Kino na rykowisku

Kino na rykowisku

Kicz w polskim filmie ma się całkiem dobrze Na rynku debiutuje właśnie czteropak z dziełami Marka Piestraka, który, jak wieść niesie, ma na drugie „Kicz”. Nie potwierdzamy ani nie zaprzeczamy. Wydawca czteropaku, Telewizja Kino Polska, wypuścił go w serii „Pojechane w kosmos”, co jest nazwą ostrożną: ni to dzieło, ni to ciekawostka, coś, co trudno sklasyfikować. Przy tej okazji rozejrzyjmy się trochę wśród tego, co uchodzi za filmowy kicz ostatnich lat. Roboczo przyjmujemy, że jeśli widzieliśmy coś już pięć razy, a reżyser pokazuje nam to po raz szósty i jeszcze każe się wzruszać, właśnie z kiczem mamy do czynienia. Klątwa radziecko-wietnamska Na początek niepodważalny przykład kiczu: „Klątwa Doliny Węży” (1987). Piestrak, zamiast realizować w duchu epoki kameralny dramat psychologiczny o niedolach stanu wojennego, pokusił się na widowisko panoramiczne, wypakowane atrakcjami po sufit. Do udziału w produkcji namówił samego Romana Wilhelmiego, a także Krzysztofa Kolbergera i Ewę Sałacką, którzy też chcieli się przelecieć do Wietnamu. Wilhelmi miewał wtedy takie odjazdowe występy, np. „Zapach psiej sierści”, „Widziadło”. Film powstał z gotowych klocków. Oto laotańska świątynia, z której zachodni pilot śmigłowca wykrada tajemniczą i cenną szkatułkę. Ściga go klątwa starego mnicha. 30 lat później w Paryżu, podczas próby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2010, 50/2010

Kategorie: Kultura
Tagi: Wiesław Kot