Po wycofaniu sił pokojowych Kosowo stanie się centrum zorganizowanej przestępczości Po 11 września straciliśmy z oczu potencjalnie najbardziej niebezpieczny skrawek Europy – Kosowo. Michael Steiner, 52-letni energiczny niemiecki dyplomata, który niespełna trzy miesiące temu objął stanowisko kolejnego administratora Kosowa z ramienia ONZ, boi się nawet pomyśleć, co by się stało, gdyby wycofano stamtąd 40-tysięczny kontyngent KFOR. – Nie możemy stworzyć w sercu Europy próżni, strefy bezprawia, bo Kosowo zaczęłoby eksportować zorganizowaną przestępczość na całą Europę – mówi. Na razie planuje się tylko zmniejszenie liczebności sił pokojowych. Marek Antoni Nowicki, Polak pełniący w Kosowie funkcję rzecznika praw obywatelskich, podziela te obawy: – Po wycofaniu się KFOR z Kosowa powstałyby pustka, którą wypełniłyby struktury typu mafijnego, przestępczość zorganizowana o silnych powiązaniach międzynarodowych. Taka groźba jest tym bardziej realna, że Kosowo nie ma tradycji państwowych, tradycji organizowania życia według wymogów interesu publicznego i reguł demokratycznych. I Steiner, i Nowicki wskazują na to, jak łatwo bojownicy z Kosowa przesiąkają do Macedonii, wzniecając tam ogniska wojny. Steiner w wywiadzie dla madryckiego „El Pais” mówi o związkach z islamskim terroryzmem: – Istnieje związek między tym, co robi się przeciwko Al Kaidzie na świecie, a tym, co my robimy w Kosowie. Nie twierdzę, że już tam są. Co jakiś czas mamy sygnały, że coś się dzieje, ale za każdym razem zostajemy z pustymi rękami. Serb chodzi po ulicy Niedawny incydent na moście w Kosovskiej Mitrovicy, gdzie dwa serbskie granaty zraniły 15 polskich policjantów, utrwalił obraz rozwścieczonych Serbów, którzy mordowali kosowskich Albańczyków, aż w ich obronie musiała interweniować potęga lotnicza NATO. Tymczasem badania zbrodni popełnionych na terenie Kosowa przez Serbów Miloszevicia i Albańczyków z UCK wykazują, że bilans ofiar jest podobny. Liczba Albańczyków zabitych do 1999 r. przez wojsko jugosłowiańskie wynosi ponad 2 tys. (na początku interwencji zbrojnej NATO mówiło się o 6 tys.). Z rąk kosowskich Albańczyków po ustanowieniu tutaj protektoratu ONZ i wprowadzeniu NATO-wskich sił Kosovo Force (KFOR) zginęło 500 osób plus 1,3 tys. Serbów i Romów (dane ONZ) zaginionych od czerwca 1999 r., kiedy prowincja znalazła się już pod międzynarodowym protektoratem, do listopada 2001 r. Ze swej strony Albańczycy domagają się wyjaśnienia losu 3 tys. członków ich wspólnoty, którzy zaginęli w latach 1998-1999 podczas działań wojsk jugosłowiańskich w prowincji. W połowie kwietnia wezwano rodziny 350 zaginionych Serbów, których zwłoki odkryto we wspólnym grobie w miejscowości Rudare na granicy administracyjnej między Serbią a Kosowem, do identyfikacji przedmiotów znalezionych przy pomordowanych. W połowie kwietnia sąd w kosowskim Gnjilane skazał na kary po 15 lat więzienia dwóch młodych Albańczyków za śmiertelne zranienie 17-letniego Serba. Ale Gnjilane jest witryną normalizacji. – Tutaj – mówi Nowicki – przy umiarkowanym ryzyku Serbowie odważają się wychodzić w dzień na ulicę, aby zrobić zakupy. Nie odmawiaj Albańczykowi Obraz Kosowa w trzy lata po ustanowieniu nad nim faktycznego protektoratu ONZ jest zaskakujący. Wizerunek, jaki wyłania się z wypowiedzi przedstawicieli organizacji międzynarodowych w Kosowie, bardzo odbiega od stereotypów narzuconych przez telewizję CNN. Oficjalnie zrujnowane przez wojnę Kosowo żyje niemal wyłącznie z pomocy międzynarodowej. Tymczasem trzy lata po zakończeniu bombardowań ta niegdyś biedna prowincja, stale dofinansowywana z Belgradu, to jeden wielki plac budowy. Wzdłuż dróg prowadzących z Prisztiny co 50, 100 metrów stacje benzynowe. Powstają nowe domy, często wille, bary i markety. Kosowianie zafundowali sobie swój plan Marshalla, kosowski cud gospodarczy. Nieliczni Serbowie w enklawach wśród zwartego etnicznie żywiołu albańskiego i sto kilkadziesiąt tysięcy Serbów zza rzeki Ibar, z Kosovskiej Mitrovicy mogą się tylko przyglądać temu wybuchowi dobrobytu z bezsilną wściekłością. Dają jej upust, stawiając samozwańczych „strażników mostu” na moście w Mitrovicy i nie dopuszczając praktycznie ONZ-owskich administratorów na swój teren w północnym Kosowie. Każda prawie albańska rodzina ma swoich ludzi za granicą, często działających w różnych strukturach mafijnych. To oni pompują do Kosowa pieniądze. Ich pochodzenie otacza mrok i tajemnica, jak wyraził się jeden z inspektorów policji
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









