Lubię, kiedy się mnie chwali

Lubię, kiedy się mnie chwali

Aktorzy potrzebują głaskania, bo są próżni. Ja też taka jestem Rozmowa z Beatą Ścibakówną – Jan Kreczmar, legendarny rektor PWST i wychowawca wielu aktorskich pokoleń, mawiał do studentek: „Jeśli chcecie zrobić karierę, nie śpieszcie się z małżeństwem i macierzyństwem”. Czy opiekun pani roku i rektor Akademii Teatralnej, Jan Englert, powtarzał to samo? – Nie. Natomiast pamiętam, że przestrzegał blondynki przed paleniem papierosów. Mówił: „Blondynki nie powinny palić, bo się szybko starzeją”. Wzięłam to sobie do serca i rzuciłam palenie. Do dziś nie palę. – No i wygląda pani wspaniale. – To znaczy, że mój rektor miał rację. – Ilekroć się spotykamy, zawsze urzeka mnie pani pogoda ducha. Czy wyniosła ją pani z domu rodzinnego? – Tak. Miałam szczęśliwe dzieciństwo i kochających rodziców. Dużo czasu spędzałam w gronie koleżanek i kolegów, z którymi fantastycznie się rozumiałam. Zawsze miałam mnóstwo zajęć. Najpierw była akrobatyka, potem szkoła muzyczna, chór, konkursy recytatorskie i kółko teatralne. W latach szkolnych wszystko przebiegało pomyślnie. Nikt mnie nie gnębił, nikt nie dokuczał. Pewnie stąd wzięły się mój optymizm i radość życia. – Zadaje sobie pani pytanie: Kim jestem? – Owszem. Nawet dość często. Gdzie jednak jest odpowiedź?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 02/2002, 2002

Kategorie: Kultura