Muzyka z pawilonu

Muzyka z pawilonu

U nas nie filharmonia i kiksy nie mogą się zdarzyć – mówią szefowie prywatnych orkiestr Dla bywalca abonamentowych koncertów filharmonicznych zetknięcie z orkiestrą prywatną bywa czasem sporym zaskoczeniem. Po prostu nie spodziewa się, że zespół może grać tak dobrze, choć muzycy nie mają etatów, stałej dotacji ani opieki władzy centralnej czy lokalnej. Dyrektor Warszawskiej Orkiestry Sonata, Jacek Łepecki, proponuje posłuchać roboczego nagrania któregoś z koncertów fortepianowych Chopina. Wybieram finał koncertu f-moll, gdzie w zakończeniu jest solo waltorni, podczas wykonania którego nawet dobrzy muzycy zwykle kiksują, bo to trudne miejsce. – U nas nie filharmonia i coś takiego nie może się zdarzyć – zapewnia dyrektor. Sonata ma swoją siedzibę w niewielkim pawilonie wykupionym przez dyrektora od spółdzielni mieszkaniowej na warszawskim Gocławiu. Można tu organizować próby, ale miejsca do koncertowania nie ma. Występy odbywają się więc w różnych wynajętych pomieszczeniach, najczęściej w kościołach. Przeglądając listę zagranych koncertów, można zresztą pomyśleć, że Sonata to zespół przykościelny. Prestiż kontra pieniądz W Polsce mamy kilkanaście państwowych orkiestr filharmonicznych, które dysponują własnymi gmachami i dużymi salami koncertowymi, co być może jest dla zatrudnionych tam muzyków znakiem prestiżu, ale także źródłem kłopotów z powodu nie najwyższych zarobków

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2008, 42/2008

Kategorie: Kultura