Razem, a jednak osobno

Razem, a jednak osobno

Rozgrywki personalne i walka o stanowiska zdominowały pierwszy kongres Federacji Młodych Socjaldemokratów – nowej młodzieżówki SLD Od ponad trzech lat SLD miał de facto dwie zwalczające się organizacje młodzieżowe: Sojusz Młodej Lewicy oraz Stowarzyszenie Młodej Lewicy Demokratycznej. Na początku 2003 r. obie zakopały topór wojenny i połączyły się w Federację Młodych Socjaldemokratów. Zjednoczenie wymusiła przede wszystkim UE, bowiem w młodzieżowej międzynarodówce SLD może reprezentować tylko jedna struktura. A i młodzieżowi działacze zaczęli dostrzegać, że rozgrywki personalne nie wzmacniają ich pozycji w partii. Prace przygotowujące grunt pod zjednoczenie trwały kilka miesięcy. Poza niewielkimi zgrzytami wszystko odbywało się bez zastrzeżeń. Nikt nie mówił o etykietkach, do nowej organizacji masowo wstępowali młodzi ludzie. Tymczasem wszystko pękło na szczeblu krajowym, zaś pierwszy kongres nowej młodzieżówki zdominowała walka o stołki. A wydawało się, że wybór władz nowej młodzieżówki będzie czystą formalnością. Na długo przed kongresem chęć kandydowania na stanowisko przewodniczącego FMS wyraził najmłodszy poseł SLD, Marek Widuch (eks-SMLD). Dopiero w noc poprzedzającą kongres pojawiła się kandydatura Grzegorza Pietruczuka (eks-SML), na co dzień doradcy w gabinecie politycznym Krzysztofa Janika. W kuluarach trwała wojna propagandowa. Na giełdzie krążyły obietnice konkretnych stanowisk w zamian za poparcie kandydata. – Były stanowiska w radach nadzorczych spółek skarbu państwa, funkcje asystenta posła, posady w ministerialnych departamentach, a nawet pomoc przy obronie doktoratu – mówi jeden z delegatów, prosząc o anonimowość. Kandydatura Pietruczuka wywołała oburzenie części delegatów z Mazowsza, którym na zjeździe wojewódzkim Pietruczuk obiecał, że nie będzie aspirował na stanowisko przewodniczącego. Pod takim m.in. warunkiem otrzymał mandat delegata na kongres. Ostatecznie przewagą kilku głosów zwyciężył Grzegorz Pietruczuk. Nie mniejsze emocje, a raczej niesmak wywołały wybory sekretarza. Oczekiwano, że Pietruczuk zaproponuje na to stanowisko nieformalnego przywódcę drugiego obozu, Piotra Guziała. Stało się jednak inaczej, rekomendował Albina Majkowskiego. – Pietruczuk pokazał, że jest pazerny na władzę, jak Gollum z „Władcy Pierścieni”, który koniecznie musiał mieć „ten pierścień” – komentował Dominik Herberholz, delegat z Poznania. Ostatecznie Guział przy burzy oklasków wycofał swoją kandydaturę. Od tego momentu na Rozbrat było coraz bardziej nerwowo. Wyraźnie zarysował się podział na dwie grupy. I nie był to już podział na SML i SMLD. – To był wybór między dwiema koncepcjami: czy FMS ma być organizacją nieuginającą karku, wpływającą na SLD, czy raczej koniunkturalną młodzieżówką działającą pod butem Sojuszu. Zwycięstwo Pietruczuka oznacza, że FMS będzie całkowicie poddana wpływom partyjnym – mówił Piotr Guział. Oponenci Pietruczuka przekonywali, że jego wybór na przewodniczącego oznacza wasalizację młodzieżówki, a przede wszystkim zdominowanie jej przez Krzysztofa Janika. – Kiedy kilka miesięcy temu szliśmy pikietować przeciwko wojnie w Iraku, Pietruczuk dzwonił i odwoływał ludzi. Nie chciał występować przeciwko swojemu mocodawcy – mówili. – Kto nie był buntownikiem za młodu, będzie… na starość. Chciałem, aby FMS była partnerem partii. Partnerem, który potrafi krytycznie oceniać i prezentować radykalne poglądy. Staliśmy się tacy sami jak nasi partyjni koledzy. A nawet gorsi. Nie chcę myśleć, co będzie za kilka lat… Pietruczuk i jego zwolennicy bronili się: – Nie będziemy żadnym wasalem. To chwyt propagandowy. Większość sali jest z nami. – To nie tak miało być – mówi Piotr Skubiszewski, jeden z organizatorów kongresu. Kiedy po zakończeniu obrad wrócił do domu, odpiął z klapy marynarki znaczek FMS. – Górę wziął partykularny interes poszczególnych województw. Niestety, jeszcze raz się przekonałem, że w polityce nie ma sentymentów. Kongres składał się głównie z nieustannych wyborów, zgłaszania i wycofywania kolejnych wniosków formalnych, a także przedłużających się przerw. Nie brakowało zgrzytów, bo tak trzeba określić przyjęcie wystąpienia Karoliny Zioło, która zamierzała powiedzieć zebranym o sytuacji kobiet w SLD. Zamierzała, bo przerywało jej nieustanne męskie buczenie i zagłuszające oklaski. – Po raz kolejny kwestię naszej obecności w młodzieżówce sprowadzono do marginesu. Kobiety w SLD mają prawo mówić jedynie o braku równości, środkach antykoncepcyjnych i aborcji. Nie ma pozwolenia, żebyśmy wyrażały pogląd w sprawach ważnych z punktu widzenia państwa – twierdzi studentka

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2004, 2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Tomasz Sygut