Gen. Wojciech Jaruzelski: Żegnaj, Mietku

Gen. Wojciech Jaruzelski: Żegnaj, Mietku

Mietku Drogi – myślałem, że odejdę wcześniej – i Ty, jako młodszy, będziesz żegnał mnie. Dziś pełen głębokiego smutku i żalu ja żegnam Ciebie. Trudno pogodzić się z myślą, że Mieczysława Rakowskiego – Mietka, już nie ma. „Drzewa umierają, stojąc”. Tak właśnie było. Kiedy trzy dni przed śmiercią odwiedziłem Go w szpitalu, udręczonego długotrwałą chorobą, skrajnie osłabionego, zapamiętałem, z jaką godnością niósł ciężar losu, jak do końca myślał o Polsce – o tym, co Go cieszy, a zwłaszcza co Go smuci. Nigdy nie potrafił być zimny, obojętny, zarówno wobec spraw wielkich, jak i wobec spraw zwykłych, ludzkich. Syn wielkopolskiego chłopa, twardo stąpał po ziemi. Jako intelektualista wzniósł się wysoko. Łączył konsekwentny realizm z wrażliwością i emocjonalnym zaangażowaniem, urok osobisty i poczucie humoru z pryncypialnością w sprawach nadrzędnych. Widziałem to nieraz, zwłaszcza w momentach przełomowych, dramatycznych. Przeżywaliśmy wspólnie w bliskim kontakcie nadzieje i lęki, wreszcie koszmar tygodni, dni i godzin, dzielących nas od 13 grudnia. Podobnie, gdy zaangażował się w doprowadzenie do porozumienia narodowego, do Okrągłego Stołu. Gdy jako Premier podejmował odważne decyzje. Wreszcie, gdy wydał komendę: „Sztandar wyprowadzić”. Był politykiem wielkiego formatu. Próby „szufladkowania”, dzielenia Jego życiorysu na część dobrą i część

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2008, 48/2008

Kategorie: Kraj