Dziewczyny piszą

Dziewczyny piszą

Ich książki można czytać jak autobiografie. Są feministkami. Piszą o sprawach ważnych dla kobiet Ich książki można czytać jak autobiografie. Wydawca zachęca do takiego odbioru. W notkach biograficznych na okładce umieszcza te fakty, o których mowa w opowieści. Więcej – na okładce „Małża” Marty Dzido widnieje podobizna Marty Dzido. Autorki czy bohaterki? Marta prywatnie jest pewnie wściekłą na świat dziewczyną, klnie jak szewc, ma poobgryzane paznokcie i z zasady nie depiluje nóg. Joanna z kolei to prawdopodobnie ciężko doświadczona młoda kobieta, która z trudem niesie na plecach brzemię życia. Tymczasem głos Marty w słuchawce jest miły i delikatny, a głos Joanny – mocny i zdecydowany. Te głosy wyprowadzają trochę w pole. Wreszcie pojawiają się. Marta – lat 26. Długie, pociągnięte niebieskim tuszem rzęsy. Tak długie, jakby doklejane. Czarne, lekko kręcone włosy. Dziecięca buzia. Ani śladu oznak postawy „mam was gdzieś”. Joanna – lat 31. Już na pierwszy rzut oka widać, że to silna kobieta. Blondynka. Bardzo naturalna, roześmiana, energiczna, pełna życia. Nigdy zmęczona. Są i zarazem nie są bohaterkami swoich książek. Każda jest na innym życiowym etapie. Deziluzjonistki Dziewczyny niczego się nie boją. Ich książki narobiły sporo szumu. Pięć lat temu Joanna przebywała w Stanach. Pisywała tam opowiadania o życiu polskiej emigracji i swoich amerykańskich przygodach. O ludziach, którzy do Ameryki zabrali stare myślenie, polską bidę, kołtuństwo i swojskie kombinatorstwo. O tym, jak była panną do sprzątania na amerykańskich domkach i jak się w niej rodziła mentalność służącej. – Tak wtedy widziałam rzeczywistość – mówi Joanna – byłam strasznie krytyczna. Teraz już bym tak ostro nie pisała o tych Stanach. Teraz myślę, że to było okropne, ale i bardzo rozwijające doświadczenie. Nie żałuję, że pracowałam jako niania i sprzątaczka. Opowiadania ukazywały się w piśmie literackim w Polsce. Jedno zostało przedrukowane przez polonijne pisemko z Chicago. Rozpętała się burza. Joanna w ciągu kilku dni dostała 2 tys. maili od oburzonej Polonii. Ludzie odebrali to nie jak fikcję, ale jak reportaż. Ktoś napisał, że jest „szmatławą dziennikarką”, ktoś inny, że to „Paris Hilton polskiej literatury”. Wydawca zaproponował, aby to zebrać, uzupełnić i zrobić z tego książkę. W 2006 r. ukazała się „Pani na domkach”. Marta też nieźle zmąciła wodę. Napisała „Małża” – książkę o „wkurwie na Warszawę”, o rozczarowaniu, o związkach, które rozpadają się, zanim na dobre się rozpoczną. O fałszywej piękności, która sączy się z mediów, i o ludziach, którzy niepostrzeżenie zmieniają się w nakręcone maszynki – wszystko jedno: korporacyjne czy telewizyjne, trendy czy konserwatywne. Wysłała to do wydawcy. Po trzech dniach odezwali się, że drukują. W 2005 r. „Małż” został wydany dwa razy: w kwietniu – z zakończeniem pesymistycznym i w maju – z niby-optymistycznym. Potem zagrzmiało jeszcze mocniej. W roku 2006 wydała „Ślad po mamie” – opowieść aborcyjną ze wstępem, który jest swoistym coming outem, powiedzeniem: „Tak, dokonałam aborcji”. Wydawca chciał zrobić z tego całą akcję. Miała być okładka „Wysokich Obcasów” z portretami znanych kobiet, które mówią: „Ja też usunęłam ciążę”. Tak się nie stało, bo pewnie w Polsce nie mogło się stać. Wydanie tej książki ze wstępem nie było dla Marty sprawą oczywistą. Znajomi pytali, czy się nie boi, że ktoś ją poda do sądu, czy nie boi się, jak zareaguje jej sześcioletnia wtedy córka Weronika. – Zrobiłam to w pewnym sensie też dla Weroniki – opowiada Marta o swojej decyzji. Chciałam, żeby żyła w kraju, gdzie jest normalnie, i żeby miała mamę, która nie boi się mówić tego, co myśli, i nie jest jakąś tam zastraszoną kobietą, zamkniętą w pokoju czy w kuchni. Linczu jednak nie było. Podchodziły za to kobiety i dziękowały, gratulowały odwagi i mówiły, że one też to przeżyły. Marta wierzy, że ta książka coś dała ludziom. Może więcej niż niedoszły billboard z portretami znanych kobiet. Teraz też myśli o kobietach. – Jestem facetem – mówi i uśmiecha się zawadiacko. – Bohaterem mojej nowej książki jest chłopak. Piszę jako mężczyzna, w pierwszej osobie. Zastanawiam się, czy moje doświadczenie życiowe, moje poglądy będą się przekładały na mężczyznę, który to będzie wyrażał. Czy to jest tak, że płeć ma znaczenie, czy nie ma?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 36/2007

Kategorie: Kultura