Gdybym był królem

Gdybym był królem

Z dziecięcych marzeń o królowaniu chyba najskuteczniej leczyła do tej pory, czyli od blisko stu lat, powieść Janusza Korczaka „Król Maciuś Pierwszy”. Tegoroczny Sejm Dzieci i Młodzieży pokazał, że pamięć o Maciusiu sczezła. Może książka już wyleciała z kanonu lektur szkolnych, a może tylko jej duch opuścił narodowe ciało pedagogiczne. Inaczej nie mogłoby się zdarzyć, że jakiś smarkacz na trybunie sejmowej drze cudzą flagę. Ktoś nauczył go podlizu, zanim rówieśnicy nie obili mu buziulki za coś podobnego. Do obchodzenia się z dziecięcymi marzeniami bardziej potrzebny jest doktor niż Instytut Pamięci Narodowej. Tymczasem, jak słychać, do castingu na posła IPN przygotował dla szkół temat z naśladowania Pawki Morozowa, który zadenuncjował komu trzeba własnych rodziców. U dziatwy, która chciała się zabawić w Sejm z okazji Dnia Dziecka, należało zamówić wypracowanie pod hasłem „Gdybym był królem”. Dzieci w rolach monarchów sprawdzają się lepiej niż dorośli, którym się wydaje, że są królami. W każdym razie mniej jest po nich sprzątania, a znacznie więcej korzyści dla ustawicznego meblowania własnej wyobraźni. Gdyby monarsze dziecięciu przyszło do głowy ułaskawić wszystkich kumpli z podwórka, zanim w ogóle coś przeskrobią i pójdą siedzieć, nic by się nie stało. Jeden klaps i po wszystkim. Kiedy po królewsku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2017, 24/2017

Kategorie: SZOŁKEJS
Tagi: dzieci, monarchia