Młodzi ludzie, choć otwarcie deklarują, iż Papież był dla nich wzorem i autorytetem, w wielu kwestiach świadomie ignorują jego nauki Słynne „Habemus papam” znają tylko z historii lub medialnych archiwów. Nie mogą tego pamiętać, bo gdy Karol Wojtyła został papieżem, ich nie było jeszcze na świecie albo byli zbyt mali, aby cokolwiek kojarzyć. Rodzili się na przełomie lat 70. i 80. Dziś mają po dwadzieścia kilka lat i wkraczają w dorosłe życie. Kończą studia, pracują, zakładają rodziny. Odkąd sięgają pamięcią, papieżem zawsze był Jan Paweł II. Dla nich zestawienie papież Polak jest oczywiste. – Pamiętam, jak w podstawówce ksiądz na religii powiedział nam, że to pierwszy taki przypadek w historii. Byłem wtedy przekonany, że coś kręci, słowo daję – wspomina 28-letni Czarek Kasperski z Krakowa. Jeszcze do niedawna on i jego rówieśnicy uchodzili za generację nic lub pokolenie plastiku. Ludzi nijakich, zagubionych i pozbawionych ambicji. Generację spod znaku komercji, konsumpcji i hedonizmu, która ponad wszystko ceni wygodę i stroni od ideologicznego zaangażowania. Po 2 kwietnia wszystko jakby się zmieniło. Okrzyknięto ich pokoleniem Jana Pawła II lub po prostu w skrócie – generacją JP2. Oni sami nie protestują, wręcz przeciwnie – chcą, aby tak o nich mówić. I choć określenie to nie jest nowe – pojawiało się już w mediach osiem lat temu, przy okazji papieskich Dni Młodzieży w Paryżu – dopiero teraz zdaje się nabierać właściwej formy i wyrazu. Czyżby zatem na naszych oczach dokonywała się prawdziwa duchowa rewolucja? Socjolodzy nie wykluczają takiej możliwości, jednak do przemiany podchodzą raczej ostrożnie. – Aby można było mówić o konkretnym pokoleniu, musi ono posiadać jakiś wspólny mianownik, czyli coś, co je jednoczy, jakąś wspólnotę doświadczeń – tłumaczy socjolog, prof. Zdzisława Kawka z Uniwersytetu Łódzkiego. Dla pokolenia Kolumbów takim wyznacznikiem była II wojna światowa, dla pokolenia ’68 – studencka rewolta, a dla pokolenia stanu wojennego wydarzenia z grudnia 1981 r. – Oczywiście, śmierć Papieża możne stanowić taką podstawę, jednak uważam, że jest jeszcze zbyt wcześnie, aby mówić o nowym pokoleniu – dodaje prof. Kawka. Jej zdaniem, trzeba trochę poczekać, aby przekonać się, że ostatni zryw młodzieży nie był jednorazowym uniesieniem wpisującym się w zasady psychologii tłumu. Uśpiona siła Śmierć Papieża dla dzisiejszych 20-30-latków była szokiem. Odszedł bowiem ktoś, kto był z nimi od zawsze. Nic dziwnego, że poczuli się osieroceni. Nie było w nich jednak lamentu i bezradności. Był natomiast wielki smutek i żal podszyty lękiem. 27-letni Marek Smelkowski z Kościana o śmierci Papieża dowiedział się przez SMS. – Nie ukrywam, że uroniłem łzę. Prócz bólu czułem także strach. Pomyślałem: co teraz z nami będzie? Niepokój ogarnął również 21-letniego Bartka Zmyślonego z Poznania. – Poczułem lęk, bo skończyło się coś, co trwało całe moje życie. Wszystko się nagle zawaliło – mówi. Odejście Papieża uwolniło w młodych ludziach uśpione dotąd pokłady energii i wyzwoliło przemożną chęć działania. Ludzie generacji JP2 poczuli wielką pokoleniową solidarność – coś, czego dotąd nie znali. Na ich oczach rozgrywała się historia, a oni chcieli w niej uczestniczyć. Mieli okazję udowodnić, że liczą się dla nich nie tylko pieniądze i dobra zabawa. – Siedzieliśmy większą grupą u kolegi na urodzinach. W tle włączony był telewizor. Nagle pojawiła się plansza, że Jan Paweł II nie żyje – mówi drżącym głosem Czarek. – Zapadła grobowa cisza. Gdy zaczęły bić dzwony, przerwaliśmy imprezę i poszliśmy do kościoła, w którym nie byłem od lat. Chwyciliśmy się za ręce i wtedy poczułem silny przypływ energii – dodaje ze wzruszeniem. Był zdumiony tym, jak wielu jemu podobnych stało tuż obok. Kolejne dni pokazały, że wszyscy oni myśleli i czuli to samo. Wyszli z domów, bo zrozumieli, że są naprawdę realną siłą. Pospolite ruszenie Młodzi masowo gromadzili się na placach, skwerach i ulicach. Wspólnie modlili się i śpiewali – głównie „Abba Ojcze” lub ukochaną przez Papieża
Tagi:
Przemysław Pruchniewicz