We francuskich wyborach prezydenckich wszystko jest możliwe „Ratunku, wraca Sarkozy!”, bije na alarm tygodnik „Le Nouvel Observateur”. Po zamachach w Tuluzie obecny prezydent złapał wiatr w żagle. Kandydat socjalistów François Hollande prowadzi kampanię niemrawo, ale dysponuje większymi rezerwami politycznymi niż obecny gospodarz Pałacu Elizejskiego. W wyborach we Francji wszystko jest możliwe. Według ostatnich sondaży, przeprowadzonych przez instytut Ipsos-Logica, w pierwszej turze, która odbędzie się 22 kwietnia, Sarkozy zdobędzie 29% głosów, podczas gdy Hollande – 28,5%. W drugiej turze (6 maja) zatriumfuje natomiast kandydat socjalistów różnicą aż 10 punktów. Sondaże agencji Ifop Fiducial przewidują zwycięstwo obecnego prezydenta w pierwszej turze z poparciem 28,5% (dla Hollande’a – 27%). 6 maja wygra jednak socjalista sześcioma punktami. Ale jak naprawdę rozwinie się sytuacja – nie wiadomo. „Dynamika przeniosła się do obozu Sarkozy’ego”, stwierdził „Le Nouvel Observateur”. Ekonomiczna mizeria Jeszcze do niedawna wydawało się, że Hollande odniesie pewne zwycięstwo. Podczas spotkań i wieców obywatele mówili mu otwarcie: „Oczywiście chcemy, żeby pan został prezydentem, ale jeszcze bardziej pragniemy pozbyć się Sarkozy’ego”. Obecny szef państwa nie dotrzymał obietnic złożonych podczas kampanii w 2007 r. Wtedy zapewniał, że każdy, kto nie boi się pracy, będzie żył lepiej. Ale sprawy potoczyły się zupełnie inaczej. We Francję uderzył światowy kryzys finansowy, przeżywa ona poważne kłopoty gospodarcze. Bezrobocie jest najwyższe od 12 lat. Dług publiczny sięga 90% produktu krajowego brutto i rośnie. W styczniu tego roku Paryż stracił najwyższą ocenę agencji ratingowych. W ostatnim kwartale 2011 r. wzrost gospodarczy wyniósł zaledwie 0,2%, a w pierwszych trzech miesiącach bieżącego roku był zerowy. Te dane, opublikowane 11 kwietnia, mocno rozczarowały obóz Sarkozy’ego, liczący na choć minimalne ożywienie gospodarcze, które otworzyłoby obecnemu prezydentowi drogę do kolejnej kadencji. Ekonomiczna mizeria sprawia, że Francuzi boją się o przyszłość, tym bardziej że katastrofa finansowa eurolandu wciąż jest możliwa. Wyborców irytował też styl rządów Sarkozy’ego. We Francji prezydent, mający rozległe kompetencje, jest spadkobiercą królów, który odziedziczył część monarszego majestatu. Ludzie oczekują, że przywódca państwa będzie się zachowywał z godnością. „Sarko” zaś pędził zawsze tam, gdzie coś się działo, uwielbiał światła jupiterów, chciał być głównym bohaterem mediów. Robił wiele szumu, którego efekty były jednak znikome. Wielu wyborców nie akceptuje takiego modelu prezydentury. Sarkozy zdaje sobie z tego sprawę. W wywiadzie dla tygodnika „Paris Match” przyznał, że wcześniej działał jak minister, i zapewnił, że teraz będzie postępował jak prezydent. Te słowa nie zrobiły na wyborcach wielkiego wrażenia. Echa zamachów Sytuację zmieniły w pewnym stopniu marcowe zamachy w Tuluzie. Młody Mohamed Merah zamordował siedem osób, w tym troje dzieci z żydowskiej szkoły, zanim sam został zastrzelony. W tych okolicznościach Sarkozy mógł wystąpić jako mąż stanu i przywódca broniący kraju. François Hollande nie miał tu do odegrania znaczącej roli i znalazł się w cieniu. Od tego czasu zwolennicy Sarkozy’ego podkreślają, że tylko on, człowiek czynu mający autorytet, potrafi zapewnić bezpieczeństwo krajowi. Prezydent oskarżył zwolenników Hollande’a, że są „kawiorową lewicą”, która lubi rozprawiać o sprawiedliwości społecznej, wysyła jednak dzieci do najlepszych szkół i spotyka się w najdroższych klubach. Nie ma przy tym pojęcia, jak zapewnić bezpieczeństwo republice. Sarkozy dokonał zwrotu na prawo. Zrobił to także dlatego, żeby w drugiej turze zdobyć głosy stronników liderki ksenofobicznego Frontu Narodowego, Marine Le Pen. Ma ona spore szanse na ok. 15% głosów i trzecie miejsce w pierwszej turze, aczkolwiek z pewnością nie przejdzie do drugiej, jak to się udało jej ojcu w 2002 r. Marine Le Pen niestrudzenie straszy Francuzów islamizacją kraju. Sarkozy zapowiada zaś ograniczenie legalnej imigracji ze 180 tys. do 100 tys. osób rocznie. Prezydent przedstawił swój manifest: „List do narodu francuskiego”, w którym kreśli wizję kraju zagrożonego różnymi niebezpieczeństwami. Jednym z nich jest fundamentalizm islamski, ekstremistyczna ideologia, „dążąca do zniszczenia naszych zachodnich wartości”, jak to określił gospodarz
Tagi:
Jan Piaseczny









