Krótki kurs historii dopłat

Krótki kurs historii dopłat

O czym hazardowa komisja śledcza wiedzieć nie chce No daj mi, Derdziuk, wódki, no, co ci to stanowi? Ja nie mogę, muszę zawieźć tatowi – ten fragment utworu Kazika Staszewskiego zaciekawił posła Bartosza Arłukowicza, którego – jak podały media – „zjadała ciekawość, czy w tekście chodziło o urzędnika, który stanął przed komisją”. Apetyt posła naprawdę został zaspokojony. Były szef Rządowego Centrum Legislacyjnego, Zbigniew Derdziuk, zeznał, że w stanie wojennym nie dał Kazikowi kartki na wódkę, bo: „Brat planował wesele na wiosnę”! Nie pierwszy raz śledczy badający kulisy afery hazardowej pogrążyli się w oparach absurdu. Z poselskich oczu zniknął jeden z celów komisji – ujawnienie nieprawidłowości w procesie stanowienia prawa. I trudno się dziwić. Nie trzeba szczególnych kwalifikacji, by szukać źródeł przecieku w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów według scenariusza Tusk – Drzewiecki – Rosół – Sobiesiakówna – Sobiesiak lub na podstawie billingów badać stopień fraternizacji polityków Platformy Obywatelskiej z przedstawicielami biznesu. Wszystko to coraz bardziej przypomina casting na stanowisko prokuratora rejonowego w Pcimiu – gdyby takowa prokuratura istniała. Hazardowe pralnie Obawiam się, że członkowie komisji nie wiedzą nawet, na czym polegał mechanizm poboru słynnych dopłat, o rezygnację z których tak zabiegali

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 05/2010, 2010

Kategorie: Kraj