Ekożur na zakwasie

Ekożur na zakwasie

Talerze z pszenicznych otrębów do zjedzenia W Maćkowicach od lat ludzie w niedzielę chodzą do kościoła na dwie tury: jedna na 8, druga na 9.30. Jeszcze kilka lat temu po mszy kobiety szły do domu, a mężczyźni do sołtysa pogadać o polityce. Teraz wielu zachodzi do starej agronomówki. Obowiązkowo. Z meldunkami przychodzą do tej agronomówki, z pytaniami: – Czy ziemia okrzemkowa podsypana pod krzaczki nie zaszkodzi dojrzewającym malinom? Eugeniusz Machaj nigdy nie wymawiał się niedzielą. Jak było trzeba, to najmował transport i przywoził ziemię, a potem rozprowadzał ją wśród rolników. Za paliwo często płacił z własnej kieszeni, nawet żonie się nie przyznawał, bo chciał przekonać sąsiadów o opłacalności nowych metod uprawy i hodowli. Machajowie zatrudnili się przed laty w Maćkowicach nie tylko jako lekarze weterynarii, ale też jako rolnicy. On z Zarzecza, ona z obrzeży Jarosławia, znaczy swoi. Ekologami, twierdzą, byli już wtedy, gdy w Polsce mało kto w ogóle rozumiał znaczenie tego słowa. Połowa lat 60., lecznica dla zwierząt w małym miasteczku w pobliżu Mielca i kawałek ogrodu. – Byliśmy młodzi i pełni zapału – wspomina pani Maria. – Chłopi w tamtych latach swoje rozstanie z ziemią przeżywali jak łagodną grypę, bo zakłady lotnicze w Mielcu oferowały każdemu lżejszą pracę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 29/2002

Kategorie: Kraj