Jak nas widzi Mrożek

Jak nas widzi Mrożek

Sławomir Mrożek (ur. 29.06.1930 r. w Borzęcinie k. Krakowa) – dramaturg, prozaik, satyryk, rysownik („Polska w obrazkach”). Zadebiutował w 1953 r. „Opowiadaniami z Trzmielowej Góry” oraz zbiorem opowiadań „Półpancerze praktyczne”, który przyniósł mu dużą popularność. Napisał ponad 20 sztuk teatralnych, m.in. „Tango”, „Ambasador”, „Indyk”, „Kontrakt”, „Emigranci”, „Miłość na Krymie”. W 1963 r. wyemigrował z Polski. Mieszkał we Włoszech, w Paryżu i w Meksyku. W 1996 r. powrócił do Polski. Mieszka w Krakowie. Każde pokolenie ma swojego Mrożka. Dla czytelników jego pierwszych utworów – dzisiejszych 60- i 70-latków – wczesny Mrożek był pisarzem, który pozwalał oswoić pełną absurdów rzeczywistość – ratował od schizofrenii. Dla obecnych 50-latków Mrożek – ten z lat 70. i 80. – był już postacią kultową, pisarzem politycznie zaangażowanym, pokazującym rzeczywistość totalitarną jako okrutną i śmieszną zarazem. Dla pokoleń 40-latków Mrożek to pisarz poruszający się na gruncie purnonsensu, bystry obserwator obyczajów i mentalności. 30- i 20-latkowie uważają, że to po prostu ciekawy autor. O absurdalnych sytuacjach wszyscy, bez względu na wiek, mówimy „jak z Mrożka”. Kiedyś się mówiło „pisać Mrożkiem”, „myśleć Mrożkiem”. A co pisze i myśli sam Mrożek – o nas, swoich rodakach? Jesteśmy humorzaści Należę do tych, którym przeszkadzają w życiu ich własne humory. Humory są nieprzewidywalne. (…) W Polsce nikt mi się specjalnie nie dziwuje, pewnie dlatego, że tu wszyscy jesteśmy do siebie podobni. Nie znam innego narodu aż tak zależnego od swoich stanów psychicznych. (…) My jesteśmy humorni zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym, ponieważ nie umiemy oddzielać jednego od drugiego. Wszystko, co publiczne, jest u nas familijne, nawet rząd, jakiejkolwiek by on był orientacji politycznej. Humorzastość nasza jest silna i zaakceptowana społecznie. Należy do naszych obyczajów. (…) Drażliwość, niestałość, nieobliczalność, nagłe furie, to znowu sentymentalizm i rozczulanie się nad sobą, siekiera w ręce i łatwe łzy, depresja, euforia i znowu depresja, dziury w pamięci albo nieoczekiwane skojarzenia, maniackie gadanie w kółko wciąż tego samego, nieufność i przesadna wylewność na przemian, odrętwienie, to znów podniecenie – na to by wskazywały. („Dziennik powrotu”, 3.03.1997 r.) Ja i oni Polak rzadko utożsamia się z czymkolwiek polskim, jeśli to polskie jest negatywne. Wtedy dokonuje się w nim podział na „ja” i „oni”. Jeżeli to polskie jest pozytywne, wtedy co innego, wówczas chętnie się utożsamia – na przykład z polską drużyną piłkarską, która wygrała jakiś ważny mecz międzynarodowy. („Gazeta Wyborcza”, 23.02.1997 r.) Chcemy iść na skróty Polaków zawsze interesował tzw. numer. Kiedy wyjechałem na Zachód i zacząłem tam dawać sobie radę, rodacy krążyli wokół mnie, pytając, jak ja to załatwiłem, jaki „numer” zastosowałem. U nas bardzo trudno przebija się świadomość, że cywilizacja nie jest zbudowana na „numerze”. Cywilizacja nie rozwinęła się w ten sposób, że nasz praprzodek szedł na czworaka przez puszczę i nagle wymyślił „numer”. Wręcz przeciwnie, on się mozolnie rozwijał przez wieki. A Polacy – bardzo chcieliby pójść na skróty. Nie tak, aby cały tydzień pracować dzień za dniem, ale by – powiedzmy w środę wieczorem – wpaść na jakiś „numer”, dzięki któremu nie trzeba będzie pracować do soboty. Tymczasem numer sprawdza się tylko w warunkach wyjątkowych, takich jak wojna, okupacja, totalitaryzm. („Wprost”, 6.10.1996 r.) O dobrym samopoczuciu W Polsce rzeczy idą teraz szybko. Jedna z tych rzeczy, która poszła i nadal idzie: ludowy kanon, poczucie, pewność, że jest jakaś kultura, coś wyższego, wobec czego jesteśmy poniżej, ale trzeba, bo warto, starać się, aby być na poziomie tegoż, a przynajmniej, że „trza być w butach na weselu” (Wyspiański, „Wesele”) – jest w drodze do zaniku. Coraz powszechniejsze jest dobre samopoczucie z tego powodu, że jesteśmy, jacy jesteśmy, a jesteśmy „dobrzy”, a właściwie to najlepsi i jak się komuś nie podoba, to… i tak dalej. Byłaby to nasza rodzima wersja amerykańskiego „ja jestem okey – ty jesteś okey”, gdyby nie brak drugiego członu, tego „ty jesteś okey”. W polskim wydaniu ja jestem więcej niż okey, ja jestem najlepszy, wobec tego ty nie jesteś okey, tylko gnojem. („Dziennik powrotu”, 12.08.1997 r.) Nie pachniemy czystością Generalnie nie pachnie w Polsce najlepiej, bo ciągle nie jest u nas najlepiej z czystością. (Onet.pl, październik 1996 r.) O naszych słabościach Jedną z naszych polskich słabości,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 24/2005

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska