Jedzie pociąg z daleka

Wyruszyliśmy z Jankiem Pietrzakiem do Krakowa, żeby w programie Ewy Drzyzgi mówić o tym, czy kabaret polityczny jeszcze istnieje. Spotkaliśmy się na Dworcu Centralnym, by odbyć wspólną podróż ekspresem Mickiewicz, jadącym z Białegostoku. I pani przez megafon obwieszcza, że pociąg z Białegostoku co prawda przybędzie do Warszawy punktualnie, ale do Krakowa spóźni się godzinę. A my jedziemy na styk. Ruszamy. Po 20 minutach wchodzi do przedziału konduktor i mówi, że z tym godzinnym opóźnieniem to jest przesada i że według niego, pociąg się spóźni tylko jakieś pół godziny… a tu wszyscy przez telefony komórkowe informują rodziny i instytucje o rozwoju sytuacji. Jedziemy. Po dwóch godzinach otrzymujemy przez głośniki informację, że pociąg do Krakowa przybędzie jednak o czasie. Więc dzwonimy do TVN, żeby taksówka była punktualnie, a na to pan Miłosz – bo w Krakowie każdy jest Miłoszem, oprócz Młodzieży Wszechpolskiej, która jest Romanem – mówi zdziwiony, że przed chwilą dzwonił na dworzec i dowiedział się, że będziemy spóźnieni 40 minut. Ale to jeszcze nie koniec. Po czterech godzinach wracamy. Janek ma bilet, ja nie. Idziemy do kasy, żeby załatwić podróż w jednym przedziale. Pani kasjerka, bardzo miła, pyta Janka: – A jakim wagonem pan jedzie? – Numer 3 miejsce 72. Pani wcisnęła klawisze komputera i po chwili mówi: – Nie ma dzisiaj w tym składzie wagonu numer

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2004, 38/2004

Kategorie: Felietony