Miejskie łąki zamiast klepiska

Miejskie łąki zamiast klepiska

Kosić czy nie kosić? Oto jest pytanie Pamiętacie państwo tę scenę z „Dnia świra”, w której Adaś Miauczyński, nie mogąc znieść hałasu kosiarki, idzie się kłócić z jej operatorem? Współcześni Miauczyńscy odetchną. Miejscy decydenci w sprawach zieleni widzą bezsens regularnego koszenia trawników. – Obserwujemy taki trend od pewnego czasu – mówi Barbara Jędrzejczyk z warszawskiego stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. – Trudno dokładnie określić, gdzie to się dzieje, ponieważ grunty są zarządzane przez różne podmioty. Część należy do miasta, inne do poszczególnych spółdzielni czy wspólnot mieszkaniowych, samodzielnie decydujących o wyglądzie zieleni. Jeśli chodzi o duże miasta, zmiany widoczne są we Wrocławiu, w Krakowie i częściowo w Warszawie. Dzielnice z rezerwatem Barbara Jędrzejczyk wyjaśnia, że pomysł zakładania łąk kwietnych w miastach staje się coraz popularniejszy głównie dzięki wysiłkom Fundacji Łąka. – To właśnie jej aktywiści zaczęli zwracać uwagę na to, że nie wszystkie trawniki muszą wyglądać jak te w angielskich ogrodach czy parkach – mówi. – Łąki kwietne zdecydowanie bardziej cieszą oko niż wysuszony trawnik. Częste koszenie powoduje bowiem, że jeśli przez dłuższy czas nie pada, trawniki łysieją, tworzą się z nich klepiska. W Warszawie już w czerwcu widać takie miejsca, gdzie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2019, 28/2019

Kategorie: Ekologia