Oskarżanie bez dowodów

Oskarżanie bez dowodów

Śledztwo w sprawie kongijskiej inwestycji KGHM zostało prawomocnie umorzone Prokuratura w Katowicach utrzymała w mocy swoją decyzję o umorzeniu postępowania w sprawie inwestycji KGHM w Kongo. Ponownie uznano, iż zakup złoża Kimpe był eksperymentem gospodarczym w granicach dopuszczalnego w biznesie ryzyka. Taki był punkt widzenia ekspertów. Prokuratura katowicka podzieliła go po trzyletnim śledztwie, w czasie którego rozpatrywała niewątpliwie wszelkie aspekty owej umowy. Inny jednak pogląd na sprawę miał dziennik „Rzeczpospolita”. W sążnistym artykule opublikowanym 3 października dziennikarz gazety, zapewnił, że posiada nieznane dokumentów w sprawie kongijskiej transakcji. W tej sytuacji Prokuratura Krajowa postanowiła przestudiować akta sprawy umorzonej w prokuraturze katowickiej. Pisaliśmy o tym w Przeglądzie z 14 października br., sugerując, iż żadnych nowych dokumentów dziennik nie ma, bo by opublikował choćby ich skserowane fragmenty, jak to zwykły robić gazety, kiedy wejdą w posiadanie tajemnic na piśmie. Zresztą autor ów zasłynął z tego, że kilka miesięcy wcześniej na łamach „Parkietu” obwieścił, iż przełomowe znaczenie dla dalszego toku trwającego wówczas postępowaniu wyjaśniającego mogą mieć informacje, których gotowa jest udzielić prokuraturze jedna z najważniejszych osób związanych z kierownictwem Polskiej Miedzi, pod warunkiem uzyskania statusu świadka koronnego. Do dziś jakoś głucho i o świadku koronnym, i o jego rewelacyjnych zeznaniach. Ostatnio prokurator krajowy, Karol Napierski, oświadczył „Trybunie”, że po analizie okoliczności ujawnionych przez dziennikarzy i porównaniu ich z materiałem ze śledztwa katowicka prokuratura uznała, że nie ma przesłanek do wznowienia postępowania. Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Katowicach, Tomasz Tadla, wyjaśnił szczegóły: przesłuchaliśmy autora publikacji i wystąpiliśmy o uzupełnienie materiału dowodowego o dokumenty, na które powoływał się dziennikarz „Rzeczpospolitej” najpierw w artykule, a potem w swoich zeznaniach. Jeśli takie dokumenty będą, trafią do akt sprawy. Nie należy tego wiązać z ewentualnym wznowieniem postępowania. Decyzja o jego umorzeniu pozostaje w mocy prawnej. Na razie nie ma żadnych podstaw do wznowienia śledztwa. Prokuratury Apelacyjna i Okręgowa w Katowicach przesłuchiwały autora publikacji na polecenie Prokuratury Krajowej. Karol Napierski poinformował również o tym, iż prokuratorom katowickim „polecono przeprowadzenie odpowiednich czynności, które miały na celu uzupełnienie materiału dowodowego.” Jednakże przesłuchany dziennikarz odmówił przekazania dokumentów, powołując się na tajemnicę. W tej sytuacji, wyjaśnił Karol Napierski, prokuraturze pozostała wyłącznie analiza materiału dowodowego będącego w jej posiadaniu. I porównanie go z informacjami przedstawianymi przez dziennikarza. Okazało się – jak stwierdza prokurator krajowy – że wiele z tych informacji brano pod uwagę w czasie prowadzonego postępowania. KGHM może więc być usatysfakcjonowany, iż prokuratura prawomocnym już umorzeniem śledztwa uznała, że transakcja w Kongo nie była przestępstwem gospodarczym. Czy jednak to wystarczy do oczyszczenia reputacji firmy? W końcu jeden z najważniejszych krajowych dzienników, a w ślad za nim inne gazety oraz stacje telewizyjne i radiowe poinformowały opinię publiczną o przestępczej działalności gospodarczej Zarządu KGHM, który w 1997 r. dokonał tej transakcji, a dziś – po paroletniej przerwie na czasy rządów AWS – znowu sprawuje władzę w Miedzi. Na szwank narażono nie tylko dobre imię, ale i ocenę fachowości członków zarządu. Według „Rzeczpospolitej”, nie tylko nie wiedzieli, jaka ruda jest w złożach, które kupują, ale nawet tego, że firma, która odsprzedaje KGHM prawo do eksploatacji kongijskiego złoża, sama nie ma do niego żadnych praw. Obydwa stwierdzenia były nieprawdziwe, o czym najlepiej świadczy fakt, iż właśnie w czasie, kiedy gazeta drukowała swoje donosy, w KGHM trwały przygotowania do przeprowadzenia rozmów w Kongo na temat renegocjacji umowy (delegacja KGHM wyjeżdża tam 18 listopada). W jednym tylko gazeta ma rację: inwestycja w Kongo zamiast przynosić, zgodnie z planem, wysokie zyski, przyniosła straty. Tyle że winnych szuka nie tam, gdzie powinna. Ani przez myśl jej nie przejdzie, że sprawcą strat może być były prezes Krzemiński, który zamiast kontynuować dzieło poprzedników, zamroził inwestycje i na początku swego urzędowania złożył zawiadomienie do prokuratury na ową – jego zdaniem – przestępczą transakcję kongijską. Co nie przeszkodziło mu kilka miesięcy po złożeniu donosu podpisać umowę ze spółką King& King. Firma ta za cenę 1,5 mln dol. miała zapewnić Miedzi powrót do Konga. Połowę tej sumy prezes Krzemiński wpłacił na konto owej spółki i wszystko poszło na straty. Nie przeszkadza to jednak dziennikarzowi gloryfikować „dokonań” szefów King&King, których wypowiedzi podaje niczym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 45/2002

Kategorie: Kraj
Tagi: Maciej Wołk