Co wyczytali tłumacze w najnowszych przekładach „Mistrza i Małgorzaty” „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa cieszy się w naszym kraju nieustającą poczytnością i nieodmiennie zwycięża w plebiscytach na ulubiony utwór literacki. Nic dziwnego – mówi o wielkiej miłości, ponadczasowych wartościach i odwiecznej walce dobra ze złem. To książka z rodzaju tych, które czyta się jednym tchem, a potem niejednokrotnie do nich powraca, by przy kolejnej lekturze odkryć coś nowego. Rzadko jednak czytelnicy zdają sobie sprawę, że jedną z tajemnic sukcesu takich książek stanowi przekład. Zazwyczaj nie zwracają nawet uwagi na to, czyje tłumaczenie trzymają w ręku, rzadziej porównują tłumaczenia, jeśli jest ich kilka, a jeszcze rzadziej sięgają po oryginał, by porównać go z przekładem. Tymczasem przekład ma niebagatelny wpływ na odbiór: zły może zgubić dzieło wybitne, świetny – przeciętną książkę wynieść na szczyt. O tym, jak doniosły bywa wkład tłumacza w kształt dzieła i jak duże mogą być różnice między poszczególnymi tłumaczeniami, niech świadczy właśnie „Mistrz i Małgorzata”. Przykład wybrany nie bez powodu, gdyż niedawno otrzymaliśmy niemal jednocześnie trzy nowe przekłady. W 2016 r. minęła 50. rocznica pierwszego, mocno zresztą okrojonego przez radziecką cenzurę, wydania tego dzieła w miesięczniku literackim „Moskwa”, a jubileusz zainspirował nowe już pokolenia polskich tłumaczy. Warto przypomnieć, że do niedawna istniały w Polsce dwa przekłady: pierwszy, Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego z 1969 r., który uchodzi za „kanoniczny”, oraz drugi – Andrzeja Drawicza z 1990 r. Trzy nowe tłumaczenia przygotowali: Krzysztof Tur (Michał Bułgakow, „Mistrz i Małgorzata. Czarny Mag”, Fundacja Sąsiedzi, Białystok 2016), Grzegorz Przebinda z rodziną (Michaił Bułhakow, „Mistrz i Małgorzata,” Znak, Kraków 2016) oraz Jan Cichocki (Michaił Bułhakow, „Mistrz i Małgorzata”, Bellona, Warszawa 2017). Wszyscy są tłumaczami, literaturoznawcami, a także uznanymi bułhakoznawcami z niebagatelnym dorobkiem naukowym. Tłumaczenie jest jak żona… Jeśli piękne, to niekoniecznie wierne, jeśli wierne, to niekoniecznie piękne. Tyle stare powiedzenie, a co mówią realia? Podobnie jak każda lektura przekład jest najpierw i przede wszystkim interpretacją. Każdy czytelnik inaczej rozumie tekst, a im bardziej jest on złożony, tym więcej może mieć odczytań. W „Mistrzu i Małgorzacie” jeden dostrzeże głównie wątek miłosny, drugi porewolucyjne realia radzieckie, a trzeci środowisko artystyczne. Każda lektura jest odczytaniem przefiltrowanym przez indywidualną wrażliwość czytelnika, to każdorazowe kreowanie tekstu na nowo. Tłumacz na początku też jest zwykłym czytelnikiem, dopiero potem czytelnikiem szczególnym. Mając do czynienia z oryginałem, najpierw go interpretuje, a następnie stara się swoje rozumienie tekstu oddać w języku przekładu. Problem polega na tym, że czytelnik raczej się spodziewa, że tłumacz wiernie odda oryginał, że będzie przekaźnikiem intencji autora. Jednak ostatecznie zawsze otrzymujemy tekst przeniknięty osobowością tłumacza. Tłumacz tworzy dla czytelnika tekst na nowo, twórczo rozwija sensy, język i rytm dzieła, przy jednoczesnej trosce o zachowanie bliskości z oryginałem, w tym językiem autora. Ale wszelkich wyborów dokonuje sam, kierując się swoją wiedzą, umiejętnościami i własnym rozumieniem tekstu. I tak tłumaczenie nigdy nie bywa raz na zawsze skończone. Stąd się biorą nierzadko wielokrotne próby przekładu tych samych dzieł i tak różne ich wyniki. Czasem efekt końcowy jest odmienny nie z powodu indywidualności tłumaczy, ale dlatego, że każdy z nich przekładał inny tekst. Jak to możliwe? Powieść „Mistrz i Małgorzata” ma dramatyczne i zawikłane losy, podobnie jak sam autor. Bułhakow zaczął pracować nad nią ok. 1928 r., ale zmarł w 1940 r., nie ukończywszy jej. Pozostawił jednak wytyczne swojej trzeciej żonie, Helenie, która stała się opiekunką i wydawczynią spuścizny męża. W ciągu tych 12 lat rękopis został spalony przez samego autora (ale „rękopisy nie płoną”!), był po wielokroć poprawiany. W toku pracy powstały wersje do tego stopnia rozbieżne, że obecnie badacze wyróżniają ich sześć. W zależności od tego, którą wersję tłumacz wybrał jako podstawę tłumaczenia – a panuje tu pełna dowolność – tak różne mogą być przekłady. Polskie bazują na czterech spośród sześciu wersji oryginału. Jeśli je porównać – choć to na ogół zajęcie dla specjalistów i/lub pasjonatów – zauważymy, że istnieją między nimi









