Kościół i afrykański holokaust

Kościół i afrykański holokaust

W Rwandzie 20 duchownych oczekuje na proces pod zarzutem udziału w masakrach Czy chrześcijańscy hierarchowie w Rwandzie zachowali się biernie wobec ludobójstwa w 1994 r.? Około 20 katolickich duchownych oczekuje na proces pod zarzutem udziału w masakrach, przeciwko innym toczy się dochodzenie. Wierni, oburzeni postawą Kościoła, przyjmują religię Mahometa. Jak pisze dziennik „Los Angeles Times”, Kościół w Rwandzie przechodzi poważny kryzys duchowy. „Kościół katolicki po ludobójstwie przeżywa kłopoty. Wierni stracili do nas zaufanie. Nie możemy po prostu powiedzieć: chrześcijanie, powróćcie. Możemy tylko mieć nadzieję, że to nastąpi, gdy wiara zostanie odbudowana”, mówi Jean Bosco Ntagugire, ksiądz z rwandyjskiej stolicy, Kigali. 42-letnia Louise Karwera przysięga jednak, że już nigdy nie przekroczy progu kościoła. W masakrze w Nyamata straciła rodziców, siostry i braci. Kiedy rozpoczęły się zainspirowane przez władze rzezie, tysiące ściganych z ludu Tutsi szukały schronienia w kościele. Gdy jednak nadciągnęły bandy bojówkarzy Hutu uzbrojonych w karabiny, maczety i granaty, proboszcz po prostu odjechał z Nyamata. Napastnicy urządzili w świątyni rzeź. „Wielu w Nyamata nienawidzi Kościoła katolickiego, gdyż księża nie próbowali bronić ludzi, lecz ich opuścili. Czy ojciec porzuca swe dzieci? Czy Jezus by tak postąpił?”, pyta rozżalona Louise Karwera. 10 kwietnia 1994 r. w Rwandzie rozpoczęła się masakra, która trwała 100 dni. Zorganizowani przez aparat państwowy, podjudzani przez radiowe przesłania zabójcy Hutu rzucili się na współobywateli ze stanowiącego mniejszość (14% populacji) plemienia Tutsi. Zginęło wówczas od 500 do 800 tys. Tutsi i umiarkowanych Hutu, może nawet co 10. mieszkaniec tego małego, ubogiego, przeludnionego kraju padł ofiarą mordu. Był to prawdziwy afrykański holokaust. O udział w ludobójstwie oskarżonych zostało 120 tys. osób. W tym tylko 20 duchownych – podkreślają obrońcy Kościoła. Wielu rwandyjskich kapłanów i zakonnic ukrywało ściganych Tutsi, niektórzy zapłacili za to życiem. Ale uwagę opinii publicznej przyciągają pojedyncze przypadki ludzi Kościoła, którzy splamili się tchórzostwem lub nawet krwią. Przed sądem stanie m.in. ojciec Athanase Serombe, oskarżony o udział w wymordowaniu 2 tys. ludzi, zgładzonych w kościele w Nyange. W świątyni tej schroniły się 10 kwietnia 1994 r. setki Tutsi. Ludzie pamiętali, że podczas masakr w 1973 r. ci, którzy szukali azylu w kościołach, ocalili życie. Tym razem jednak stalo się inaczej. 15 kwietnia kościelny gmach otoczyły gromady zbrojnych Hutu. Bojówkarze strzelali przez okna z karabinów maszynowych, rzucali granaty. 41-letni Charles Kagenza, który z 50 innymi ukrył się w kościelnej wieży, opowiada: „Słyszałem krzyki kobiet i dzieci – wszyscy umierali”. Kiedy zapadła cisza, do środka wdarli się Hutu, oblali leżące na podłodze ciała benzyną i podpalili. Ludzie w wieży krztusili się w gęstym dymie, ale wciąż pozostawali przy życiu. Naczelnicy wioski postanowili wtedy zburzyć świątynię za pomocą buldożerów. Jak twierdzi Kagenza, jeden z kierowców wahał się. Trzykrotnie zapytał księdza Serombe: „Czy ojciec zgadza się, że powinienem zniszczyć kościół?”. „Zniszcz kościół. Najważniejsze, abyśmy przeżyli te karaluchy (Tutsi). Świątynię odbudujemy później”, miał odpowiedzieć kapłan i dał kierowcy równowartość 500 dol. jako zapłatę za wykonanie barbarzyńskiej misji. Charles Kagenza odzyskał przytomność, kiedy bojówkarze Hutu wyciągali go z ruin. Prosił o pomoc księdza Serombe, ale ten tylko się śmiał. W chwilę później Hutu zmasakrowali Kagenzę pałkami i maczetami. Potwornie pokaleczony, z wybitym okiem, cudem przeżył w stosie trupów. Potem zdołał uciec do pobliskiego klasztoru, gdzie ukryli go zakonnicy. Po rzezi ksiądz Serombe zbiegł do Włoch, gdzie sprawował obowiązki kapłańskie w parafii pod Florencją. Urzędnicy Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Rwandy wytropili go w 2001 r. Serombe przyrzekł wiernym, że wygłosi nadzwyczajne kazanie, w którym oczyści się z zarzutów, jednak kilka godzin przed mszą zniknął bez śladu. Później okazało się, że Watykan ukrył oskarżonego kapłana w pewnej parafii w Toskanii. Nacisk międzynarodowy okazał się tak silny, że ksiądz Serombe, jakoby dobrowolnie, udał się do Aruszy (Tanzania), w której mieści się siedziba trybunału. Grozi mu wyrok dożywotniego więzienia. Charles Kagenza zamierza wystąpić jako świadek podczas procesu. W wyniku sprawy księdza Serombe Stolicy Apostolskiej postawiono liczne zarzuty. Papież

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 44/2003

Kategorie: Świat