Łódź nie oddaje

Łódź nie oddaje

Łódzcy urzędnicy zwalczali dziką reprywatyzację, zanim zrobiło się o niej głośno W Łodzi właśnie rusza proces grupy, która na podstawie sfałszowanego testamentu przejęła kamienicę w centrum miasta i usiłowała przejąć kolejne. Miejscowe prokuratury badają prawdopodobne nadużycia dotyczące ok. 300 kamienic, a od 2011 r. udaremniono wyłudzenie ok. 100 nieruchomości. To efekty zdecydowanych działań magistratu, który dodatkowo punktuje braki w pisowskim projekcie ustawy reprywatyzacyjnej. Samorządowi detektywi W wyniku wojny Łódź straciła niemal połowę ludności. Wielu jej żydowskich mieszkańców zginęło w getcie, Niemcy wyjechali. Pozostawione nieruchomości przejęło państwo, a następnie gmina, często nazywana największym kamienicznikiem w Polsce. Jej majątek stał się łakomym kąskiem dla przestępców, tym bardziej że przed wojną bardzo wiele osób, zwłaszcza wśród Żydów, nosiło to samo imię i nazwisko, co ułatwia podszywanie się. Pokusie oszustwa nie oparł się jeden z łódzkich biznesmenów. Jego grupa, złożona m.in. z pracownika kancelarii notarialnej i byłego pracownika administracji zarządzającej nieruchomościami, wyszukiwała kamienice, o które nikt się nie upominał, i zgłaszała do nich roszczenia oparte na sfałszowanych testamentach i podstawionych świadkach. Proceder mógłby ujść gangowi na sucho, gdyby nie jego chciwość – w 2010 r. pozwał miasto o zwrot korzyści z przejętej kamienicy i odszkodowanie za złe zarządzanie nią. Urzędnicy zaczęli szczegółowo sprawdzać dokumenty dotyczące nieruchomości, co skończyło się zawiadomieniem prokuratury i rozpoczęciem w tym roku procesu. Akt oskarżenia obejmuje 10 osób, niektórym grozi nawet 15 lat odsiadki. Sprawa uświadomiła prezydent Hannie Zdanowskiej, że magistrat jest nieprzygotowany do rozwiązywania tego typu problemów. Dlatego w 2012 r. powołała Oddział ds. Ochrony Praw Własności do Nieruchomości – pierwsze i do dziś jedyne w Polsce samorządowe biuro zapobiegające wyłudzeniom kamienic oraz walczące o odzyskanie bezprawnie przejętych. W jego skład weszli prawnicy, administratywiści, historycy i archiwiści. Ich kompetencje uzupełniają się, dlatego jest równie skuteczne w analizie dawnych ksiąg wieczystych, jak i w przygotowywaniu dokumentów dla sądu. Wspólne są natomiast predyspozycje „detektywistyczne” – umiejętność łączenia faktów i wyciągania wniosków. Wiele działań zespołu polega na weryfikacji prawdziwości dokumentów. Urzędnicy przyznają, że między nimi a przestępcami trwa coś w rodzaju wyścigu zbrojeń. Dlatego nie chcą ujawniać swoich metod pracy, ograniczając się do zapewnień, że stale je rozwijają. Zespół prowadzi działania przygotowawcze do postępowań zarówno karnych, jak i cywilnych. – Pion karny nie tylko zgłosił do prokuratury ok. 100 zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa oraz interweniował w ABW i CBA. Obsługuje także toczące się postępowania: uzupełnia dokumenty do prokuratury, składa wyjaśnienia itd. Z kolei pion cywilny zajmuje się m.in. wnioskami do sądów o stwierdzenie zasiedzenia nieruchomości przez gminę – wyjaśnia mec. Marcin Górski, dyrektor Wydziału Prawnego Urzędu Miasta Łodzi. Oddział rozpoznaje skalę ryzyka utraty tytułu własności, zanim ktoś go zakwestionuje. – Jeśli będzie pan grzebał w aktach dotyczących nieruchomości należącej do miasta, będziemy o tym wiedzieli, jeszcze zanim opuści pan mury archiwum. I kiedy do sądu trafi powództwo przeciwko miastu o jej wydanie, wniesiemy o zawieszenie postępowania i jednocześnie będziemy się domagali stwierdzenia przez sąd zasiedzenia. Przygotowania do uzyskania alternatywnego tytułu rozpoczynamy z wyprzedzeniem, żeby nie stracić publicznej własności – niezależnie od tego, czy pretensje do niej są oparte na autentycznych, czy na sfałszowanych dokumentach. Dał im przykład Bonaparte Członkowie zespołu docierają do archiwalnych dokumentów, wertują listy więźniów obozów, rekonstruują drzewa genealogiczne i biografie, kontaktują się z krewnymi spadkobierców i najstarszymi mieszkańcami kamienic, a nawet przyglądają papierowi, na którym sporządzono rzekomo kilkudziesięcioletnie testamenty. Najbardziej spektakularnym przykładem ich kreatywności jest powołanie się w 2012 r., w sporze o kamienicę na osiedlu Górna, na… Kodeks Napoleona. Zapisano w nim, że jeśli spadkobiercy nie zgłoszą roszczeń przez 30 lat, tracą prawo do nieruchomości. Przepisy wprowadzone w Królestwie Polskim na początku XIX w. obowiązywały również po odzyskaniu niepodległości, uchylono je dopiero w 1947 r., a właściciel kamienicy zmarł wcześniej. W 2013 r. Sąd Najwyższy potwierdził, że kodeks mógł stanowić podstawę do przejmowania przez skarb państwa nieruchomości, których własności nie można było uregulować na mocy innych przepisów. W październiku br. zapadł korzystny dla miasta, choć na razie nieprawomocny, wyrok

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 46/2017

Kategorie: Kraj