Role idiotek odpowiadają mi tak samo jak każde inne – Swój pierwszy czat, który dotyczył serialu „Sąsiedzi”, zaczęła pani słowami: „Usłyszałam, że gram debilkę, co mi schlebia: zagrać debila to duża sztuka”. To wywołało burzliwą dyskusję wśród internautów. – Na scenie, odwrotnie niż w życiu, trudno być głupkiem. Mędrca można zagrać jedną miną – kamienna twarz, głębokie spojrzenie w dal. A wiarygodnego debila jedną miną się nie stworzy. Inna sprawa, że mnie role idiotek odpowiadają tak samo jak każde inne. Nie boję się śmieszności. Nie boję się być głupia i brzydka, jeśli tak jest pomyślana postać, którą gram. W ogóle na scenie czy w filmie nie boję się niczego – dokładnie na odwrót niż w życiu. – W ostatniej dekadzie w filmach i serialach pojawiło się dużo amatorów, zwłaszcza młodych dziewczyn. Co pani o tym sądzi? – Mają prawo istnienia. Czasem zagrają tylko jedną rolę, ale bywa, że granie staje się ich sposobem na życie. Tak jest również za granicą. – Nie denerwuje to pani, tak profesjonalnie przygotowanej do zawodu aktorskiego? – Nigdy mnie to nie denerwowało. – Nie postrzega pani tego jako nierównej konkurencji? – Konkurencja, niezależnie od systemu, w jakim żyjemy, zawsze była wpisana w aktorstwo. Szkoła teatralna to jest szkoła rzemieślnicza, uczy rzemiosła. Ale można się go nauczyć także bez szkoły, prosto z życia, w tym wypadku na planie. Ja wprawdzie skończyłam szkołę, ale jestem marnym, jak sądzę, profesjonalistą. Zakładam, że wszystko to, co niepowtarzalne, improwizowane, jest bliższe prawdziwego życia. Bardzo liczę na krótkotrwałe olśnienia, żeby zaskoczyć samą siebie. Reżyserzy często mają do mnie pretensje, że jestem aktorką niepowtarzalną. I to nie jest komplement! Chodzi o to, że w cenie są aktorzy, którzy zagrają dziesiąty dubel dokładnie tak samo. W tym samym momencie uchylą kapelusza i klękną wtedy, kiedy trzeba. I to rozumiem, natomiast między klęknięciem a uchyleniem kapelusza strasznie mnie korci, żeby zrobić inaczej. Powtarzanie tego samego jest nudne, mnie samą nudzi. Niemniej jednak od profesjonalisty żąda się powtarzalności. Mówię o filmie, gdzie zawsze można na bieżąco być ochrzanionym przez reżysera i w końcu jednak zrobić to, czego on wymaga. – Czy to jedyna rzecz, która panią w filmie denerwuje? – Najbardziej mnie denerwuje, że nie ma pieniędzy na kino ani nawet widoków, że będą w przyszłości. Drugą rzeczą, która mnie męczy, jest to, że żyjemy w świecie seriali – których zresztą nie ganię. Wiem, że część aktorów gardzi serialami i odrzuca propozycje serialowych ról bez czytania, ale moja ambicja nie jest deptana przez fakt, że gram w serialach. Zaczynałam swoją pracę w telewizji od seriali i nie mam do nich negatywnego stosunku. Lubię telewizję, lubię seriale – i lubię grać. – Jednak te dawne seriale, w których pani zaczynała, jak np. „Rodzina Połanieckich”, „Kariera Nikodema Dyzmy”, „Jan Serce”, były o niebo lepsze od współczesnych tasiemców, często robionych na łapu-capu i byle jak. Grali w nich świetni aktorzy, reżyserowali je dobrzy reżyserzy. – To były dobre filmy w odcinkach. Tak właśnie tłumaczyłam rosyjskim kolegom po fachu, którzy przekonywali mnie, że aktor na pewnym poziomie nie powinien pokazywać się w serialach. A przecież u nas każdy młody reżyser przed debiutem fabularnym w kinie przeszedł sprawdzian w telewizji, od Kieślowskiego, Machulskiego, braci Kondratiuków poczynając. Dopiero potem dostawali pieniądze na film kinowy. – Dzisiejsi młodzi reżyserzy mogą im tylko zazdrościć, bo teraz nikt nie daje tak po prostu pieniędzy na film. Za pieniędzmi trzeba chodzić, żebrać o nie – nieraz latami. – Kiedyś byliśmy rozpieszczeni. Reżyserzy i aktorzy. Dostawaliśmy wszystko na tacy, pieniądze, etaty w teatrach, propozycje w ambitnych filmach… Teraz o wszystko trzeba walczyć albo czekać cicho w kącie, aż ktoś nas zauważy. Nawet jeśli czasem przeciw temu się buntuję, to przecież jestem człowiekiem do wynajęcia. Owszem, możliwe jest wzięcie spraw w swoje łapy – wyprodukowanie filmu czy spektaklu za pieniądze sponsorów. Ale to wymaga talentu organizacyjnego. Ja fatalnie się poruszam w świecie papierologii, załatwiania spraw itd. – Jak to? Czytałam, że była pani bizneswoman! – Miałam taki epizod w życiu, niejeden zresztą. Kiedy zainteresowałam się biznesem, był początek lat 90. Widziałam, że wkoło rozkwitają firmy, choć
Tagi:
Ewa Likowska









