. Na razie ta czwórka najbardziej się wybija podczas prac komisji, ale to dopiero początek, więc wszystko może się zmienić. Widać to zresztą podczas kolejnych dni przesłuchań. W pierwszym dniu wszystkich zaskoczył Jan Rokita, który precyzyjnymi pytaniami próbował rekonstruować minione wydarzenia. Później widzieliśmy, że podobnie jak Rokita próbowali przygotowywać się inni posłowie. Widzieliśmy też, jak z gromady skłóconych polityków zaczyna tworzyć się grupa. Oczywiście, każdy z nich ma świadomość, z ramienia jakiego ugrupowania zasiada w komisji, ale też cel – odkrycie prawdy – wzajemnie ich zbliża. – Posłowie z komisji nadzwyczajnej są jak armia. Jeśli nie mają wroga przed sobą, zaczynają się kłócić między sobą. Ale kiedy staje przed nimi przeciwnik, zmieniają się w twarde wojsko – ocenia wicemarszałek Tomasz Nałęcz atmosferę w Komisji Śledczej, której przewodniczy. – Jeśli nasze posiedzenie dotyczy spraw organizacyjnych, np. ustalenia listy osób przesłuchiwanych, to zdarza się, że dochodzi do jakiś animozji, złośliwości politycznych i osobistych. Jednak kiedy zaczynają się przesłuchania, cała uwaga koncentruje się na świadku i stajemy się wówczas jedną drużyną – wyjaśnia. – Początki były bardzo złe. Najwyraźniej posłowie SLD obawiali się o swoje interesy i współpraca się nie układała. Dopiero przy przesłuchaniach atmosfera się poprawiła – ocenia Jan Rokita. – Być może, to jest tak, że wszystkich wciągnęło dochodzenie do prawdy, zrozumieli, że to jest najważniejsze. Fakt stopniowego odkrywania prawdy, dochodzenia do niej, stwarza pewne poczucie wspólnoty. Kwestia tylko, jak długo chęć dotarcia do prawdy będzie dominować nad dążeniem do bronienia interesów partyjnych. Z kolei posłowie Sojuszu tłumaczą uspokojenie emocji w komisji także tym, że przedstawiciele prawicy zorientowali się, iż nikt nie chce (i nie może) ich ograniczać, a część konfliktów jest efektem również ich niezręczności. Taką klasyczną niezręcznością było na przykład żądanie Zbigniewa Ziobry, by zabezpieczyć billingi oraz terminarze spotkań premiera Leszka Millera, szefa jego kancelarii, Marka Wagnera, oraz byłego szefa jego gabinetu politycznego, Lecha Nikolskiego. A także Aleksandry Jakubowskiej, w tamtych dniach wiceminister kultury, która pilotowała z ramienia rządu ustawę o mediach. Ziobro nie wyjaśnił, po co były mu billingi oraz księgi wejść i wyjść. Żeby sprawdzić, czy któraś z tych osób rozmawiała z Rywinem? Aby to stwierdzić, wystarczy sprawdzić billingi telefonów Rywina. Niejasne też było, dlaczego na liście polityka PiS znalazł się Marek Wagner, którego nazwisko w ogóle w sprawie się nie pojawia. Wniosek Ziobry wyglądał na próbę wywołania wielkiego skandalu, nagonki, nękania rządzących, utrudniania im pracy, no i pozbawiony był sensu, bo lista gości i rozmówców premiera w żadnym kraju świata nie jest listą jawną. A potem, gdy atmosfera w komisji uspokoiła się, okazało się, że będzie można zajrzeć do billingów premiera,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2003, 2003

Kategorie: Kraj