Jazz po polsku

Jazz po polsku

Rocznie odbywa się w Polsce około stu festiwali jazzowych Jak co roku kiedy zbliża się czerwcowy festiwal Warsaw Summer Jazz Days, ożywają stare kłótnie. Dlaczego na tej imprezie jest tak mało polskich wykonawców? Czy polscy jazzmani są gorsi od zagranicznych? Czy w ogóle polski jazz to jest jazz? Ci, którzy mówią o dobrym, polskim jazzie, wciąż przywołują nazwiska klasyków gatunku. Wymieniają pianistów Krzysztofa Komedę i Andrzeja Kurylewicza, dalej nestora saksofonu Jana Ptaszyna Wróblewskiego, pianistę i kompozytora Andrzeja Jagodzińskiego, pianistę Włodzimierza Nahornego, trębaczy Tomasza Stańkę oraz Henryka Majewskiego, skrzypka Zbigniewa Seiferta i gitarzystę Krzysztofa Ścierańskiego. Jako dowód wielkości polskiego jazzu podają światowe kariery osiadłych w Nowym Jorku muzyków: pianisty Adama Makowicza, skrzypka Michała Urbaniaka czy wokalistki Urszuli Dudziak, a także saksofonisty Zbigniewa Namysłowskiego, który zdobył uznanie za oceanem, zanim w latach 80. powrócił do kraju. Jednak wśród młodszych pokoleń nie widać artystów tej rangi. Zdaniem Mariusza Adamiaka, popularyzatora jazzu, nie świadczy to o tym, że dzisiaj nie ma w Polsce zdolnych artystów, lecz o tym, że nie umieją się oni wypromować i sprzedać. Krzysztof Sadowski, prezes Polskiego Towarzystwa Jazzowego, podkreśla, że świetni artyści są, ale ponieważ media ich nie pokazują, w publicznej świadomości nie istnieją. W Polsce są dwie szkoły kształcące muzyków jazzowych – Akademia Muzyczna w Katowicach oraz Średnia Szkoła Muzyczna przy ul. Bednarskiej w Warszawie, w której jest Wydział Jazzowy. Są też rozmaite konkursy, festiwale i warsztaty. A mimo to młodych, wyróżniających się artystów nie ma zbyt wielu, z wokalistów można wymienić: Izę Zając, Ewę Urygę, Ninę Gajewską, Lorę Szafran i Janusza Szroma. W ślady słynnych rodziców poszli młodzi muzycy: Robert Majewski (trębacz), Wojciech Majewski (pianista) oraz Jacek Jagodziński (puzonista). Powodzeniem cieszą się eksperymentujący basista Ryszard Tymański oraz jego awangardowy zespół „Miłość”, uznawany przez krytyków jazzowych za najbardziej nowatorski młody zespół jazzowy ostatniej dekady. Symbol nonkonformizmu W czasach PRL jazz był symbolem buntu w sztuce. O skali mody na ten gatunek muzyczny świadczy pamiętny koncert Michała Urbaniaka w warszawskiej Filharmonii w 1973 r.: tłum fanów wyłamał metalową barierkę oddzielającą hall od kuluarów, co sprawiło, że był to ostatni koncert z cyklu „Jazz w Filharmonii”. Po roku 1989 jazz został odideologizowany i przestał być wyrazem nonkonformizmu oraz przejawem snobizmu. Stracił na popularności. Promotorzy jazzu przekonali się, że jest to taki sam towar jak każdy inny, podlegający twardym prawom rynku. O sytuacji tego gatunku wiele mówi historia najsłynniejszego klubu jazzowego Europy Wschodniej, warszawskiego Akwarium. Klub przeszedł w prywatne ręce Mariusza Adamiaka, który doprowadził go do rozkwitu, a mimo to po kilku latach zlikwidowano go, ponieważ teren, na którym się znajdował, wydał się atrakcyjny dla przedsiębiorców i rada miasta chętnie go sprzedała mimo licznych protestów. Powstawały – i często znikały – kluby, czasopisma i rozgłośnie jazzowe, tworzono nowe festiwale. Obecnie odbywa się rocznie w Polsce około stu festiwali jazzowych. Najważniejszy, a zarazem największy to Jazz Jamboree, o którym w ostatnich latach mówiono: „skostniały”, „zramolały”, „podupadły”. Długo zastanawiano się, jak ten festiwal ożywić i przywrócić do niegdysiejszej rangi, aż w końcu rok temu jego kierownictwo powierzono Mariuszowi Adamiakowi, twórcy międzynarodowego festiwalu Warsaw Summer Jazz Days, który istnieje już 11 lat. WSJD to impreza awangardowa, prezentująca oryginalny, eksperymentujący jazz, głównie w wykonaniu czołowych muzyków amerykańskich. Antagoniści Adamiaka twierdzą, że rodzimych wykonawców on wręcz dyskryminuje, lansuje zagranicznych, którzy tworzą przeintelektualizowane utwory, pozbawione przyrodzonej temu gatunkowi spontaniczności. Wśród większych festiwali należy wymienić również Gdynia Summer Jazz Days oraz Poznań Jazz Fair, ponadto wiele lokalnych imprez w Iławie, Olsztynie, Oleśnicy, Świdniku, Gorzowie Wielkopolskim i innych miastach. Niechodliwe płyty W ostatnich latach na wydawnictwa jazzowe jest mały popyt. Mimo licznych promocji i obniżek ten gatunek muzyki ma niewielką grupę fanów. Firmy fonograficzne wydające jazz z nostalgią wspominają lata 70., kiedy płyty z jazzem rozchodziły się jak świeże bułki, a przywożone z zagranicy nowinki szły pod Salą Kongresową za każdą cenę. Ci, którzy kupują płyty

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 24/2002

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska