Krwawa niedziela i święty piątek

Krwawa niedziela i święty piątek

W tym roku minęło ćwierć wieku od zakończenia wojny domowej w Irlandii. Co dalej?

Być może trudno dzisiaj w to uwierzyć, nawet mając przed oczami obrazy z wojny w Ukrainie, ale jeszcze trzy dekady temu na ulicach irlandzkich miast – po obu stronach granicy przecinającej wyspę – wybuchały bomby, a szefowie rządów i brytyjscy ministrowie regularnie otrzymywali w korespondencji groźby. Motywowany silnymi tendencjami nacjonalistycznymi, historycznym resentymentem i różnicami religijnymi konflikt na północy Irlandii, zwany The Troubles, toczył się nieprzerwanie od lat 60. Unieśmiertelniony chociażby przez U2 w słynnym utworze „Sunday, Bloody Sunday”, pochłonął ponad 3,5 tys. ofiar śmiertelnych. Mediowali w nim wówczas wszyscy możni tego świata, od Jana Pawła II, przez kolejnych amerykańskich prezydentów, po królową Elżbietę II, ale przemocy nie było końca. IRA, Irlandzka Armia Republikańska, zbrojne ramię Sinn Féin, partii irlandzkich republikanów, nie chciała złożyć broni, a politycy w tej walce w dalszym ciągu mocno jej pomagali.

Dziś, zwłaszcza w kontekście częściowego powrotu partyzantów nowej IRA na scenę, wielu na Zielonej Wyspie próbuje zatrzeć te stare powiązania, ale to czysty rewizjonizm historyczny. Sinn Féin, która w tej chwili jest główną siłą opozycyjną i zdecydowanie najpopularniejszą partią w Irlandii, a jednocześnie współrządzi po raz pierwszy w historii w Irlandii Północnej, miała z IRA relację dosłownie symbiotyczną. Broń, której używali partyzanci, kupowana była za pieniądze zbierane przez funkcjonariuszy partyjnych, ugrupowanie dbało też o międzynarodowy wizerunek tzw. sprawy unifikacyjnej, utrzymując zainteresowanie zagranicznych mediów i przywódców irlandzkim konfliktem.

I choć wbrew obiegowej opinii pamięć społeczna o The Troubles jest coraz słabsza, a sama kwestia ewentualnego połączenia obu Irlandii wcale nie rozpala debaty politycznej, wspieranie krwawej organizacji paramilitarnej kładzie się cieniem na tym flagowym okręcie irlandzkiego lewicowego nacjonalizmu.

Problemy

Wojna skończyła się ćwierć wieku temu. 10 kwietnia 1998 r. ówczesny brytyjski premier Tony Blair, szef rządu republiki Bertie Ahern oraz minister spraw zagranicznych w jego rządzie David Andrews i Marjorie Mowlam, pełniąca funkcję szefowej resortu ds. Irlandii Północnej w Westminsterze, podpisali tzw. porozumienie wielkopiątkowe, kończąc prawie cztery dekady The Troubles i kładąc podwaliny pod obecny ustrój północy wyspy. Rangę tej ugody najlepiej uświadamia fakt, że z okazji niedawnej rocznicy amerykański „New York Times” i brytyjski „The Telegraph”, dzienniki o wysokiej renomie i skrajnie różnych liniach redakcyjnych, niezależnie od siebie opisały ją jako „jedno z najważniejszych porozumień pokojowych w XX w.”. W 1998 r. socjaldemokrata z północy John Hume wspólnie z przywódcą unionistów (zwolenników pozostania Irlandii Północnej w Zjednoczonym Królestwie) Davidem Trimble’em został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla – właśnie za swoje wysiłki na rzecz przekonania IRA do zawieszenia broni, a Sinn Féin – do rozpoczęcia negocjacji pokojowych z brytyjskim rządem. Choć Hume osobiście porozumienia wielkopiątkowego nie sygnował, powszechnie uznaje się go za ojca pokojowego współistnienia dwóch Irlandii.

Jeśli tamte wydarzenia wpisać jeszcze w szerszy kontekst polityczny, nie będzie przesady w określeniu irlandzkiej ugody jako podwalin nowego, lepszego świata, również dla Brytyjczyków. Kiedy porozumienie wchodziło w życie, królestwo było przepełnione optymizmem. Po dwóch dekadach rządów torysów, naznaczonych zwijaniem państwa, wszechobecną polityką oszczędności i zahamowaniem mobilności społecznej, nastawała era Trzeciej Drogi. Blair i jego ekipa mieli wprowadzić Wielką Brytanię w nowe tysiąclecie – erę globalizacji i nowoczesnych rządów. Dzięki Devolution Act, reformie decentralizującej cały ustrój, ustanowione zostały osobne rządy dla Walii i Szkocji. Ustalenia dotyczące koncyliacyjnego sprawowania władzy w Irlandii Północnej weszły zresztą w skład tej reformy. Dawne problemy trawiące królestwo od środka, wliczając w to nacjonalizm i konflikty religijne, miały odejść w zapomnienie.

Zupełnie inny naród

Jedno okazało się prawdą bezsprzecznie. 25 lat po wstrzymaniu walk Irlandia w obu krajach nie przypomina już prawie w ogóle tamtego narodu, który wcześniej przez dekady strzelał do swoich braci, sióstr, sąsiadów. Kwestia religijna przestała odgrywać kluczową rolę z wielu przyczyn. W republice społeczeństwo mocno się zsekularyzowało, liberalizując sporo przepisów dotyczących światopoglądu. Legalna jest tam teraz aborcja, tak samo małżeństwa jednopłciowe. Ujawnienie systemowo tolerowanych przestępstw seksualnych w Kościele oraz odkrycie masowych grobów, przede wszystkim dzieci, wykopanych przy sierocińcach i domach samotnej matki, trwale zniechęciło wielu Irlandczyków do zinstytucjonalizowanej religii. Kościół funkcjonuje tam teraz bardziej jako instytucja zarządzająca szkołami niż zaspokajająca potrzeby duchowe wiernych. Tych co niedzielę na mszę chodzi zaledwie 33%.

Po drugiej stronie granicy też doszło do sporej zmiany. Ubiegłoroczny brytyjski spis powszechny ujawnił, że po raz pierwszy w historii w Irlandii Północnej mieszka więcej katolików (45,7%) niż protestantów (43,5%). Po części jest to związane z procesami migracyjnymi – w ostatnich latach na Zieloną Wyspę trafiło sporo przybyszów z krajów tradycyjnie katolickich, przede wszystkim z Polski i Filipin. Niektórzy po przeprowadzce się laicyzują, ale wielu – co pokazują zarówno dane statystyczne, jak i obserwacje – pozostaje wiernych Kościołowi. Ciekawy jest zwłaszcza przypadek Filipińczyków. Co prawda, według danych irlandzkiego MSW jest ich nieco ponad 18 tys., a więc niewiele, ale w obliczu kryzysu powołań często są jedynymi kandydatami na ministrantów w parafiach w dużych miastach. W Irlandii Północnej jest ich oczywiście mniej niż w republice, ale trend jest zauważalny i tu, i tu.

Najwyraźniej widać jednak sekularyzację. Wspomniany już spis powszechny pokazał, że aż 17% sięgającej prawie 1,9 mln mieszkańców populacji Irlandii Północnej nie praktykuje żadnej religii. To z kolei wiąże się z osłabieniem autorytetu publicznego obu instytucji – Kościoła rzymskokatolickiego i arcybiskupa Westminsteru. W tej sytuacji, nawet jeśli w obu krajach udałoby się znaleźć fanatyków religijnych gotowych chwycić za broń, raczej nie uzyskaliby masowego poparcia dla swoich postulatów.

Podobnie jest z samą kwestią unifikacji. Kiedy w ubiegłym roku Sinn Féin po raz pierwszy w historii wygrała wybory do północnoirlandzkiego parlamentu, zdobywając 27 z 90 dostępnych mandatów, media natychmiast zaczęły snuć scenariusze połączenia obu krajów. Zwłaszcza że głośno mówiła o tym szefowa partii na terenie Wielkiej Brytanii Michelle O’Neill, a temat istnienia granicy wrócił do debaty publicznej z powodu brexitu. Pomimo opuszczenia przez królestwo Unii Europejskiej Irlandia Północna de facto nadal znajduje się we Wspólnocie, głównie pod względem celno-handlowym. Przywrócenie fizycznego podziału i wszystkiego, co się z tym wiąże, na czele z kontrolami celnymi, byłoby nie tylko koszmarem logistycznym, ale także paliwem dla radykałów. Dlatego granica w praktyce przebiega przez oddzielające obie wyspy Morze Irlandzkie.

Badania opinii publicznej nie potwierdzają jednak tezy o realności połączenia obu Irlandii. O ile, jak donosi „Irish Times”, po republikańskiej stronie aż 66% obywateli opowiada się za unifikacją, o tyle już wśród Irlandczyków z północy poparcie dla takiego ruchu wciąż jest wyraźnie mniejszościowe. Trzy duże sondaże z 2022 r., przeprowadzone przez badaczy z Uniwersytetu w Liverpoolu, sondażownię LucidTalk oraz naukowców odpowiedzialnych za badanie trendów społecznych Northern Ireland Life and Times Survey, pokazały odpowiednio 31,9%, 34% i 41% poparcia dla idei wyjścia Irlandii Północnej ze Zjednoczonego Królestwa i połączenia się z rządem w Dublinie. Co więcej, agregowane sondaże z ostatnich sześciu lat dowodzą, że nie ma mowy o trendzie rosnącym. Najmniejszy odsetek zwolenników zjednoczenia w tym okresie to 26%, największy – 45%. Wyniki powyżej 40% pojawiały się w dodatku tylko w badaniach jednej agencji, co każe się zastanowić nad stosowaną przez nią metodologią.

DUP jest niezadowolona

O tym, że stare podziały odgrywają coraz mniejszą rolę, świadczy też inne zjawisko na scenie politycznej. We wspomnianych wyborach z ubiegłego roku trzecie miejsce i 17 mandatów zdobyła centrowa partia Alliance (ang. Sojusz). Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jest to jedyne w Irlandii Północnej ugrupowanie, które oficjalnie nie ma żadnego stanowiska w kwestii unifikacji. Przewodnicząca tej formacji Naomi Long za każdym razem stara się podkreślać, że to, pod jaką flagą żyją jej wyborcy, jest dla niej kwestią drugorzędną. Znacznie ważniejsze są dostęp do edukacji i ochrony zdrowia oraz szanse na rynku pracy. I właśnie tym powinni jej zdaniem zajmować się politycy po obu stronach granicy, bo tożsamość narodowa staje się kwestią coraz bardziej wyimaginowaną.

To oczywiście przesada w drugą stronę, ale faktem jest, że obecnym władzom w Belfaście można wiele zarzucić. Wyraz swojej frustracji dał nawet przy okazji obchodów rocznicy porozumienia wielkopiątkowego brytyjski premier Rishi Sunak, który upomniał liderów z północy, by „sprawili, że Stormont (potoczna nazwa parlamentu północnoirlandzkiego, od wzgórza, na którym stoi budynek) znów zacznie właściwie funkcjonować”. Odniósł się w ten sposób do trwającego już 11 miesięcy paraliżu w Belfaście, po tym jak DUP – partia unionistów – wycofała się z udziału w rządzie z Sinn Féin w proteście przeciwko nowym przepisom regulującym handel międzynarodowy po brexicie.

I wtedy dość niespodziewanie wszyscy przypomnieli sobie o porozumieniu wielkopiątkowym. Stworzono wówczas bowiem power sharing governance, czyli ustrój oparty na dzieleniu się władzą przez unionistów i nacjonalistów. W dużym skrócie opiera się to na przymusowym współistnieniu. Jeśli premier lokalnego rządu – lider partii, która wygrała wybory – wywodzi się spośród zwolenników pozostania w Wielkiej Brytanii, jego zastępca reprezentuje nacjonalistów, i odwrotnie. Pomimo różnic tytularnych obaj urzędnicy są sobie równi kompetencyjnie i nie mogą sprawować władzy osobno. Jeśli jeden zrezygnuje, drugi jest zobligowany do tego samego. DUP jest niezadowolona z faktu, że po rozwodzie Londynu z Brukselą część dóbr importowanych z królestwa do Irlandii Północnej musi przechodzić kontrolę celną.

Przewodniczący partii, sir Jeffrey Donaldson, jest zdania, że przez to lokalna gospodarka osłabia swoją pozycję względem reszty Wielkiej Brytanii. Sunak próbował teraz przywołać DUP do porządku również dlatego, że w wyniku paraliżu Irlandia Północna pozostaje bez budżetu na przyszły rok, co stawia w dramatycznej sytuacji praktycznie cały sektor publiczny. Obchody rocznicowe dobiegły jednak końca, tuzy polityki – w tym odwiedzający Irlandię prezydent USA Joe Biden – wyjechały do domu, a przełomu brak.

Ten polityczny chaos jest dziedzictwem The Troubles. Tak samo jak przemoc, która wciąż istnieje na pograniczu, choć już nie manifestuje się bombami i seriami z karabinów. Widać ją na niższym poziomie, zwłaszcza wśród najmłodszych. I tu, co ciekawe, mimo wszystko odgrywa rolę religia. Megan Specia z „New York Timesa” przy okazji niedawnej rocznicy przypomniała, że aż w jednej trzeciej szkół w Irlandii Północnej społeczności uczniowskie są jednorodne religijnie. Protestanci i katolicy, nawet jeśli jest ich mniej, wciąż się nie mieszają. Rezultat – dzieci często nie poznają nikogo z innych kręgów religijnych, dopóki nie dorosną i nie rozpoczną nauki na uniwersytecie czy pracy. Pierwszy kontakt, opisuje w reportażu Specia, niejednokrotnie kończy się bójką, mikroagresją, ksenofobicznym komentarzem.

Władze próbują temu zaradzić, inwestując w programy integracyjne, ale nieufność wśród Irlandczyków z północy nadal jest spora. Nawet jeśli po drugiej stronie granicy, jak wynika z rocznicowego sondażu na zlecenie „Irish Timesa”, co czwarty Irlandczyk do 24. roku życia nie wie o The Troubles prawie nic. Jak widać, nie trzeba znać trudnych faktów z przeszłości, by hodować w sobie nienawiść.

m.mazzini@tygodnikprzeglad.pl

Fot. East News

Wydanie: 18/2023, 2023

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy