Muzyka była chyba moją jedyną prawdziwą i najgłębszą pasją KORESPONDENCJA Z LOS ANGELES Rozmowa z Janem A.P. Kaczmarkiem, zdobywcą Oscara za muzykę do „Marzyciela” – Czy zna pan wypadek, aby Oscara za muzykę dostał posiadacz… podstawowego wykształcenia muzycznego? – Chyba nie. Moja oficjalna edukacja muzyczna zakończyła się na podstawówce. Nie jestem pewien, czy komuś jeszcze tak się przydarzyło. – Pytam, bo kogokolwiek by zapytać o Kaczmarka, odpowiada, że nosił on w sobie przeznaczenie wybitnej indywidualności i że pewne było, iż zadziwi świat, tylko nie jest pewne czym. Mąż stanu? Dyplomata? Psychoterapeuta? Aktor? Wirtuoz? Czemu nie. Edukacja formalna była jakby problemem drugiego planu, bo dominował talent. – To już nieco się wyjaśniło, bo muzyka okazała się tym żywiołem, w którym się spełniam. Wbrew wcześniejszym zamiłowaniom i zawirowaniom biograficznym. Jak tak patrzę z perspektywy, muzyka była chyba moją jedyną prawdziwą i najgłębszą pasją. Największe wzruszenia zawsze przeżywam, słuchając muzyki, i jeżeli jeszcze mogę dać komuś wzruszenie swoją muzyką, to mogę sądzić, że – na koniec – dobrze wybrałem. Muzyka to także moje prawdziwe hobby. – Hobby, które jest zawodem, i zawód, który jest hobby. To ideał sukcesu. – W sensie profesjonalnym – zapewne tak. – Urodził się pan w niewielkim Koninie. Co pan z niego wyniósł w świat? Mówi się, że wielki świat i Amerykę, jego kwintesencję, zbudowali i nadal budują ludzie z małych miasteczek swoją wyobraźnią tam ukształtowaną. To prawda? – Oczywiście. Małe miasto poprzez to, że jest oddalone od dużych centrów kultury i izolowane od wielkiego świata, uruchamia marzenia i sny. Sny tych małomiasteczkowych chłopców i dziewcząt czy też trafniej: dziewcząt i chłopców, którzy potem idą w świat i ciągle podejrzewają, że następnym murem jest kolejna przygoda, kolejna tajemnica. Mają głód świata, który zawsze mi towarzyszył. Czy pan wie, jakim zderzeniem z tajemnicą tego pozakonińskiego świata było dla mnie zobaczenie po raz pierwszy w życiu… tramwaju w Poznaniu i jak to przeżywałem? Albo moja pierwsza wizyta w zoo w Kaliszu i małpy, które tam zobaczyłem, a do tego jeszcze sprzedawane tam andruty, których nigdy przedtem nie jadłem. To były kręgi magii, jakie pokonywałem z dręczącym – to dobre słowo! – podejrzeniem, że jeszcze dalej jest jeszcze bardziej intrygujący świat i za wszelką cenę trzeba do niego zmierzać. – Podobnie się zdarzyło wielu twórcom potęgi Hollywood. Marzenia wygnały ich z zapadłych dziur w świat, a oni mogli sami potem produkować marzenia na celuloidzie i mieszać w głowach następnym marzycielom z takich Koninów. – To nie jest dalekie od prawdy. – W konińskim kinie w czasach niemego filmu grał pana dziadek. Mamy genezę związku Jana Kaczmarka z muzyką i z Hollywood? – Dziadek ze strony mamy, Kazimierz Maciński, był dobrym skrzypkiem i organizatorem lokalnego życia muzycznego. W kinie ze swoim kwintetem zapewniał oprawę muzyczną niemych filmów. Na ogół podkłady muzyczne były znane i tylko się je odtwarzało. Kiedy jednak czegoś brakowało, dziadek potrafił napisać własny kawałek pasujący do akcji i klimatu filmu. Niejako naturalną koleją rzeczy moi rodzice kupili mi na szóste urodziny skrzypce, żebym podążał śladami dziadka. Byłem tak poruszony prezentem, że postanowiłem spać ze skrzypcami. Zaniosłem je do swego pokoju, ułożyłem w łóżku i przykryłem kołdrą. Potem coś odwróciło moją uwagę i zapomniałem o nich na tyle, że przed snem zrobiłem zwyczajowy skok do łóżka i… usłyszałem trzask łamanego instrumentu. Drugich skrzypiec już nie dostałem. Rodzina zdecydowała, że fortepian jest dla mnie bezpieczniejszy. Pamiętam, że ucząc się na nim gry, zawsze marzyłem, aby grać z dziadkiem. Niestety, z powodu wyraźnej różnicy poziomu nigdy to się nie udało. – Rozumiem, że chadzał pan także z nim do jego kina? – Kino, owszem, było to samo, ale repertuar już inny. Dźwiękowy. Pamiętam swoje wzruszenia podczas filmów indiańsko-kowbojskich oraz nieodmienną wewnętrzną troskę o to, aby „dobrzy” zawsze okazali się lepsi od „złych”. – Swój wpływ na pańskie formowanie artystyczne miała także mama, wielka miłośniczka muzyki poważnej, zwłaszcza opery. – Moja mama Zenona traktowała muzykę z wielkim zaangażowaniem,
Tagi:
Waldemar Piasecki









