Dyrygentura okazała się najbardziej naturalną formą ekspresji – łączy się z ruchem, grą ciałem oraz z pracą grupową Marta Gardolińska – dyrygentka i dyrektorka artystyczna Narodowej Opery Lotaryngii w Nancy we Francji Jest pani jedną z nielicznych dyrygentek. We Francji, jako jedna z trzech kobiet, stoi pani na czele narodowej opery. Odczuwa pani wyjątkowość swojej sytuacji? – Nie do końca – bycie pierwszą, drugą czy trzecią kobietą w jakiejkolwiek strukturze nigdy nie było moim celem. Czuję się wyjątkowo, ponieważ dostałam możliwość pracy na stanowisku dyrektora muzycznego relatywnie wcześnie, w odpowiedniej chwili i w miejscu, w którym nie tylko mogę zmienić coś na lepsze, ale i sama się rozwijać. Praca w operze w Lotaryngii pozwala mi zachować równowagę między wyzwaniem i pewnym status quo, w którym potrafię dobrze się odnaleźć. Mam też dużo swobody, jeśli chodzi o wybór repertuaru. Jest więc bardzo ciekawie. Liczba dyrygentek na świecie wciąż nie jest znacząca. Czyżby w grę wchodziło patriarchalne nastawienie środowiska muzycznego? – Odzwierciedla to stan naszego społeczeństwa, w którym kobiety na wysokich stanowiskach były i wciąż są rzadkością. Nie należy zapominać, że jeszcze sto lat temu kobiety praktycznie nie pracowały! Wszystko oczywiście się zmienia, również w domenie muzyki klasycznej, ale to dość
Tagi:
covid-19, dyrygentura, fizjologia muzyki, Francja, Kalifornia, kultura, lekkoatletyka, lockdown, Los Angeles, Los Angeles Philharmonic, Lotaryngia, Marta Gardolińska, medycyna, muzyka klasyczna, muzyka poważna, Nancy, opera, pandemia, pływanie, Polacy za granicą, polonia, Théâtre du Châtelet, Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina, Uniwersytet Muzyki i Sztuk Scenicznych w Wiedniu, USA, zdrowie