Spór o Gierka

Spór o Gierka

Inicjatywa uczczenia Edwarda Gierka jest pierwszą poważną próbą odrzucenia ipeenowskiej wizji lat 70. SLD chce ogłoszenia roku 2013 Rokiem Gierka. SLD chce nazwać jego imieniem rondo koło Dworca Centralnego w Warszawie. SLD chce… dało się słyszeć w ponoworocznych serwisach informacyjnych i komentarzach. Oczywiście zdecydowana większość odniosła się do pomysłu Sojuszu z politowaniem albo wręcz z pogardą. Nie zamierzam się przyłączać do tych, którzy kpiąco podeszli do owych informacji. Nie przyklaskuję bezkrytycznie takim inicjatywom, ale doceniam fakt, że w ogóle się pojawiły. Bo na dobrą sprawę nie o samego Edwarda Gierka tutaj chodzi, nawet nie o jego dekadę, ale o całą Polskę Ludową. Propozycja SLD jest pierwszą od dawna, szerszą i wyraźniejszą próbą wyjścia poza ipeenowską narrację, pozbawioną historycznego myślenia i postrzegania przeszłości zarówno tej postaci, jak i PRL. Kierunek nowoczesność Nim jednak zacznie się oceniać Edwarda Gierka, I sekretarza KC PZPR w latach 1970-1980, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego dekada jego rządów i on sam budzą coraz większe – moim zdaniem – zainteresowanie. Gierek bowiem, obok gen. Wojciecha Jaruzelskiego, staje się postacią intrygującą coraz młodszych. Nie jest moim celem opisanie biografii ani tym bardziej hagiografia Gierka (6 stycznia minęła 100. rocznica jego urodzin); ramy objętościowe tego tekstu, nawet całego numeru „Przeglądu”, na to nie pozwalają. Poza tym ocena człowieka i dekady wcale nie jest łatwa, bo tak naprawdę dopiero teraz zaczynają się pojawiać ich analizy, a do rzetelnej syntezy jeszcze daleko, choćby z uwagi na ograniczony dostęp do najważniejszych zagranicznych archiwaliów zgromadzonych w Moskwie. Nie trzeba natomiast specjalnie do nich sięgać, by wiedzieć, co dekada Gierka przyniosła. Ograniczę się do najważniejszych czynników. Po 14-letnich rządach Władysława Gomułki dekada Gierka była otwarciem na świat. I nie chodzi tu tylko o liczniejsze wyjazdy Polaków na Zachód, ale przede wszystkim o unowocześnienie przemysłu. W czym ono się wyrażało? To w tamtych czasach przestaliśmy być krajem rolniczo-przemysłowym, a staliśmy się przemysłowo-rolniczym; na przełomie lat 1974 i 1975 zatrudnienie w przemyśle (4,6 mln osób) przewyższyło liczbę pracujących w rolnictwie (4,56 mln), by w 1980 r. sięgnąć 5,2 mln. W tymże roku pod względem zatrudnienia w przemyśle byliśmy na 10. miejscu na świecie, co wcale nie oznacza, że byliśmy 10. gospodarką świata, jak głosili niektórzy publicyści w ramach tzw. propagandy sukcesu. W tym miejscu warto zacytować prof. Andrzeja Karpińskiego, który w książce „Zrozumieć PRL” napisał: „Liczba 5,2 mln zatrudnionych w naszym przemyśle w 1980 roku nabiera szczególnej wymowy dopiero w zestawieniu z aktualną wielkością tego zatrudnienia. W roku 2010 w przemyśle pracowało u nas średniorocznie 2 mln 953 tys. osób, czyli o 44% mniej niż w 1980 roku. Tak głęboki spadek zatrudnienia w przemyśle nie miał odpowiednika w innych krajach Unii Europejskiej (poza Wielką Brytanią). Znacznie przekroczył natomiast rozmiary uzasadnione wzrostem wydajności pracy i rozwojem nowych technologii”. Kredyty i zakupy Bezmyślni krytycy Gierka podnoszą sprawę zaciągniętych przez jego ekipę kredytów. Nie rozumieją, a w zasadzie nie chcą przyjąć do wiadomości, że uzyskane wtedy kredyty spożytkowano głównie na rozwój cywilizacyjny Polski, na zakup nowych technologii, całych linii produkcyjnych fabryk. Owszem, zaraz pojawi się zarzut, że niekiedy owe technologie były już na Zachodzie przestarzałe, czego przykładem ma być francuski autobus Berliet. Co do Berlieta można się zgodzić, ale niech nikt nie myśli, że udzielający kredytu (a w tym wypadku Francuzi) nie interesują się, na co pójdą ich pieniądze. I niech nie mówi, że zachodnie rządy nie lobbowały na rzecz kupna takiej czy innej fabryki, a właściwie swojej. Poza tym czy dziś nie ma państwowego lobbingu? Czy wycofywane z produkcji myśliwce F-16 nie zostały nam wciśnięte przez Amerykanów? Czy przetarg na zakup floty samolotowej dla LOT był wolny od nacisków? Wybraliśmy amerykańskie dreamlinery (pomijam tu wieści o ich usterkach). Może warto, by Polacy dowiedzieli się, jak choćby prezydent Francji Jacques Chirac lobbował (delikatnie mówiąc) na rzecz airbusów… Nie tylko media, ale i politycy z pewnego rodzaju satysfakcją mówili, że dopiero w październiku 2012 r. spłaciliśmy tamte kredyty. W ich mniemaniu miało to obciążać Gierka i PRL, bo długi przez lata były Polakom kulą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2013, 2013

Kategorie: Kraj