Podczas konwencji republikańskiej nowojorczycy spodziewają się ćwierć miliona protestujących przeciwko prezydentowi USA Korespondencja z Nowego Jorku Ten wśród Republikanów, który wpadł na pomysł zorganizowania tegorocznej konwencji w Nowym Jorku, ma zapisany w gwiazdach los pokerzysty ryzykanta. Albo będzie wysoko wygrany, gdy George W. Bush obroni prezydenturę w wyborach 2 listopada br., albo przyczepią mu etykietę gościa, który poprzez Nowy Jork sprowadził klęskę. Nie jest jednak pewne, czy pomysł takiej lokalizacji wyszedł od… republikanina. Wielu demokratów uważa, że taki plan jest efektem zdrady w ich szeregach. Zell „Wallenrod” Miller Autorem ma być senator Zell Bryan Miller, 72-letni ekscentryczny demokrata z Georgii. 15 lipca 1992 r. to on właśnie wygłaszał główną mowę rekomendującą kandydata demokratów, Billa Clintona, w którego sukces w walce z George’em Bushem seniorem mało kto wierzył. Mówiło się, że miał szczęśliwą rękę. Wprowadził Clintona na szlak wielkiej politycznej kariery. W roku 2000 Miller z ramienia swojej partii został wybrany na reprezentanta Georgii w Senacie USA. Okazało się wówczas, że gubernator Miller i senator Miller to dwie różne osoby. Wykonał zdecydowany skręt na prawo, stając się najbardziej konserwatywnym senatorem Partii Demokratycznej, głosującym zwykle tak jak Republikanie. Odmawia jednak zmiany barw partyjnych. Twierdzi, że musi ukarać swoich za… lekceważenie spraw Południa, które Demokraci „mają za nic”. Zdaniem Millera, Stany Zjednoczone mogą być wystarczająco południowe jedynie z George’em W. Bushem, dlatego zgodził się na wygłoszenie mowy głównej na konwencji republikańskiej. Przekonywał także, że powinna się ona odbyć w Nowym Jorku, tradycyjnym bastionie Partii Demokratycznej. Oczywiście, demokrata Zell Miller jest na nowojorskiej konwencji dla Republikanów darem niebios. Podobnie jak syn niedawno zmarłego Ronalda Reagana, przemawiający na konwencji w Bostonie, był nie lada gratką propagandową dla Demokratów. Podobno swego syna nie zdołała odwieść od gościnnego występu „u Demokratów” Nancy Reagan (notabene sama mająca wystąpić w Nowym Jorku), a senatora z Georgii jego „protegowany” sprzed 12 lat, Bill Clinton. Dzięki temu jest ciekawiej. Oficjalnie obie partie udają, że nic się w ogóle nie stało. New York, New York… 16 lipca 1992 r. z Madison Square Garden wylał się do wtóru hitu „Don’t Stop Thinking About Tomorrow” („Nie przestawaj myśleć o jutrze”) grupy Fleetwood Mac rozentuzjazmowany tłum demokratów z ich nominatem prezydenckim, Billem Clintonem, na czele. Pochód przemaszerował przez centrum Manhattanu. Mogłem to oglądać na własne oczy. Było to widowisko spontaniczne. Nowo kreowany lider Demokratów zatrzymywał się, by pogadać z machającymi i krzyczącymi do niego ludźmi. Ściskał ręce, rozdawał autografy. Podpis przyszłego prezydenta otrzymałem na… pudełku z butami firmy Spalding kupionymi dla syna. Zapamiętałem to z kilku powodów. Po pierwsze, Clinton bez trudu objął pudełko dużych rozmiarów prawą dłonią. Podpisał lewą. Nie tylko miał wielkie dłonie, okazało się, że jest leworęczny. Po drugie, rzucił uwagę, że on sam nosi L.A.Gear. Zakładając, że po obecnej konwencji w ogóle odbyłby się jakiś marsz przez Manhattan, usiłuję sobie wyobrazić, co by się działo, gdybym znalazł się w pobliżu George’a Busha i wyciągnął w kierunku prezydenta wyjęte z torby na ramieniu pudełko z czymkolwiek. Zapewne już nie zdążyłbym poprosić o autograf ani o nic innego. Zadbałyby o to stosowne służby. Pozostaje pytanie, czy ze skutkiem dla mnie ostatecznym. I wcale nie chodzi o to, że Clinton i jego entourage to inna bajka niż bushowska. 12 lat, które minęły od tamtej konwencji, to cała epoka. Wszystko jest inne (może tylko poza Zellem Millerem). Dziś mamy po prostu czas strachu. Nowy Jork – stan czujności. Manhattan – stan pogotowia. Madison Square Garden – oblężenia. Wybór interpretacji zależy od optyki politycznej. Przypominana jest konwencja demokratyczna z końca sierpnia 1968 r. w Chicago. W czerwcu tego roku został zastrzelony Robert F. Kennedy, faworyt Demokratów w walce o Biały Dom, z którego osobą wiązano nadzieje na szybkie zakończenie wojny wietnamskiej i wycofanie się z polityki Lyndona Johnsona. Konwencja debatuje nad nowym kandydatem. W Chicago kipi od protestów antywojennych. Władze miasta
Tagi:
Waldemar Piasecki









