Notes dyplomatyczny 11
To zaczyna wyglądać na plagę, bo rośnie nam fala ambasadorów odwoływanych z placówek, a ich następców nie widać. No, może poza prof. Zdzisławem Rynem, psychiatrą z Krakowa, który – na życzenie Jana Kobylańskiego i ks. Rydzyka – został ambasadorem w Argentynie.
Natomiast lista ambasadorów powracających jest znacznie dłuższa. Dłuższa niż lista tych, których min. Macierewicz umieścił w swoim raporcie o WSI.
I tak, na przykład, z Finlandii wraca Andrzej Szynka. Dwa tygodnie po nim, w połowie kwietnia, kończy swą misję ambasador w Belgii – Iwo Byczewski. A kolejne dwa tygodnie później Janusz Niesyto, ambasador w Szwajcarii. Jak więc widzimy, pani minister Fotyga żadnych zahamowań w tych sprawach nie ma, odwołuje, jak leci, czy czerwony, czy różowy, z jakąś dziwną satysfakcją. Tej satysfakcji nie dostarczy jej natomiast Zdzisław Raczyński, ambasador w Tunezji, który sam podał się do dymisji.
Wraca więc do kraju pokaźna grupa urzędników i teraz pytaniem dnia jest, gdzie zostaną ulokowani. Przeważnie wracający ambasadorowie zostawali dyrektorami departamentów albo ich zastępcami lub też powierzano im jakieś istotne obowiązki. Ale tak działo się w czasach pokoju, a nie wojny MSZ-etowsko-kaczyńskiej, której jesteśmy świadkami. Gdy MSZ się odbija, jeńców się nie bierze, więc raczej panuje opinia, że powracający będą spychani gdzieś na margines albo wręcz – jeśli przepisy będą na to pozwalać – wypychani z MSZ.
Co im zostanie, gdy nie będą chcieli z tym się pogodzić?
Szanowni ambasadorowie, podpowiadamy, pani minister Fotyga zdecydowała, że będzie przyjmować osobiście urzędników MSZ, w sprawach wniosków, skarg i rozmaitych interwencji – w pierwszy i trzeci wtorek miesiąca, między godzinami 16.00 a 17.00. Możecie więc w tych godzinach do pani minister się udać. Może coś wskóracie.
Napisaliśmy na początku, że następców odwoływanych ambasadorów nie widać, może więc warto te słowa uściślić – to, że nie widać, nie oznacza, że nie ma ludzi, którzy by koło pewnych placówek nie chodzili.
Otóż na kilometr widać, jak bardzo o wyjazd na ambasadora stara się wiceminister Witold Waszczykowski. On przeżywa ciężkie chwile, myślał że będzie pupilkiem nowej władzy, tymczasem ta władza traktuje go nieufnie. Waszczykowski gra więc na dwa fronty – z jednej strony stara się być jak najmilszy wobec pani minister, z drugiej – w gronie osób bardziej zaufanych – narzeka, że jest blokowany, że choć jeden, który w kierownictwie MSZ zna się na polityce zagranicznej – to jest niesłuchany, że musi świecić oczami za niemądre decyzje, których nie rozumie, itd., itp. Wielce ciekawe, na jaką placówkę ta taktyka go zaprowadzi…
Innym wiceministrem, który gra kontestatora, jest Rafał Wiśniewski. I też widać, że najchętniej to by się z MSZ ewakuował. Wiśniewski, za rządów Buzka, stawiał na ówczesnego wiceministra Radka Sikorskiego, a teraz też narzeka, że – choć fachowiec – to trzymany jest przez panią minister na dystans.
Oj, drodzy wiceministrowie, wszyscy wiemy, i wy, i my, że takie gry, że ministrowi w jego obecności się kadzi, a za jego plecami się go obmawia, to MSZ-etowska tradycja. Tylko że tego nie wie Anna Fotyga, kobieta bez poczucia humoru. Więc uważajcie…
Kategorie: Bez kategorii
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy