Grecja w płomieniach

Grecja w płomieniach

Gniewni ludzie oskarżają polityków o nieudolność w obliczu katastrofy W Grecji doszło do największej katastrofy naturalnej w nowoczesnej historii kraju. Ogromne pożary spustoszyły obszar wielkości Luksemburga w ciągu zaledwie tygodnia. 64 osoby zginęły w płomieniach. „Palimy się… Proszę, pomóżcie nam! Gdzie są helikoptery?!”, krzyczał przez telefon komórkowy mężczyzna z okrążonej przez ogień wsi Frixa. „Na pomoc, mam tu inwalidę i nie dam rady go wynieść”, błagała kobieta z miejscowości Dorf Porthyo. Straty spowodowane przez ogniową apokalipsę szacowane są na 5 mld euro. W kraju ogłoszono stan wyjątkowy. Strażacy z 11 krajów, wspomagani przez żołnierzy armii greckiej oraz 20 samolotów gaśniczych i 19 helikopterów, walczyli z żywiołem. Unia Europejska przeprowadziła największą do tej pory akcję pomocy przeciwpożarowej. Piloci maszyn gaśniczych działali w wyjątkowo trudnych warunkach – widoczność ograniczał gęsty dym. Walki z ogniem nie udało się skoordynować – służby leśne często nie miały dostępu do zdjęć satelitarnych, nie mogły więc odpowiednio wcześnie zlokalizować pożarów. Z trudem ocalono przed ogniem Olimpię, kolebkę igrzysk i perłę starożytnej kultury. Płomienie dotarły niemal do muzeum w Olimpii, słynnej ze świątyni Zeusa. Wielu mieszkańców okolicznych wsi żaliło się, że władze skoncentrowały siły na ochronie starożytnych zabytków kosztem pomocy ludziom. Dymy zasnuły słońce nad Atenami, a deszcz popiołu i pyłu spadł na Akropol. Największych spustoszeń ogień dokonał na wielkiej wyspie Eubeja oraz na Peloponezie, pożary szalały jednak także w innych regionach, od Korkyru (Korfu) na północy po Kefalenię na południu. Całe połacie kraju zostały zamienione w pustynię. Pożary zniszczyły 4,5 mln drzew oliwnych i zabiły 60 tys. kóz. Kataklizm nastąpił na krótko przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się 16 września. Także polityczna atmosfera w Helladzie stała się gorąca. Socjalistyczna opozycja oskarża rząd o zaniedbania i całkowitą bezradność w czasie katastrofy. „Państwo przestało funkcjonować”, napisał dziennik „Ta Nea”. Władze natomiast twierdzą, że winę za tragedię ponoszą w znacznym stopniu podpalacze oraz nienazwane mroczne siły. Prokurator Dimitris Papagelopoulos polecił wyjaśnić, czy umyślne podłożenie ognia można uznać za akt terrorystyczny (w walce z terroryzmem państwo ma bardzo rozległe kompetencje). Aresztowano 32 domniemanych sprawców wzniecenia pożaru. Za pomoc w ujęciu podpalaczy rząd wyznaczył nagrodę w wysokości miliona euro. Zakazano wstępu na wzgórza wokół Aten i Salonik, aby nikt nie mógł spowodować tam pożaru. 29 sierpnia w Atenach i Salonikach odbyły się masowe demonstracje. Ubrani na czarno obywatele nieśli transparenty z napisami: „Miarka się przebrała! Nasza cierpliwość została wyczerpana!”. Doszło do starć z policją. Manifestanci twierdzili, że wszystkie rządy w ciągu ostatniego półwiecza wykazały całkowitą nieudolność i bierność w walce z podpalaczami. Wciąż udzielano zgody na zmianę pogorzelisk w grunty budowlane. Dawało to pole do popisu pozbawionym skrupułów spekulantom. Zdaniem zagranicznych komentatorów i ekspertów, podpalacze z pewnością przyczynili się do tragedii, jednak jej przyczyny są wielorakie. W ubiegłym roku Helladę pustoszyły 52 wielkie pożary, w bieżącym roku doszło już do 120. Zima była sucha, po niej nastąpiła krótka wiosna i wyjątkowo upalne śródziemnomorskie lato z silnymi wiatrami. Zmiany w szacie roślinnej i środowisku naturalnym już wcześniej zrobiły z tego kraju potencjalną pochodnię. W starożytności Helladę porastały dębowe lasy, dębowe liście rozkładały się szybko i tworzyły humus, zapewniający wilgotność gleby. Dęby jednak wycięto na drewno. Zastąpiły je sosny, głównie z gatunku Aleppo, których igliwie po opadnięciu rozkłada się bardzo wolno. Takie igliwie, wysuszone przez słońce, tworzy podłoże, po którym ogień rozprzestrzenia się błyskawicznie. Co bardziej lekkomyślni sadzili lasy eukaliptusowe. Eukaliptus rośnie wprawdzie szybko, ale opływa żywicą i wydziela olejki eteryczne. Pożar ogarnia eukaliptusowe gaje w mgnieniu oka. W Grecji pasterstwo, a w wielu regionach także rolnictwo, przestało się opłacać. Odeszli pasterze, wiedzący, jak radzić sobie z pożarami, dziesiątki tysięcy wieśniaków przeniosły się do miast. Turyści i właściciele domów letniskowych, którzy zajęli ich miejsce, nie umieją gasić ognia, w razie niebezpieczeństwa zazwyczaj chwytają tylko za telefony komórkowe i czekają na pomoc. Dawniej starannie uprawiane pola tworzyły skuteczną barierę przed ogniem, porzucone porosły krzewami, wciąż zbyt

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 36/2007

Kategorie: Świat