Kasy nie dla chorych

Kasy nie dla chorych

Bałagan, biurokracja, marnotrawstwo i łamanie prawa – to najczęściej powtarzające się zarzuty – Nie było do tej pory żadnej kontroli wydawania publicznych pieniędzy przez kasy chorych – krótko ocenia minister zdrowia, Mariusz Łapiński. Dodaje, że prowadzone teraz intensywne kontrole naruszą „interesy wielu grup i lobby”. Zadłużenie publicznych placówek służby zdrowia minister szacuje na 5 mld zł. W tej sytuacji odchudzania i oszczędzania bardzo ważne jest staranne liczenie pieniędzy. – My walczymy o każdą złotówkę, a kasy chorych naruszały prawo – tłumaczy minister. – Każda kasa robiła dotąd, co chciała – dodaje Michał Żemojda, prezes Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych, o którym sam mówi, że wyszedł z uśpienia. – Dyrektorzy kas uważali, że jeśli prawo uznają za wadliwe, mogą go nie przestrzegać – dodaje prezes Żemojda. Karty ponad prawem Krytyka kas chorych jest miażdżąca. Bałagan, biurokracja i marnotrawstwo – to najczęściej powtarzające się słowa. Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych zażądał odwołania trzech dyrektorów kas chorych: Śląskiej, Małopolskiej i Podkarpackiej. Złamali oni prawo, ogłaszając przetargi na elektroniczne karty ubezpieczenia zdrowotnego. Sprawa zostanie również zgłoszona do prokuratury. Już w parę godzin po ogłoszeniu tej decyzji kasy Małopolska i Podkarpacka zawiadomiły, że wycofały się ze swoich decyzji. Inne, które też planowały przetargi bez stosownej podstawy prawnej (rozporządzenie w tej sprawie wygasło 30 czerwca), nawet o tym nie wspominają. W jednym dyrektorzy zaatakowanych kas są zgodni: Andrzej Sośnierz (Śląsk), Jacek Kukurba (Małopolska) i Anna Szubart-Lelek (Podkarpacie) uważają, że atak jest polityczny, ponieważ we wszystkich trzech kasach rządzą koalicje ugrupowań centroprawicowych. Dyrektorów wspiera Anna Knysok, była wiceminister zdrowia. UNUZ twierdzi, że w kontroli nie ma żadnego podtekstu politycznego. Przyjdzie kolej na wszystkie kasy, także Mazowiecką, chwalącą się okazałą siedzibą, do której właśnie się przeprowadziła. Na Śląsku elektroniczne karty już się pojawiły. Do tej pory kosztowały 12 mln zł, koszt całkowity to 22 mln zł, a urzędnicy UNUZ precyzują, że to nasze pieniądze, które „poszły w gwizdek”. Dyrektor Śląskiej Kasy Chorych broni się, że jeśli nie było stosownego rozporządzenia, miał wolną rękę. Złości to kontrolerów twierdzących, że właśnie w taki sposób zachowują się dyrektorzy kas. Interpretują prawo po swojemu, ignorując brak przepisów. Karta elektroniczna ma służyć do identyfikacji ubezpieczonych, pozwoli także kontrolować wydatki na leki i świadczenia medyczne. Każda transakcja będzie zapisana w systemie informatycznym. – System identyfikacji powinien być skuteczny w całym kraju – tłumaczy Maciej Tokarczyk, wiceprezes UNUZ. – I do takiej sytuacji zmierzamy. Tymczasem karta ze Śląska jest bezużyteczna w Gdańsku. Złamano prawo i wyrzucono pieniądze. Trwa kontrola w dwóch największych kasach – Śląskiej i Mazowieckiej. Zostanie zakończona do końca grudnia. O Śląskiej Kasie w UNUZ mówi się jako o pupilu poprzedniej ekipy. Ma też opinię opornej. Miała obniżyć koszty administracyjne. Na jednego ubezpieczonego kasa wydaje w tym roku 18,59 zł, gdy przeciętnie wystarcza 10 zł, bywa że 6 zł. Te ponad 18 zł, które płaci się na biurokrację, bulwersują tym bardziej że na zaopatrzenie ortopedyczne (także na jednego mieszkańca) na Śląsku wydaje się 11,2 zł mniej. Wyparowali ubezpieczeni Rada kasy może oczywiście nie przychylić się do wniosku prezesa UNUZ, postulującego odwołanie dyrektorów. – Wówczas będę obserwował, jak kasa pracuje – komentuje Michał Żemojda. – Jeśli sytuacja zagrozi dobru publicznemu, mogę wprowadzić zarząd komisaryczny. I dodaje, że Śląska Kasa ma dziś o wiele gorsze wyniki niż w przeszłości. – Często kasa jest w lepszej sytuacji niż szpitale na jej terenie. Tak jest w Śląskiej Kasie, tak jest w Białostockiej – dodaje Maciej Tokarczyk. Z analiz UNUZ wynika, że generalnie wynik finansowy publicznych zakładów opieki zdrowotnej pogorszył się. Wynik finansowy kas chorych poprawił się. Znowu powraca przypadek Śląska i jego kasy, gdzie zanotowano „drastyczny nadmiar środków finansowych”. Zarząd komisaryczny grozi kasom: Dolnośląskiej, Pomorskiej i Lubelskiej. Ich sytuację określa się jako tragiczną. Co oczywiście jest najgorszą wiadomością dla

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 48/2001

Kategorie: Kraj