Na celowniku psychopaty

Na celowniku psychopaty

Od trzech tygodni Waszyngton jest terroryzowany przez snajpera zabójcę „Nie, to nie może być prawda!”, krzyczy Larry Gaffigan, który stracił w zamachu najlepszego przyjaciela. Nazajutrz od kuli tego samego zabójcy zginęła Sarah, opiekunka dzieci Gaffigana. Stało się to nie w Afganistanie czy na Bliskim Wschodzie, lecz w rejonie Waszyngtonu. Od 2 października amerykańską stolicę terroryzuje szalony snajper. 11 razy nacisnął spust i ani razu nie chybił. Zabił już dziewięć osób, zaś dwie ciężko ranił. W miasteczku Bowe, gdzie strzelał do 13-letniego ucznia (dziecko z przestrzeloną piersią cudem przeżyło), zostawił kartę tarota z wizerunkiem Śmierci i napisem: „Drodzy policjanci, jestem Bogiem”. To tak jakby scenariusz ponurego horroru stawał się rzeczywistością – piszą komentatorzy. Waszyngton przypomina miasto w stanie oblężenia. Policyjne helikoptery, wyjące syreny, blokady na drogach, puste sklepy, restauracje i szkolne podwórka, skuleni ludzie, którzy przemykają po stacjach benzynowych i odjeżdżają z okrzykiem: „Hurra, przeżyłem!”. Policja radzi obywatelom, aby chodzili zygzakiem, zaś podczas tankowania chowali się między pojazdem a dystrybutorem. Właściciele stacji benzynowych stawiają barykady z przyczep, mające powstrzymać kule. Prezydent Bush mówi o „tchórzliwych i bezsensownych aktach przemocy”. Dziennik „New York Times” i tak skrytykował gospodarza Białego Domu za obojętność na lęk obywateli, będącą skutkiem rządowej obsesji na punkcie Saddama Husajna: „Prezydent mówi tylko o Iraku, jego sąsiedzi po drugiej stronie ulicy – tylko o strzelcu”, pisze gazeta. W największej w dziejach Waszyngtonu obławie bierze udział prawie 2 tys. policjantów i funkcjonariuszy FBI. Osoby prywatne zebrały już 500 tys. dol. jako nagrodę za pomoc w ujęciu szaleńca. Wojskowe samoloty rozpoznawcze wykonują dla Federalnego Biura Śledczego niezwykle dokładne zdjęcia okolicy. To bezprecedensowy krok, bowiem prawo zabrania udziału armii w pościgu za przestępcami. Analizowane są fotografie z satelitów wojskowych i meteorologicznych. Do pościgu włączyli się agenci Secret Service, chroniący prezydenta Busha. Armia Stanów Zjednoczonych analizuje akta osobowe aktywnych i byłych żołnierzy z okolic Waszyngtonu. Być może, sprawca nauczył się tak precyzyjnie zabijać podczas służby w siłach zbrojnych. W każdym razie strzela niezwykle fachowo. Swe ofiary uśmierca z odległości ponad 100 m jedną kulą z karabinu o dużej mocy kalibru 223. Potem odjeżdża, prawdopodobnie jasnym minivanem typu Chevrolet Astro z drabiną na dachu i uszkodzonym tylnym światłem. Takich samochodów używają tysiące Amerykanów, zwłaszcza rzemieślnicy. Sprawca jest całkowicie nieprzewidywalny i dlatego budzi grozę, bowiem kula może dosięgnąć każdego. „W mojej pracy jeszcze nie widziałem takiego mordercy”, mówi James Alan Fox, profesor kryminologii z Bostonu. „Zazwyczaj seryjni killerzy wybierają specyficzne ofiary. Temu jednak jest wszystko jedno. Traktuje ludzi jak tarcze. Pragnie terroryzować całą społeczność”. Snajper strzela do kobiet i mężczyzn, dorosłych i dzieci, Afroamerykanów, białych i Azjatów. Ofiary łączy tylko to, że zatrzymały się na chwilę i zabójca zdążył uchwycić je w celowniku. Jako pierwszy z rąk szaleńca zginął 55-letni James D. Martin, przyjaciel Gaffigana. Wyszedł z samochodu, aby w supermarkecie w Silver Spring kupić chrupki i napoje dla zastępu skautów swego syna. Nie zdążył. Nazajutrz snajper zgasił aż cztery ludzkie istnienia. 39-letni James „Sonny” Buchanan nie dokończył kosić trawnika. Pracował na kosiarce z siedzeniem, był widoczny jak na dłoni. 54-letni taksówkarz Premkumar Walekar umarł, tankując na stacji benzynowej – został ugodzony kulą w tył głowy. Sarah Ramos, 34-letnia opiekunka do dziecka, nigdy już nie wstała z ławki przed pocztą. Półtorej godziny później, również na stacji benzynowej śmierć dosięgła 24-letnią Lori Lewis Riverę odkurzającą swój samochód. Szaleniec najwidoczniej bawi się z policją w kotka i myszkę, pragnie pokazać, że nic go nie powstrzyma. Kiedy władze oznajmiły przed kamerami telewizyjnymi, że szkoły są bezpieczne, morderca wymierzył w ucznia Benjamin Tasker Middle School w Bowie. Kula o włos minęła serce czarnoskórego nastolatka. Kiedy 9 października Doug Duncan, urzędnik hrabstwa Montgomery, oświadczył: „Wczoraj nie było zamachów, a także dziś na razie mamy szczęśliwy dzień”, zabójca natychmiast uderzył, zabijając 53-letniego Deana Harolda Meyersa na stacji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 42/2002

Kategorie: Świat